Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2009


Po rozstaniu się z nimi odpłynęliśmy i bezpośrednim kursem przybyliśmy do Kos, a następnego dnia do Rodos, a stąd do Patary. (2) Znalazłszy okręt, który miał płynąć do Fenicji, wsiedliśmy i odpłynęliśmy. (3) Zobaczyliśmy Cypr i zostawiliśmy go po lewej ręce, a płynąc do Syrii, przybyliśmy do Tyru, tam bowiem miano wyładować okręt. (4) Odszukawszy uczniów, pozostaliśmy tam siedem dni, a oni pod wpływem Ducha odradzali Pawłowi podróż do Jerozolimy. (5) Po upływie tych dni wybraliśmy się w drogę, a wszyscy z żonami i dziećmi odprowadzili nas za miasto. Na wybrzeżu padliśmy na kolana i modliliśmy się.

Ap. 21,1-5a

Drogie Siostry, drodzy Bracia!

Bardzo się cieszę, że mogę się tu z wami dziś spotkać, w tym wyjątkowym Tygodniu, w którym spotykamy się co roku, aby poprzez wspólną modlitwę budować jedność Kościoła Chrystusowego.
      W tym duchu Chrystusowej jedności chciałbym Was wszystkich serdecznie powitać. Chcę z tego miejsca przekazać specjalnie serdecznie pozdrowienia Arcybiskupowi Henrykowi Hoserowi i tutejszym parafianom od Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce.
     Hasło dzisiejszego dnia to „chrześcijanie głoszą nadzieję w podzielonym świecie”. Zgromadziliśmy się tu więc, katolicy, ewangelicy, prawosławni i członkowie innych Kościołów, jako wyznawcy Chrystusa. To jest to, co nas łączy, niezależnie od różnic, które są i zawsze będą.
     Wielu z nas tu obecnych, którzy są członkami tzw. Kościołów mniejszościowych, doświadczało zapewne często takiej sytuacji, gdy ktoś z ich przyjaciół czy znajomych pytał: „ no to powiedz mi, czym się różnicie od Kościoła katolickiego? Jak obchodzicie Wigilię, a jak Wielkanoc, jak wyglądają u was sakramenty, no i (najciekawsze zapewne) jak to jest, gdy pastorzy mają żony?” Te pytania często są powodowane prawdziwą, życzliwą ciekawością i chęcią poznania wiary i obyczajów – lepszego poznania kogoś, kogo znamy. Ale niemniej jest w tych pytaniach coś niepokojącego. W najlepszych intencjach, poprzez podkreślanie różnic albo rzeczywistych, albo tylko postrzeganych, ale nie do końca odpowiadających rzeczywistości, tworzymy jakby nowe podziały pomiędzy nami. A przecież, czy nie powinniśmy się raczej koncentrować na tym, co łączy?
     Przede wszystkim podkreślając fakt, że wyznajemy, jako chrześcijanie, jednego Boga, że Chrystus jest Zbawicielem nas wszystkich, i że oczekujemy nowego nieba i nowej Ziemi, możemy dawać nadzieję podzielonemu światu. Jako wyznawcy Zbawiciela musimy wziąć do serca słowa apostoła Pawła: Aby nie było wśród Was rozłamów, abyście byli jednego ducha i jednej myśli.
     Tylko tak zjednoczeni możemy dać nadzieję światu w którym żyjemy, rozrywanemu przez wszelkiego rodzaju konflikty polityczne, kulturowe, ekonomiczne, czasami przeradzające się w otwarte wojny, a który dramatycznie tej nadziei potrzebuje. Nasze siostry i bracia, i ci wierzący, i ci poszukujący bądź zagubieni na drogach swego życia, czekają na uleczenie ich bólów i ran, na spełnienie ich pragnień o pokoju, sprawiedliwości, poszukują miłości, braterstwa, a czasami zwykłej życzliwości zamiast odepchnięcia i wrogości. Nawet ludzie, którzy czynią niesprawiedliwość, którzy zabierają innym chleb, którzy podsycają konflikty, też często podświadomie pragną być innymi, lepszymi ludźmi – a czynią zło, bo wydaje im się, że tylko tak można przetrwać w naszym świecie.
     My, chrześcijanie, wyznawcy Jezusa z Nazaretu, mamy przesłanie zarówno dla skrzywdzonych, poniżanych, jak i dla krzywdzicieli. Tym pierwszym głosimy wyzwolenie z okowów ucisku, tym drugim istnienie możliwości wyjścia z zaklętego kręgu zła i zwrotu ku dobru.
     Wielkim przykładem takiego zwrotu ku dobru jest tu właśnie sam apostoł Paweł, który z zagorzałego prześladowcy chrześcijaństwa zmienił się w najżarliwszego jego obrońcę.
Przykład ten jest najbardziej spektakularny w historii wczesnego Kościoła, ale przecież nie jedyny w dziejach chrześcijaństwa. Nawrócenia ku Bogu i ku dobru, które od Niego płynie, zdarzają się na co dzień, choć może nie zawsze o nich słyszymy. To właśnie sprawia, że możemy z nadzieją patrzeć na świat – i przekazywać tę nadzieję innym – nie jako na miejsce wiecznego , nieusuwalnego konfliktu, ale jako na miejsce, które kiedyś, gdy przeminie to, co teraz znamy jako Ziemię i jako niebo zamieni się w miasto święte: nowe Jeruzalem.
     Dla tych, którzy nie podzielają naszej nadziei i naszej wiary to stwierdzenie wydaje się czystą fantastyką. Ale przecież wielu z nas, nawet tych, którzy chcą uchodzić za tzw. unikających wzruszeń „realistów”, czasami patrzy w niebo na przesuwające się gwiazdy na firmamencie i dostrzega zapowiedź czegoś innego, czegoś tajemniczego, ale jednocześnie kojącego, uspokajającego, jakby lepszej przyszłości. Czyż nie odczuwamy wtedy właśnie, że przybliża się ku nam Nowe Jeruzalem?
     Gdy wielki astronom Mikołaj Kopernik odkrywał prawdę nauki i formułował teorię o ruchach Ziemi, tak bardzo zaprzeczającą naszemu potocznemu doświadczeniu, wielu ludziom dosłownie nie mieściło się to w głowie. To, że chodzimy po Ziemi, która się kręci i z niej nie spadamy, było czymś niesłychanie trudnym do zaakceptowania dla ludzkiej percepcji otaczającego świata.
     My, chrześcijanie, jesteśmy trochę podobni do Kopernika. Też głosimy coś, co większości ludzi nie wydaje się wcale oczywiste. To tylko w murach Kościoła słuchamy bez zdziwienia historii o Wcieleniu Syna Bożego, jego śmierci krzyżowej i Zmartwychwstaniu. Dla ludzi spoza Kościoła jest to też czymś takim jak teoria Kopernika była dla ludzi wtedy żyjących: czymś, co jest nieprawdopodobne i niezgodne z racjonalnością znanego świata.
     To samo dotyczy eschatologii i zapowiedzi Nowego Jeruzalem. Nie wyobrażamy sobie, po ludzku, przeminięcia tego, co jest i nadejścia czegoś zupełnie nowego, czegoś, co kwestionuje to, co znamy „od zawsze”. Ale jako chrześcijanie, widzimy to oczami wiary, ufamy Bożemu Słowu, że spełnią się rzeczy, o których opowiadali prorocy i apostołowie, a których ostatecznym świadectwem, Bożą pieczęcią, jest nasz Zbawiciel Jezus Chrystus.
     Jako świadkowie Prawdy Chrystusa wiemy jednak również, że Nowe Jeruzalem, jakkolwiek wypełni się na końcu czasów, to zaczyna się już teraz, każdego dnia, w naszych sercach, i w dziełach naszych rąk.
     Już teraz możemy żyć, jakbyśmy żyli w mieście świętym, opromienionym światłem Bożej łaski. Możemy już teraz ocierać łzę z oczu bliźnich, możemy czynić wszystko, co w naszej mocy, aby nie było śmierci wskutek wojen, konfliktów czy głodu na dużych połaciach globu, możemy sprawiać, by w świecie było mniej żałoby a więcej radości, możemy wysłuchiwać krzyku cierpiących i uśmierzać ich ból na tyle, aby ten krzyk nie był potrzebny. Każdego dnia, pełniąc wolę Najwyższego, czynimy świat na nowo dla naszych małżonków, naszych dzieci, naszych bliźnich, dla przychodniów i gości, a także dla tych, których nie znamy. Wielu z nich czeka na naszą wyciągniętą dłoń. Każda podana dłoń jest znakiem, że oto jest miejsce, w którym przebywa Bóg z ludźmi i z nimi mieszka. A zło nie ma w to miejsce przystępu. Stare przemija, nowe nadchodzi. Podajmy sobie więc dziś dłonie jako zapowiedź Nowego Jeruzalem. Amen.

Ks. bp Marek Izdebski

Kazanie wygłoszone na nabożeństwie ekumenicznym w rzymskokatolickiej katedrze św. Floriana na warszawskiej Pradze na zakończenie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w Warszawie 25 stycznia 2009 roku.