Drukuj

NR 3-4 / 2009

Pomyślałem: Wespnę się na palmę, zerwę wiązkę jej daktyli! Niech mi będą twoje piersi jak winogrona, a tchnienie twoich nozdrzy jak woń jabłek, a twoje podniebienie jak wyborne wino, które gładko spływa, zwilżając wargi i zęby. Ja należę do mojego miłego i ku mnie zwraca się jego pożądanie. Pójdź, mój miły, wyjdziemy w pole, noc spędzimy wśród kwiecia henny!

Pnp 7: 9-12

Oczy wszystkie w Tobie, o Panie, nadzieję mają i Ty zaspakajasz nasz głód duchowy słowami Pisma Świętego. Dałeś nam oczy, abyśmy widzieli, i uszy, abyśmy słuchali. Bądź teraz – w trakcie zwiastowania Twojego Słowa – i po wszystkie wieki z nami. Amen.
    Można rzec, iż na chrześcijaństwo składają się dwie tradycje, egzystujące jedna obok drugiej. Przywiązują one inną wagę do poszczególnych fragmentów Pisma Świętego i w inny nieco sposób interpretują je. Z jednej strony mamy tradycję upadku/odkupienia, która swoją teologię wyprowadza od upadku Adama i Ewy oraz grzechu pierworodnego. Druga – duchowa tradycja stworzenia – wychodzi od Bożego aktu kreacji wszechświata i Bożego pierworodnego błogosławieństwa, którym zaczyna się opowieść o historii Zbawienia w I Księdze Mojżeszowej.
   Niektórzy z Was, Siostry i Bracia, zastanawiają się z pewnością, czemu mają służyć te wstępne dywagacje o prądach chrześcijaństwa. Co to wszystko ma wspólnego z tekstem Pieśni nad Pieśniami, który przed chwilą słyszeliśmy?
   Odpowiedź brzmi: POKORA. Zastanówmy się chwilę nad tym pojęciem.
   Teolog duchowości upadku/odkupienia Adolphe Tanquerry modlił się w następujący sposób: Panie, obym Ciebie poznał tak, abym Ciebie pokochał; obym poznał siebie samego na tyle, abym mógł sobą pogardzać. W istocie ta tradycyjna definicja pokory funkcjonuje w różnych językach. Np. w języku angielskim pokora to „brak stanowczości”, stan „uniżoności i poddania się”, „znajdowanie się nisko w hierarchii”. Język polski w bardzo podobny sposób definiuje pokorę. W Słowniku Języka Polskiego PWN pod hasłem „pokora” czytamy, że jest to „świadomość własnej niedoskonałości” lub „uniżona postawa wobec kogoś”.
   Pokora po francusku to humilité, po angielsku – humility. Dlatego też reprezentanci tradycji stworzenia tacy, jak Mistrz Eckhart wskazują, że pokora pochodzi od łacińskiego słowa humus, czyli ziemia. Bycie pokornym z perspektywy duchowości stworzenia, to łączność z ziemią, bycie w kontakcie ze swoim własnym pierwiastkiem ziemskim, radowanie się z błogosławieństwa, ze zmysłowości i namiętności. Odrzucenie tego, co pozwolę sobie nazwać tutaj „ziemnością”, to wyparcie się Bożych mocy fantazji i twórczości. Lub, jak zauważył rosyjski filozof Bierdiajew: Dekadencka pokora utrzymuje ludzkość w warunkach represji i ucisku, wiążąc jej siłę twórczą. Prowadzi ona do przemocy, do relacji opartych na opozycji przedmiot/podmiot, do szukania zaspokojenia w sprawowaniu nad kimś władzy.
   A więc wyobraźnia, twórczość, zmysłowość i namiętność! Ale czyż nie wmawiano nam od dzieciństwa, że wiedzy nie doświadcza się inaczej jak przez umysł i duszę, a nasze namiętności oraz uczucia są czymś gorszym i należy je poddać kontroli? Czyż nie radzono nam od najmłodszych lat, żeby „walczyć przeciwko swoim namiętnościom”, żeby „pozbyć się namiętności i pożądania”? W tradycji upadku/odkupienia nasze namiętności są jednoznacznie utożsamiane z przekleństwem. Nie mają nic z Bożego błogosławieństwa. Jednym słowem – nie są od Boga.
   Powróćmy jednak do Mistrza Eckharta. Zamiast kontrolować nasze namiętności, Mistrz proponuje nam nałożenie na nie wodzów miłości. O co tu chodzi? Zastanówmy się chwilę nad metaforą użytą w tym zdaniu. Wodze służą do kierowania, a nałożyć je można na pełnego energii – by nie powiedzieć namiętności – rumaka. Tradycja upadku/odkupienia (zwana również tradycją ascetyczną) chce zapanować nad rumakiem, chce go kontrolować odcinając mu kończyny lub nakładając na niego ciężkie jarzmo beznadziejności. W przypadku tradycji stworzenia rzecz ma się inaczej. Reprezentanci tejże tradycji mówią: Nie rezygnuj z namiętności! Naucz się raczej czerpać z nich korzyść. Ukierunkuj je tak, aby zaprowadziły Ciebie i społeczność tam, dokąd macie podążyć. Bowiem wodze, o których jest tutaj mowa, to wodze miłości, a nie narzędzie tortury i kary.
   Czy można rzeczywiście naszą ziemskość i zmysłowość oraz nasze namiętności uważać za błogosławieństwo? Czy raczej skazani jesteśmy na nieprzyjazny związek z naszą naturą, a co za tym idzie – z całością natury?
   Znów odpowiedź brzmi: POKORA.
   Posuńmy się zatem nieco dalej w naszej próbie definiowania pokory. W opozycji do pokory znajduje się arogancja, czyli zuchwała pewność siebie połączona z lekceważeniem innych. Pomaga nam to zrozumieć, że definicji pokory należy szukać bliżej ziemi i rzeczy pochodzących z ziemi – wody, kwiatów, ryb, ptaków, wina i winorośli. Pokora zatem ma coś z prostoty i prostego życia.
   Wiara tzw. starego przymierza, która stanowiła tradycję naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, wiele mówi o naszej relacji z ziemią. Dla Żyda to, co cielesne, nie jest przeciwstawne duchownemu. Widać to w języku hebrajskim, który nie posiada odrębnego słowa na określenie ciała i duszy. W tym, co my tłumaczymy często jako ciało w opozycji do duszy, tak naprawdę nie chodzi o nic innego jak o osobę pełną życia w przeciwieństwie do osoby obumarłej lub osoby pozbawionej ducha. W dziele Essai sur la pensée hébraique profesora Sorbony Claude’a Tresmontant czytamy: Ponieważ nie jest on dualistą i ponieważ brakuje mu pojęcia „ciała”, Hebrajczyk rozumie i kocha to, co cielesne, gdyż rozumie to, co duchowe, i dostrzega obecność duchowego wewnątrz tego, co cielesne.
   Świętowanie naszej „ziemności”, cieszenie się darami natury, takimi jak wino i winorośl, cieszenie się płodnością i siłą naszych namiętności – wydźwięk tego wszystkiego znaleźć można w literaturze mądrościowej, w Pieśni nad pieśniami, której fragment przed chwilą słyszeliśmy. Nie jest to płytka akceptacja naszej autentycznej pokory, czyli łączności z ziemią. Przez wieki obecny w tej literaturze erotyzm, który jest jedną z możliwych ekspresji naszych namiętności i naszej łączności z ziemią, wadził dualistycznym teologom. Starali się oni wysublimować ten erotyzm tłumacząc, że tak naprawdę autorowi chodziło o relację między duszą Chrystusa a Bogiem lub Kościołem. Interpretacja ta okazuje się dzisiaj nie tylko błędna pod względem psychologicznym, ale i przede wszystkim egzegetycznym. Takie czytanie Pieśni nad pieśniami wpisuje w ten utwór dualizm i koncepcje grzechu pierworodnego, które są mu obce. Autor Pieśni nad pieśniami wychwala pocałunki ukochanej niczym wyborne wino. Wysławia błogosławieństwo płynące z miłości, także miłości fizycznej. Prawdziwa pokora, pokora rozumiana wedle definicji tradycji stworzenia, jako łączność z ziemią, okazuje się dla nas, ludzi żyjących w XXI wieku, całkiem pomocna. Szczególnie teraz, w atmosferze gwałtowności i powierzchownego podejścia do miłości fizycznej, może nam ona pomóc powrócić do erotycznego i prawdziwie zmysłowego sposobu życia. Do świętowania i rozkoszowania się darami naszego życia w łączności z ziemią.
   Nie tak dawno świętowaliśmy tajemnicę Wcielenia. Warto przypomnieć, że tajemnica ta polega właśnie na objawieniu się Boga w ciele. Bóg stał się ciałem. Żył, cierpiał, odczuwał pragnienia i namiętności. Wiemy, że Jezus zakochany był w ptakach, rybach, liliach wodnych, nasionach gorczycy i figowych drzewach. Zwracał uwagę, by bacznie je obserwować i brać z nich przykład. Sam wiele razy odwoływał się do tych „dzieci Matki Ziemi” w swoich przypowieściach.
   Pamiętam, jak na studiach teologicznych omawialiśmy atrybuty Boga. W wśród teologów, którzy mieli najwięcej do powiedzenia o nich był Augustyn z Hippony. Bóg nigdy nie jest poruszany przez jakiekolwiek namiętności – napisał. Zabrzmiało to dla mnie już wówczas niedorzecznie. Ze zdania tego dowiadujemy się jednak więcej o Augustynie niż o samym Bogu o zaburzeniach Augustyna w odczuwaniu namiętności i o upokorzeniu, którego doświadczył w młodości. Problemy te prześladowały go całe życie, szkoda tylko, że muszą one nadal wpływać na Kościół Chrystusowy.
   Nie jest to droga, którą podąża tradycja duchowego stworzenia, reprezentowana chociażby przez przywołanego wcześniej Mistrza Eckharta. Nauczał on bowiem, że żaden czyn nie jest dokonany bez namiętności.
   Podobne przesłanie adresuje do nas Juliana z Norwich gdy pisze: Nasza zmysłowość zakorzeniona jest w Przyrodzie, w Miłosierdziu i w Łasce. W naszej zmysłowości Bóg jest czynnikiem, dzięki któremu nasza Substancja i nasza Zmysłowość połączone są tak, aby nigdy nie były rozdzielone.
   Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam – parafrazując w ten sposób słowa naszego Mistrza Jezusa Chrystusa – powróćmy do duchowej tradycji, która interpretuje pokorę jako „ziemność”. Będzie ona z pewnością dla nas Bożym błogosławieństwem i zwrotem w stronę Nowego Stworzenia. Pamiętajmy zatem, że atakując ziemię, atakujemy nasze ciała. Zwróćmy się ku duchowości, której nie jest obojętna nasza relacja z ziemią, z Bożym stworzeniem. Świętujmy to Boże pierworodne błogosławieństwo!
   Niechaj będzie to naszą medytacją w rozpoczynającym się dzisiaj czasie pasyjnym.
   Amen

Lucas P. Skurczyński