Drukuj

NR 9-10 / 2011

Kto zaś z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie do niego, gdy powróci z pola: Chodź zaraz i zasiądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż się najem i napiję, a potem i ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze, że uczynił to, co mu polecono? Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy.

Łk 17,7-10

 

Pamiętam, jak kilka lat temu zachwalałem swojej znajomej kalwinizm. Opowiadałem jej o teologii naszego Kościoła i bardzo chciałem, żeby mój entuzjazm udzielił się i jej. Tymczasem, ku mojemu zdumieniu, po wysłuchaniu mojego referatu, koleżanka uśmiechnęła się i powiedziała: „Kaziku, to wszystko ładnie i pięknie, ale Twoja religia wydaje mi się surowa i oschła. A ja chcę żeby religia uczyniła mnie szczęśliwą”.

Tamta rozmowa przypomniała mi się, gdy przygotowywałem dzisiejsze kazanie. Prawdę mówiąc wolałbym je pisać na podstawie innych fragmentów Biblii. Nie tylko ja zresztą, ale i inni duchowni – zdumiewa, jak mało kazań w internecie opartych jest o ten właśnie tekst. Ale został on nam wskazany przez lekcjonarz, jest w Biblii z jakiegoś powodu, a zatem spróbujmy się z nim zmierzyć.

Po pierwsze zauważmy, że dzisiejszą lekcję Chrystus kieruje do wszystkich swoich uczniów (mathetai) a nie tylko do dwunastu apostołów (apostoloi). Jest ona zatem skierowana do wszystkich, a nie tylko do duchownych i pastorek – choć być może to my winniśmy ją mieć w pamięci podczas następnego spotkania z biskupem czy superintendentem, gdy nie docenią naszej wspaniałej pracy „na niwie”.

Nie, ten tekst jest skierowany do wszystkich uczniów i uczennic Chrystusa, wszystkich tych, którzy idą w jego ślady i nazywają się chrześcijanami. „Czy któreś z was dziękuje niewolnikowi za wykonanie tego, co mu nakazano wykonać? Tak samo i wy, gdy wykonacie wszystko to, co wam zostało nakazane, powiecie: ‘Jesteśmy nic nie znaczącymi niewolnikami. Zrobiliśmy tylko to, co do nas należało”.

W 2005 roku znany ewangelikalny pastor Joel Osteen udzielił wywiadu w telewizji. Nie jestem fanem pastora Osteena, a to co powiedział sprawiło, że jeszcze mocniej zazgrzytałem zębami. Na pytanie dziennikarza, czy bycie chrześcijaninem jest trudne, Osteen odpowiedział: „Nie, nie sądzę.” Po czym dodał: „Dla mnie to dobra zabawa. Staram się dobrze bawić. Nie jestem związany zasadami czy przepisami – zwyczajnie żyję swoim życiem”.

Mówię Wam o tym, bo uważam, że zarówno moja znajoma jak i Joel Osteen tak naprawdę zwerbalizowali to, czym żyje dzisiejszy świat. Zwyczajnie chcemy być szczęśliwi, a religia jest jednym ze środków na osiągnięcie szczęścia. Chcemy być wolni, a nie być związani regułami czy przepisami – i o tym właśnie jest przypowieść Jezusa.

Po drugie, zadajmy sobie pytanie: od kiedy celem religii jest zapewnienie człowiekowi szczęścia? Jak to kiedyś dosadnie ujął C.S. Lewis: Nie oczekuję od religii, by uczyniła mnie szczęśliwym. Od tego jest butelka porto. Jeśli szukamy religii, która ma nam zapewnić wygodę, z całą pewnością nie polecałbym chrześcijaństwa. Rolą religii jest przypominanie ludziom niewygodnej prawdy o tym, kim naprawdę jesteśmy. Ma ona mówić każdej niedzieli, że nie jesteśmy dobrymi stworzeniami, którym od czasu do czasu coś się nie udaje. Rolą chrześcijaństwa jest przypominanie, że jesteśmy grzesznymi stworzeniami, które pomimo najszczerszych chęci nie są w stanie uwolnić się od jarzma grzechu i że potrzebujemy w każdej chwili i w każdym momencie boskiej łaski. Moja tradycja nazywa to doktryną „totalnego zepsucia natury ludzkiej”.

I po trzecie, muszę powiedzieć, że niestety religia oznacza życie według pewnych przepisów i zasad – wskazanych w Dekalogu, głoszonych przez proroków i w Kazaniu na Górze: nie będziesz kradł, nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, dasz opiekę wdowie i sierotom, okażesz współczucie uchodźcom, będziesz miłosierny i wybaczysz, będziesz pokorny, będziesz kochał sprawiedliwość i w pokorze kroczył za swoim Bogiem. Bycie chrześcijaninem oznacza życie według tych zasad na co dzień przez całe życie. To owoce naszej wiary – w mojej tradycji nazywa się to doktryną uświęcenia.

ks. dr Kazimierz Bem

 

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl