Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2013, ss. 3-4

Wprowadzenie w urząd prezesa Synodu Ewy Jóźwiak (fot. Władysław Scholl)kazanie wygłoszone w Bełchatowie na rozpoczęcie Synodu, 25 maja 2013 r.

 

A gdy spojrzałem, oto ręka była wyciągnięta do mnie, a w niej zwój księgi. I rozwinął go przede mną. A był zapisany z jednej i z drugiej strony. Były zaś na nim wypisane skargi, jęki i biadania. I rzekł do mnie: Synu człowieczy! Zjedz to, co masz przed sobą; zjedz ten zwój i idź, a mów do domu izraelskiego. A gdy otworzyłem usta, dał mi ten zwój do zjedzenia. I rzekł do mnie: Synu człowieczy! Nakarm swoje ciało i napełnij swoje wnętrzności tym zwojem, który ci daję! Wtedy zjadłem go, a on był w moich ustach słodki jak miód. Potem rzekł do mnie: Synu człowieczy! Idź, udaj się do domu izraelskiego i przemów do nich moimi słowami!

Ez 2,9-3,4 (przekład Biblii warszawskiej)

 

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,

We wrześniu bieżącego roku minie 450. rocznica wydania jednej z najwspanialszych staropolskich Biblii: Biblii brzeskiej, zwanej Biblią Radziwiłłowską, która – co ciekawe – na początku XXI w. staraniem polskich i niemieckich slawistów doczekała się swojej reedycji. Ukoronowaniem tego przedsięwzięcia była uroczystość w Pałacu Prezydenckim w Warszawie 4 marca 2002 r., gdzie nastąpiło wręczenie pierwszego egzemplarza reprintu Biblii brzeskiej ówczesnemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który wypowiedział przy tej okazji następujące słowa: „Ta kalwińska Biblia, dedykowana wówczas katolickiemu monarsze, od ponad czterech wieków niesie z Polski w świat wielkie humanistyczne przesłanie życia w pokoju i tolerancji i symbolizuje najlepsze tradycje polskiego dziedzictwa”.

O Biblii brzeskiej usłyszymy więcej już po nabożeństwie w referacie synodalnym, który przedstawi pani dr Izabela Winiarska-Górska (piszemy o tym tutaj). Ja natomiast chciałbym w tej chwili powiedzieć coś o znaczeniu Biblii i zawartego w niej Bożego słowa dla człowieka w oparciu o przeczytany tekst z Księgi proroka Ezechiela.

Jak czytamy w wersecie 4, głos mówi do proroka: „Udaj się do domu izraelskiego i przemów do nich moimi słowami”. W kontekście całego Pisma Świętego nie byłoby w tym nakazie nic dziwnego – w Starym Testamencie wielokrotnie spotykamy się z podobnymi nakazami, skierowanymi do ludzi, których Pan wybrał na swoich przedstawicieli. Tak więc nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie poprzedzające wersety. Otóż Ezechiel słyszy, że ma zjeść zwój, który podaje mu wyciągnięta z niebios ręka. Jako ludzie współcześni możemy tutaj narzekać na pewną dosłowność tej sceny, którą trudno nam sobie realistycznie wyobrazić. Czy Ezechiel jadł kartka po kartce? Jeżeli to był pergamin, to było to chyba trudne zadanie!

Niemniej dosłowność przekazu biblijnego pokazuje nam wagę tego zadania, które prorok otrzymuje. Bo cóż znaczy nakaz zjedzenia zwoju? Słyszy on: „Nakarm swoje ciało i napełnij swoje wnętrzności tym zwojem, który ci daję”. Oznacza to, że prorok, aby przemawiać słowami Pańskimi, musi najpierw sam je zaabsorbować w swoim wnętrzu, muszą one stać się integralną częścią jego ciała. Sam musi czuć się nakarmiony, aby móc przekazywać innym słowo, którego są głodni.

Musimy pamiętać, że w kulturze ludu wybranego nie było znane filozoficzne pojęcie dualizmu ducha i ciała. To rozdzielenie tego, co cielesne i duchowe sprawia, że często głosząc bądź słuchając Bożego słowa możemy je przyjmować umysłem i uważać za słuszne, ale pozostaje ono ciągle jakby na zewnątrz nas, nie angażując całości nas jako pewnej jedności myśli, uczuć, doznań, a także woli. Może to doprowadzić do wewnętrznej obojętności na przesłanie biblijne. Choć często ta wewnętrzna sytuacja, gdy nie jesteśmy „ani zimni, ani gorący” – by użyć innego biblijnego stwierdzenia – może być maskowana przez pełne oddanie rytuałowi bądź liturgii.

Tymczasem Stary Testament, a w tym to wezwanie do proroka Ezechiela, stawia nas przed wymaganiami dużo bardziej radykalnymi. Niezależnie, czy rozumiemy to wezwanie do zjedzenia księgi dosłownie, czy symbolicznie, to jest to wezwanie do całkowitego przyjęcia i przetrawienia Słowa Pańskiego w najgłębszym rdzeniu naszej osobowości, bezwarunkowego poddania się działaniu jego siły w nas. Dopóki nie „przełkniemy” Słowa i nie otworzymy w sobie odpowiedniej przestrzeni dla jego przyjęcia tak, aby mogło ono wychodzić dalej naprawdę z głębi nas, a nie z jakiegoś zewnętrznego przymusu, to nie będziemy mówić do tych, których nam Bóg powierzył, jego słowami, do czego wzywa głos Ezechiela, a nasze przesłanie będzie ułomne, pozbawione żaru wewnętrznego przekonania i siły sprawczej odnowienia ducha w naszych braciach i siostrach.

„Ducha nie gaście” – czytamy w innym miejscu Pisma. Musimy sobie zdać sprawę, że nasz obojętny kontakt z przesłaniem zawartym w Piśmie Świętym i nasz niedbały stosunek do jego przekazywania może stać się przeszkodą dla innych, może gasić ich ducha w zarodku. I to będzie naszą ciężką winą.

Gdy prorok Ezechiel posłusznie wykonał polecenie zjedzenia zwoju, mówi, że był on w jego ustach „słodki jak miód”. Można zaryzykować tezę, że czynność ta była jakby prefiguracją wspólnoty eucharystycznej. W akcie tym Ezechiel przyswoił sobie istotę tego, czym miał dzielić się dalej z powierzonym ludem. Jak czytamy dalej w tym samym rozdziale, to dzielenie się nie zawsze miało być dla niego łatwe czy bezkonfliktowe. Wielokrotnie zamiast smaku miodu czuł smak goryczy. Jak byśmy to powiedzieli współczesnym językiem, pomiędzy nim, a jego słuchaczami często następowało „niedopasowanie komunikacyjne”.

Prawdopodobnie byłoby mu łatwiej zyskać aprobatę, gdyby mówił swoimi słowami, zamiast słowami, które rozpalał w jego wnętrzu dobrze przetrawiony zwój. My, którzy chcemy służyć Panu, też powinniśmy zwracać uwagę na to, czy mówimy „od siebie” – za co możemy zyskać poklask tłumu, czy też „od Pana”, co może nam przynieść niechęć innych i osobistą zgryzotę. W takich chwilach, gdy jesteśmy zniechęceni, gdy wydaje się, że przegrywamy i gdy odczuwamy pokusę wyplucia zwoju i powrotu do starych utartych ścieżek, pamiętajmy, że nie jesteśmy sami.

Trwamy w Nim, a on jest za nami, przed nami i obok nas. Gdy jesteśmy wierni jego Słowu, on zawsze jest po naszej stronie.

Te słowa kieruję przede wszystkim do naszej siostry Ewy Jóźwiak, która za kilka minut zostanie wprowadzona w urząd prezesa Synodu naszego Kościoła. Po raz pierwszy w historii Kościoła ewangelicko-reformowanego w Polsce wybrano na ten urząd kobietę. Być może to właśnie rolą kobiet będzie w naszym stuleciu bycie awatarami bardziej ludzkiej, chrześcijańskiej z ducha – nowej ewangelizacji miłości.

Droga Ewo, przed tobą, przed nami trudne zadanie. Wspólnie zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz niewielki Kościół znalazł się w stanie pewnego zagubienia duchowego, potrzebuje odnowy duchowej, odnowy ze Słowem Bożym w ręku.

Jestem pewny, że świat i Kościół oczekuje od nas czegoś radykalnie innego, niż bycie „klubem inteligencji ewangelickiej”; oczekuje od nas uczciwej – choć nie fundamentalistycznej – radykalności Ewangelii.

Droga Ewo,

Wierzę, że pod twoim kierownictwem nasze Synody będą forum wymiany poglądów, ale przede wszystkim miejscem podejmowania mądrych i dalekosiężnych decyzji, aby nasz Kościół mógł służyć bliźnim i głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa głosem wolnym i mocnym.

Nie mam wątpliwości, Ewo, że obejmujesz urząd prezesa Synodu nie dlatego, że potrzebujesz zaszczytu czy pochwały innych ludzi, ale dlatego, że kochasz Boga z całego serca swojego i z całej siły swojej, i z całej duszy swojej.

Wiem, mało – jestem o tym przekonany, że on cię poprowadzi w twojej służbie!

Amen.

 

Na zdjęciu: Wprowadzenie Ewy Jóźwiak w urząd prezesa Synodu (fot. Władysław Scholl)