Drukuj

NR 2/2021, s. 4–5

Modlitwa (fot. Himsan/pixabay)
(fot. Himsan/pixabay)

 

Prezentujemy drugą część cyklu rozważań nad Modlitwą Pańską, rozpoczętego w JEDNOCIE 1/2021.

 

Bądź wola twoja, jako w niebie, tak i na ziemi

Jeśli mówiliśmy, że druga prośba Modlitwy Pańskiej, prośba o przyjście królestwa, jest prośbą o zaufanie, to dotyczy to jeszcze bardziej trzeciej – o to, by wola Boża stawała się faktem nie tylko w jej naturalnym, przyrodzonym środowisku nieba, ale i wśród nas, na ziemi.

Przede wszystkim musimy sobie uświadomić jedno – nie mówimy tutaj o tym, że ma się realizować nasza wola, byle była zgodna z wolą Boga. Nie. Chodzi o absolutną realizację woli Bożej, która ma mieć pierwszeństwo nad wszystkim, co uważamy za ważne, miłe, drogie, nasze. Modlitwa Pańska mówi o powrocie Boga na należne mu miejsce suwerena nad światem i nami, a w tym każe nam modlić się o pozbawienie nas naszej sprawczości na korzyść tego, by działo się to, co Bóg uzna za stosowne. Na religijnym poziomie łatwo uznać to za najwłaściwsze – niech się dzieje wola Twoja, nie moja, a i nasze pieśni o tym mówią: „Co Bóg mój chce, niech dzieje się – najlepsza wola jego” („Was mein Gott will, das g’scheh allzeit – sein Will, der ist der beste”, jak mówi niemiecki, klasyczny tekst). Ale poziom religijny jest skażony racjonalnością, jest sposobem myślenia, a niekoniecznie odczuwania. Jesteśmy przywiązani do naszej woli, do naszego poczucia sprawczości, do tego, co odczuwamy jako naszą wolność. Trzecia prośba Modlitwy Pańskiej idzie dokładnie pod prąd tych naszych przywiązań. Każe nam z całym zaufaniem wyrzekać się siebie, zapominać o niezależności, rozumianej jako samowola człowieka. Wymusza na nas myślenie o tym, że nie tylko niebiosa, domena czystych inteligencji, aniołów, ma funkcjonować dokładnie według Bożej woli, ale że to samo dotyczy też naszego świata.

Świat jako całość i tak jest tej woli poddany, ale żyjemy w nim też my – wolni we wszystkim poza wiarą i zbawieniem. I dlatego ta prośba o stawanie się woli Bożej rzeczywistością jest dla nas też wyzwaniem natury etycznej – mówi o dopasowaniu naszej woli do woli Boga wobec nas, mówi o rozeznawaniu i wprowadzaniu w życie naszego powołania w tym świecie, mówi o celowości naszego życia, którą powinniśmy rozpoznać, uznać i realizować. Mówi wreszcie o naszym znaczeniu w świecie, a raczej o jego braku, jeśli nie liczyć znaczenia wynikającego wprost z tej celowości i naszej przynależności do szerszego Bożego planu, który świat prowadzi od samego stworzenia do samego końca, do czasu, gdy wszystko stanie się nowe i nastanie nowe Jeruzalem, kres i cel całego przymierza.

Ostatnią kwestią jest pogodzenie się z tym, że Boża wola czasem, pomimo wszelkich naszych wysiłków, nie będzie zgodna z naszą. Jak już mówiliśmy, to my mamy się dopasować. I bywa też tak, że to dopasowywanie się boli, jest trudne, czasem jest wręcz tragiczne. Czasem oznacza też stanięcie oko w oko z najstarszą przyjaciółką rodzaju ludzkiego, jak to Mozart pisał – ze śmiercią, własną lub cudzą. Ale trzeba pamiętać przy tym, że to my jesteśmy zależni. Jesteśmy tańcem, Bóg tancerzem. I tylko poznanie jego woli, dopasowanie się do niej, doświadczanie jej, może nam dać poczucie właściwej tańcowi harmonii i piękna. A kiedy taniec się kończy, kiedy tancerz postanawia się zatrzymać i ukłonić widzom, trzeba też umieć cieszyć się tym, że doświadczyło się czegoś pięknego i ulotnego.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj

Tutaj od wieków nic się nie zmieniło – jakaś forma prostego, słonego (albo prawie bezsmakowego) ciasta zawsze była podstawowym elementem naszej diety i od wieków służyła za symbol tego, co pozwala przeżyć. Biorąc pod uwagę, że uczniowie Jezusa wywodzili się w większości z niższych warstw palestyńskiego społeczeństwa, obecność prośby o powszedni chleb nie dziwi, jest wręcz czymś, czego należało się spodziewać.

To wszystko nie jest jednak aż tak proste. Po pierwsze, co to znaczy, kiedy współcześnie modlimy się o powszedni chleb, który nasze systemy socjalne w większości przypadków niemal nam gwarantują? I o jakim chlebie Jezus mówi w swojej modlitwie, bo jako żywo nie jest to najbardziej jasny fragment naszego tekstu?

Oba pytania są ze sobą blisko powiązane i zależą od rozumienia samej frazy, która się tutaj w Modlitwie Pańskiej pojawia – ton arton hēmōn ton epiusion. Epiusios bywa etymologicznie tłumaczone jako „nadistotowy”, Wulgata mówi o nim supersubstantialis, w innym miejscu tłumacząc prościej i bardziej w zgodzie z naszym współczesnym tłumaczeniem cotidianus – codzienny. Niektórzy widzą w nim chleb konieczny do przeżycia, inni nadmiarowy, starczający na kolejny dzień. Jeszcze inni będą tłumaczyli całość w odniesieniu do chleba eucharystycznego, Chrystusa jako chleba żywota… Pytanie, co te dywagacje mogą wnieść do naszego codziennego życia i rozumienia naszego miejsca w świecie. I wydaje się, że cała dyskusja jest w tym kontekście nieco drugorzędna. Podstawową kwestią jest chleb jako taki – żywność, towar, własność. Coś, co nabywamy i traktujemy jak swoje, coś, co sami zużywamy dla podtrzymania naszego życia.

Traktowanie chleba (czy czegokolwiek innego) jako naszej własności tylko z tego tytułu, że pozyskaliśmy go za nasz umowny zasób, pieniądze, jest, z punktu widzenia Modlitwy Pańskiej, błędem. Skoro prosimy Boga o obdarzenie nas chlebem, to oznacza to, że to on sam nim dysponuje. Chleb, jak wszystko inne, jest jego wyłączną własnością, której udziela nam ze względu na nasze czysto biologiczne potrzeby. Podobnie jest z każdą inną rzeczą, łącznie z naszym życiem, ciałem i wszystkim, co we własnym odczuciu posiadamy. Wszystko to jest nam dane w używanie, wszystko mamy wypożyczone na czas, który Bóg uzna za właściwy, wszystko podlega jego woli dawania, ale i odbierania, jeśli uzna to za właściwe. Prośba o powszedni chleb każe nam zapomnieć o poczuciu własności, w którym często szukamy poczucia bezpieczeństwa, uciekając do tego, co możemy mieć, od tego, czym jesteśmy. Jest kolejnym krokiem na drodze do wyrzeczenia się tożsamości opartej na tym, co „nasze”, żeby odnaleźć tożsamość wynikającą z naszej więzi z Bogiem, tożsamość, która opiera się na samej naszej naturze jako stworzenia. Powszedni chleb przypomina nam nieustannie, że nie żyjemy sami dla siebie i przez siebie, ale że nasze życie przeżywamy jako ostateczny dar, za który mamy być wdzięczni i który powinniśmy kształtować tak, żeby był wart swojej nazwy jako daru. Ponosimy odpowiedzialność za nasze życie, za wszystko, co dostaliśmy, tak samo, jak wcześniej mówiliśmy o naszej odpowiedzialności za kształtowanie naszej woli po to, by była jak najbliższa woli Bożej wobec nas – teraz mówimy o odpowiedzialności za narzędzia tej woli. Modlitwa Pańska zatacza coraz szersze kręgi, stając się historią dojrzewania do życia Bożego stworzenia.

* * * * *

ks. Michał Koktysz – doktor teologii ewangelickiej, notariusz Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, duchowny Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Łodzi

 

Czytaj też: