Drukuj

NR 4/2020, s. 11–12

Droga Redakcjo!

Czym jest dziś Biblia dla współczesnego człowieka? Czym jest Słowo Boże i nasze ewangelickie jego rozumienie w Polsce – dziś kraju na wskroś katolickim? Jaką rolę możemy mieć jako mniejszość? Jak nasz głos może być słyszany dla owego przeciętnego Kowalskiego i Kowalskiej? Te pytania wciąż mnie nurtują jako członka Kościoła z tak dużą tradycją jak nasz.

Na co dzień możemy oglądać tablice pamiątkowe, zdjęcia i portrety wielkich postaci, które patrzą ze ścian naszych domów zborowych. Dlaczego te postacie były jednak wielkie? Dlaczego są pamiętane? W mojej ocenie między innymi dlatego, że ich rola w życiu kraju była nie do przecenienia. Nie bali się zabierać głosu w wielkich sprawach nurtujących ogół obywateli i ich głos był donośny, słyszalny i przede wszystkim ważny. To stawia od razu drugie pytanie: jakie odpowiedzi nasi nieewangeliccy sąsiedzi mogą znaleźć w murach naszych kościołów? Jak nasz Kościół odpowiada na najważniejsze wyzwania XXI w.? To ważna dyskusja na temat tego, czym jest dziś Kościół dla zwykłych ludzi.

Nie, nie chodzi o to, by Kościół zajmował się „nowinkami” i koniecznie nadążał za pojawiającymi się modami. Chodzi o to, by Kościół (i my, którzy go tworzymy) rozumiał problemy świata i starał się na te pytania dawać odpowiedzi w duchu miłości i Ewangelii. Naszą rolą jest przecież pokazywanie, że ostatecznie Jezus jest odpowiedzią, że wszystkie te problemy to tylko zmarszczki, a my, jako ludzie, możemy czerpać siłę do działań wypływającą z wielkiej miłości, jaką obdarza nas Bóg.

Przykładem jest depresja klimatyczna. Wiele osób, które chciałyby przeciwdziałać negatywnym następstwom działalności człowieka, jest przytłoczonych ogromem szkód i wręcz sparaliżowanych strachem. Szukają nadziei. Mogą ją znaleźć w małych wspólnotach, w mojej ocenie to właśnie dzięki nim możemy właśnie najlepiej działać. Jako jednostki często nie mamy szans i jesteśmy zbyt słabi, z kolei w wielkich wspólnotach jesteśmy zbyt oddaleni od wpływu na rzeczywistość. To małe wspólnoty dają siłę, moc i miłość.

Nie musimy zatem uciekać od świata, dziś ludzie szukają właśnie wspólnot, a my jesteśmy częścią świata i możemy mądrze go naprawiać. Naszą nadzieją jest bowiem miłość Boga, a nadzieja jest chyba ostatnio najbardziej deficytowym uczuciem. Jak to jednak wygląda w praktyce?

Z zainteresowaniem przeczytałem w ostatniej JEDNOCIE (nr 3/2020) artykuły ks. Romana Lipińskiego i dr. Jerzego Sojki o tym, jak Światowa Wspólnota Kościołów Reformowanych oraz Światowa Federacja Luterańska odpowiadają na bolące problemy związane z klimatem. To ważne głosy, pokazujące, że Kościoły te rozumieją na poziomie teologicznym wyzwania dzisiejszego świata. To świetna informacja, gdyż oznacza to, że mamy mocny fundament, a nasi teolodzy reagują.

Pytaniem zasadnym jest jednak, jak to teologiczne rozumienie przekłada się na praktykę codziennego działania poszczególnych parafii jak i Kościołów jako takich? To szalenie istotne, gdyż jednak mało kto zajrzy do „Wyznania z Akry”, wielu jednak zobaczy nasze konkretne działania. Świadczymy bowiem o swojej wierze nie tylko poprzez deklaracje, ale właśnie poprzez codzienną postawę i działania. To ważne, gdyż w momencie oderwania teologii od praktyki, pojawia się poczucie, że nie w teologii i Kościele znajdziemy pocieszenie i pomoc w naszych codziennych trudach.

Jeśli Kościół będzie kojarzył się tylko z nabożeństwem, to naturalnie pojawia się pytanie o sens samych tylko praktyk religijnych. W mojej ocenie, mamy tu szanse pokazać jakościową różnicę, jaką prezentuje nasz Kościół w społeczeństwie przyzwyczajonym do rytuałów, możemy pokazać, że chrześcijaństwo to coś więcej niż tylko coniedzielne nabożeństwo i czytanie Biblii. Oczywiście zdaję sobie jednocześnie sprawę, że nie rolą teologii jest pokazanie, jak ratować klimat, to już rola nauki. Wiem jednak, że już jej rolą może być pokazanie, jak ratować gnębionych dziś przedstawicieli różnych mniejszości, na przykład uchodźców albo LGBT+. Czym zatem jest nasze chrześcijańskie wyznanie wiary?

To odwaga w głoszeniu Słowa Bożego w konkretnych czynach. To odpowiedzialność za drugiego człowieka, to odwaga, by pokazać, że chrześcijaństwo to coś więcej niż tylko rzymski katolicyzm, tak często utożsamiany w Polsce właśnie z chrześcijaństwem.

Zgadzając się na znak równości, sami stawiamy siebie na marginesie wielkich dyskusji społecznych w naszym kraju. Sami skazujemy siebie na wymarcie – dlatego że ograniczenie się tylko do administrowania budynkami i bycie kustoszem pamięci to zbyt mało, od naszego Kościoła możemy wymagać znacznie więcej.

To oczywiście także oznacza, że wymagać możemy znacznie więcej od samych siebie. Nie oznacza to wikłania się w politykę i opowiadania się za tą, bądź za inną stroną sporów. Oznacza to głos w obronie wartości, głos w obronie prześladowanych i bitych. To głos za dyskusją i rozmową, nawet trudną, a nie kolejnym przekrzykiwaniem się. To głos w obronie mądrych debat, to głos w obronie jakości dyskusji.

Przeznaczenie jednej niedzieli na Dzień Modlitewnej Troski za Stworzenie Boże jest zatem ważne, ale pytanie, co jeszcze może za tym pójść? W jaki sposób nasze zbory mogą przyłączyć się do działań społecznych poza codzienną (i myślę często niedocenianą) działalnością diakonijną. Tu mamy się czym pochwalić i to znakomity przykład na przełożenie teologii na konkretne codzienne, żmudne działanie. Takim samym przykładem jest niezwykle aktywny udział w dialogu polsko-żydowskim, wyrażający się w stałej obecności w ważnych momentach rocznicowych. To wszystko są znakomite obszary działalności, one ostatecznie świadczą o recepcji naszego Kościoła na zewnątrz.

Cieszę się, że JEDNOTA jest forum opinii na temat możliwych pól zaangażowania, możemy czerpać z niej wzory z Kościołów siostrzanych, widzieliśmy, jak organizuje się życie religijne w Holandii w czasie pandemii, widzieliśmy jak w Australii Kościoły biorą udział w protestach klimatycznych i aktywnie wzywają rządy do działania.

To ważne inspiracje, które pokazują nam szersze spektrum możliwych aktywności. Sami możemy korzystać z tych pomysłów, które uznamy za ciekawe, sami możemy wykreować własne. Ważne jest jednak, abyśmy nie bali się tego głosu zabierać. Będzie nas słychać na tyle, na ile spróbujemy być aktywni w życiu społecznym. Będziemy istnieć na tyle, na ile będziemy mieli odwagę dać chrześcijańskie świadectwo. Już nie tylko w odezwach, ale w realnej aktywności jako wspólnota, a nie indywidualne jednostki, w miejscach i problemach, które są ważne – są przecież sprawy klimatu, są sprawy narastającej przemocy w życiu społecznym, w tym prześladowania mniejszości etnicznych czy seksualnych. Jest na pewno wiele więcej problemów wymagających reakcji.

Pamiętajmy jednak, Kościół będzie na tyle aktywny na ile my, jego członkowie będziemy chcieli działać i nieustannie popychać do działania siebie nawzajem. Mamy w naszym Kościele znakomite narzędzia do tego typu aktywności, możemy z nich korzystać.

Najgorsza jest bowiem... obojętność.

Czytelnik JEDNOTY
Patryk Janiak