Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

MYŚLANE NOCĄ

4/1991

Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę...
Kazn.3:1

Bardzo mi się to stwierdzenie podoba. Rozwijając tę myśl Kaznodzieja Salomonowy wylicza, co mianowicie ma swoją porę, i czyni to za pomocą przeciwstawień. Mówi, na przykład, że jest „czas rodzenia i czas umierania; jest czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono”. Nie wymienia, oczywiście, wszystkiego, co się ludziom w ciągu życia przytrafia (ani wszystkich uczuć, które nimi targają), więc ja sobie na własny użytek dodaję, że jest też czas młodości i czas starości, czas dążenia i czas rezygnacji, czas gwałtownych namiętności i czas uciszenia, czas buntu i czas poddania się, czas analizy i czas syntezy... Każdy mógłby dodać do tej listy to i owo, stosownie do swoich doświadczeń i obserwacji.

Ten tok myślenia zaprowadził mnie jednak w inną stronę niż ta, którą podążył Kaznodzieja. On bowiem mówi: „Wiem, że wszystko, cokolwiek Bóg czyni, trwa na wieki; nic nie można do tego dodać i nic z tego ująć, a Bóg czyni to, aby się Go bano. To, co jest, było już dawno, a to, co będzie, też już jest od dawna; bo Bóg przywraca to, co przeminęło” (Kazn.3:14-15). Kaznodzieja wzniósł się myślą w wyższe rejony, ja natomiast pozostałam nisko, przy samej ziemi, i zaczęłam rozważać, jaki też jest nasz stosunek do stwierdzenia, że „każda sprawa pod niebem ma swoją porę”. I muszę przyznać, iż odkryłam tu niejakie nieprawidłowości.

Kaznodzieja trzymał się porządku dobrze mu znanego, bo ustanowionego przed wiekami. Przeznaczony jest ludziom czas rodzenia i czas umierania. Pory roku wyznaczają czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono. W świątyni, gdy oddajemy cześć Bogu, jest czas milczenia – modlitwy i medytacji – czas mówienia, głoszenia Słowa Bożego. Można by dodać, że jest to zarazem czas słuchania. Myśmy jednak pomieszali różne czasy i wiele rzeczy robimy po swojemu, nie zważając ani na porę, ani na to, że w pewnych wypadkach popełniamy wykroczenia przeciwko porządkowi Bożemu.

I tak, na przykład, gdy mowa o narodzinach, nie można w tym kontekście nie myśleć o zabijaniu w łonie matki poczętego życia. Także w sprawach umierania nie jesteśmy w zgodzie z dawnym porządkiem. Za wszelką cenę pragniemy przedłużyć życie – własne, i swoich bliskich – choćby to miała być tylko wegetacja na poziomie rośliny, podtrzymywana skomplikowanymi maszynami.

Czas młodości i czas starości również uległy skażeniu. Nie chcemy być naprawdę młodzi ani naprawdę starzy. Młodość stara się jak najwcześniej stracić swój największy atut i skarb, którego nigdy już nie zdoła odzyskać ani zdobyć – niewinność. Mam tu na myśli niewinność serca, nie zmącone interesownością i spekulacją odnoszenie się do innych ludzi, jasne spojrzenie w przyszłość, wyraźne poczucie godności człowieka, wyrażające się w stosunku do własnego i cudzego ciała, własnych i cudzych uczuć, w stosunku do wszystkiego co żyje. Tracąc to – co zyskuje się w zamian? Troskliwe zachowywanie statusu dziecka, które za nic nie ponosi odpowiedzialności, a jednocześnie żąda pełnej swobody w korzystaniu z „przywilejów” dorosłych, które dość często postrzega wyłącznie jako picie alkoholu i swobodę seksualną. Cóż, nasza to, dorosłych, wina, nasza wielka, wielka wina. Bo jeśli nawet spór o jajko i kurę rozstrzygniemy na korzyść jajka, że było pierwsze, to od wieków już kura składa jajka i wodzi potem pisklęta, a nie na odwrót. I na razie nie widać, by ta kolej rzeczy miała się zmienić.

A co ze starością? Stara się sama siebie nie zauważać. Nie chce uznać wartości jej tylko właściwych. Zachować młodość! – ba, sama bym chciała. Ale zatrzymać, a raczej utrzymać przy pomocy Bożej, można tylko sprawność umysłu, zdrowie, ciekawość świata i ludzi. Jeśli dodamy do tego mądrość, doświadczenie, życzliwość i pogodę ducha, to nie wiem, czy warto dążyć do takiego naszego wizerunku w oczach wnuków, jak w tej piosence, co tak się zaczyna: „Mój dziadek jest playboyem, a babcia nastolatką...”

Lubimy też łączyć czasy, które w pojęciu Kaznodziei Salomonowego powinny być traktowane odrębnie: „Jest czas zabijania i czas leczenia...” Człowiek współczesny odwraca tę kolejność: leczy, na przykład, starannie skazańca, którego prawo skazało na karę śmierci, leczy, aby zaraz potem go zabić. I jeszcze mówi, że jest to humanitarne. „Jest czas wojny i czas pokoju...” To również zmieniono – utrzymuje się pokój wprowadzając stan wojenny. I w ogóle robimy z czasem różne rzeczy, też Bogu z pewnością niemiłe: zabijamy dany czas, marnotrawimy go, tracimy.

Słusznie powiedział Kaznodzieja: „Widziałem żmudne zadania, które Bóg zadał ludziom, aby się nimi trudzili. Wszystko pięknie uczynił w swoim czasie, nawet wieczność włożył w ich serca; a jednak człowiek nie może pojąć dzieła, którego dokonał Bóg od początku do końca” (Kazn. 3:10.11).