Drukuj

MYŚLANE NOCĄ

5/1991

Na kartach Biblii żyje wielki tłum ludzi. Ileż tam barwnych postaci: okrutnych władców, mężnych wojowników, pięknych i przewrotnych kobiet, chytrych kupców, natchnionych proroków... Przekrój wszelkich charakterów, zawodów, religii, dążeń i pragnień ludzkich, zwycięstw i klęsk. Z tego tła wyraziście występują na plan pierwszy wielkie i święte postacie, żyjące w świadomości ludzkiej od wieków. Ale wtopieni w tło żyją również – nie zauważani – ci, których nie wymieniono nawet z imienia albo, nazwawszy, nie dodano nic więcej. O nich to myślę sobie niekiedy nocą, która najlepszą jest porą na spotkania z tymi, których już nie ma.

Oto dziewczynka z Drugiej Księgi Królewskiej. Małe to stworzenie w chwili, gdy pojawia się przed nami, ma już za sobą tragiczne przejścia: „A gdy raz Aramejczycy wyruszyli na łupieżczą wyprawę, uprowadzili z ziemi izraelskiej małą dziewczynkę...” (II Król. 5:2). Nietrudno wyobrazić sobie, jakie obrazy dziecko to uniosło w pamięci. Wydaje się jednak, że dalszy jej los był znośny, bo czytamy, że „usługiwała żonie Naamana”. A sądząc z tego, co powiedziała swojej pani – co zresztą zapewniło jej miejsce w Biblii – musiała swoich chlebodawców lubić: „Ach, gdyby to mój pan zetknął się kiedy z prorokiem, który mieszka w Samarii, to by go wnet uleczy! z trądu”. Widzę tę dziewczynkę, jak dumnie stoi przed dostojną żoną dowódcy wojsk króla Aramu. Drobna postać z głową w czarnych lokach wznosi na swoją panią pałający wzrok i żarliwie zachwala izraelskiego proroka. Czy nadal zachowała w sercu wiarę swoich ojców? I jakie było jej dalsze życie? W każdym razie wpłynęła znacząco na losy innych ludzi, bo Naaman został oczyszczony z trądu, który z woli Elizeusza przeszedł na chciwego sługę proroka – Gehaziego i całe jego potomstwo. Cóż za historię rozpętała mała dziewczynka, której imienia nie znamy!

Jest też druga dziewczynka, córeczka przełożonego synagogi. O niej wiemy, że miała dwanaście lat, że zachorowała i umarła. Imienia jej również nie znamy. To dziecko Jezus wskrzesił do życia mówiąc: „Talita kurni!, co znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań” (Mk 5:41). I zaraz wstała. A Jezus powiedział, „aby jej dano jeść” – uwaga, która zawsze głęboko mnie wzrusza. Wstała więc i wróciła na ziemię, a ja tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy była potem jak inne dzieci, czy bawiła się i śmiała beztrosko i nuciła piosenki jak dawniej, czy też to, że Jezus wziął ją za rękę i wywiódł z krainy śmierci, zmieniło ją i jej życie do głębi? Może była później wśród tych, którzy „trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz. 2:42)?

Spośród wielu, wielu, ledwo pobieżnym słowem naszkicowanych, postaci biblijnych ulubiłam sobie jeszcze kilka. Wdowę wrzucającą do skarbnicy dwa grosze, które były wszystkim, „co miała na swe utrzymanie”. Czy głodowała potem, czy może ktoś z biedaków podzielił się z nią swoją mizerną strawą? Cień właściciela oślicy i tego osiołka, na którym Jezus wjechał do Jerozolimy. Na pytanie: „Dlaczego odwiązujecie oślę?” – uczniowie odpowiedzieli po prostu: „Pan go potrzebuje”. I właściciel nie sprzeciwi! się. Co sobie wtedy myślał, czy dziwił się sam sobie i czy uczniowie odprowadzili bydlątko z powrotem? Z pewnością Jezus tego dopilnował. Dalej, rozmyślam nad żoną apostoła Piotra, że wiemy o jej istnieniu tylko dzięki temu, że teściowa jego miała gorączkę i Jezus ją uzdrowi!. O samej żonie nigdzie ani słowa. Jak przyjęła niepojętą dla niewieściego rozumu decyzję męża, z powodu której przez okno swojej chaty musiała patrzeć na wyschnięte, porwane sieci, a odwróciwszy wzrok w głąb izby widziała garnki, w których od dawna już nie mogła ugotować ryby złowionej przez własnego chłopa.

Jest też jeszcze żona Hioba, ale o niej myślę niechętnie, słysząc kłótliwy glos: „Złorzecz Bogu i umrzyj!” Hiob siedział wtedy w popiele, pokryty złośliwymi wrzodami „od stóp aż do głowy” i skrobał się skorupą. Wiem, że była to nieszczęśliwa kobieta, ale mimo to jej odezwanie się do męża nie budzi mojej sympatii. Niemniej jednak ciekawie byłoby się dowiedzieć, jak odnosiła się do męża, gdy Bóg ponownie obdarzył go błogosławieństwem i łaską.

I jeszcze jedna postać, która jak gdyby sama usuwa się w cień – Józef, mąż Marii, Matki Jezusa. Znamy jego rodowód, wiemy, że był mężem prawym i myślącym (Mat. 1:1). Wiemy też, że mały Jezus był mu posłuszny, a Józef dobrze opiekował się swoją rodziną. Ale gdzie przebywał, gdy w Kanie Galilejskiej odbywało się wesele, na którym była Maria i bracia Jezusa? Dlaczego nie wymienia się go wśród tych, którzy stali pod krzyżem?

Próżne to dumanie, bo na żadne z pytań nie będzie odpowiedzi. A dlaczego w ogóle myśli moje krążą wokół tych ludzi? Cóż, być może dlatego tylko, że są mieszkańcami kart Biblii, w której nie ma niepotrzebnych słów, myśli i postaci.