Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

10/1991

MYŚLANE NOCĄ

Bojaźń Pana jest początkiem poznania
Przyp. 1:7

Strach, lęk, przerażenie, obawa... Czy nie są to dominujące uczucia we współczesnym świecie? Różne mają przyczyny, różne odcienie, różne nasilenie, ale stres, u którego podstaw leży poczucie zagrożenia, istnieje wszędzie. Winą za nie obarczamy polityków, finansistów i naukowców; mówimy o bombie atomowej, awariach w nuklearnych elektrowniach, żądzy władzy prowadzącej do zimnych i gorących wojen, fanatyzmie wyznawców nieludzkich ideologii, o wielkich interesach wielkiego kapitału i przemysłu. Oczywiście – nie bez racji. To wszystko rzeczywiście istnieje i stwarza niebezpieczeństwa, niekiedy na skalę całego globu. Powoduje nieszczęścia, śmierć, kalectwo, rujnuje życie wielkim rzeszom ludzkim, rodzi poczucie bezpośredniego zagrożenia, a więc i lęku obejmującego cale narody. Zastanawiam się jednak, czy patrząc na niedosiężne dla zwykłego człowieka wyżyny ziemskich Olimpów, na których przebywają ci, co potrząsają naszym losem, i obarczając winą ich, i tylko ich, nie powinniśmy też baczniej przyjrzeć się sobie? Czy za jakąś cząstkę zagrożeń i lęku na świecie nie odpowiadamy również my sami? Czy nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze zwykłe, codzienne życie i „zwyczajne”, codzienne lęki? Czy nie jesteśmy winni, jeżeli już nie czynów, to zaniechania?

Szukając sposobu na życie i przeżycie ludzie coraz częściej uciekają się do zastraszenia i groźby. Nie mówię tu o marginesie społecznym, o tych, dla których przemoc stalą się już naturalnym sposobem bycia. To odrębny temat. Nie. Mówię o zwyczajnych ludziach, bez obłudy nazywających siebie porządnymi ludźmi i tak też przez innych określanych. I często są to chrześcijanie.

Jak wychowuje się dzieci w rodzinie? Jakimi metodami wychowuje się i uczy w szkole? Jak reaguje się w codziennych konfliktowych sytuacjach w domu, na klatce schodowej, na ulicy, w autobusie? Jak obchodzi się ze zwierzętami? Co bywa często pierwszym odruchem? Krzyk, klaps, pogróżka, odepchnięcie, obelgi, rzucenie kamieniem, bicie. Słowem – agresja. Agresja budzi lęk, lęk rodzi agresję, krąg się zamyka. Zamyka, ale nie przestaje poszerzać swoich granic. Żyjąc w nim, wśród tych zwyczajnych ludzi, bombardowani niejako odgórnie przez wielkie zagrożenia, narażeni na ataki chuliganów i przestępców z zewnątrz kręgu – stajemy się współwinni przez bierną akceptację, przez własną postawę przyzwalania.

Czymże innym jest, na przykład, dopuszczanie do zalewu kin i telewizji filmami gloryfikującymi brutalność, przemoc, okrucieństwo? A oglądanie ich? Albo zezwolenie na urządzenie corridy? Władze zasłaniają się prawem do wolności poczynań. Nie wątpię, że postępują zgodnie z literą prawa. Z literą. A chrześcijańskie społeczeństwo, jeżeli protestuje, to tak słabo, że tego prawie nie słychać. A prasa? Oprócz informacji o faktach zamieszcza także drobiazgowe opisy morderstw, gwałtów itp. I tak żyjemy pod straszliwą presją lęku, często nie zdając sobie z tego sprawy. Bo nie tylko osobisty stres, poczucie osobistego zagrożenia ma na człowieka niszczący wpływ. Niszczy nas od środka również to, że stara sąsiadka boi się agresywnego sąsiada, że dziecko z naprzeciwka boi się rodziców, kot z podwórka boi się wszystkich ludzi, że boi się fikcyjna postać na ekranie...

O jednym tylko gatunku lęku niemal nie słyszymy: o bojaźni Pana. „Bać się Pana – znaczy nienawidzić zła” (Przyp. 8:13). Wydaje się, jakby ludzie przestali zdawać sobie sprawę z tego, że ta bojaźń jest bojaźnią zbawczą, że jest władna usunąć lęk, który nas dziś dławi.   Błądzimy   bez busoli.

zwiększamy obszary lęku, dyskutując, na przykład, nad ustawą, która nigdy nie zostałaby sformułowana, gdyby ci, którzy otrzymali mandat społeczeństwa pozwalający im decydować, i ci, których ma ona dotyczyć, przyjęli za swoje słowa Psalmisty: „Wskaż mi. Panie, drogę swoją, bym postępował w prawdzie Twojej, spraw, by serce moje jednego tylko pragnęło, bojaźni imienia Twego” (Ps. 86:11).

W kraju chrześcijańskim, w kraju wolnym, w którym wartości chrześcijańskie deklarowane są dziś głośno jako naczelne, zabrakło nam jak gdyby cementu na fundamenty wszelkich działań w makro- i mikroskali: mądrości. Mądrości takiej, o jakiej mówi Biblia, mądrości, nad której źródłem zastanawiał się Hiob:
„Po krzemień człowiek wyciąga rękę, wywraca góry od podstaw. W skałach wykuwa sztolnie, a jego oko dostrzega wszystko co cenne. [...] Wywodzi na światło to, co skryte. Lecz gdzież można znaleźć mądrość?” (Hb 28:9-12). Czy nie o dzisiejszych czasach, nie o dzisiejszym człowieku mówił ten niezłomny mąż? On znal odpowiedź i nie schował jej dla siebie. Dziś, po upływie wieków, każdy szukający ratunku przed złem dla siebie i dla świata może dowiedzieć się, co Hiob wiedział o bojaźni Bożej, o mądrości, która chroni od złego, a więc i od lęku: „Bóg wie o drodze do niej, tylko On zna jej siedzibę, bo tylko On patrzy na krańce ziemi i widzi wszystko, co jest pod niebem. Gdy nadawał wiatrowi wagę i mierzył pojemność wód, gdy deszczowi wyznaczał prawo i szlak dla błyskawicy, wtedy ją widział i zgłębił, ustalił i wypróbował, i rzekł do człowieka: Oto bojaźń Pańska, ona jest mądrością, a unikanie złego – rozumem” (Hb 28:22-28).
Po prostu.