Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1993

MYŚLANE NOCĄ

Niech dni żywota płyną tu błogo,
niezamącone bólem ni łzą,
niech nasza strzecha nie zna nikogo
z sercem podstępnym i myślą złą.

[Śpiewnik Kościoła Powszechnego, pieśń nr 169]

Gdy tak powtarzam sobie w myśli te wzruszające słowa, nad moją przytuloną do poduszki głową nie wznosi się strzecha. Jest kilka pięter, na których mieszkają nie znani mi bliżej ludzie – nie wiem, jakie są ich serca i myśli – a potem już tylko płaski dach bez krztyny wdzięku, za to z wieloma antenami. Te spiczaste wskazują na niebo, te talerzowate w niebo patrzą. Ale to, co z niego wyławiają, nie ma w sobie nic niebiańskiego. Po nich do wszystkich mieszkań płynie niedola całej Ziemi. Wojny, okrucieństwa, gwałty, katastrofy, zakrwawione ciała pomordowanych ludzi, oczy umierających z głodu dzieci, spojrzenia ginących zwierząt – wszystko to wyłapują w pół drogi do nieba wysłannicy ziemskiego piekła: potężne potwory z metalu, krzemu i czegoś tam jeszcze, którym serce, mózg i wątrobę zastępuje najwyższej klasy elektronika. Satelity. W ich wnętrznościach modlitwy, krzyki, szepty, szloch i skargi tych, którzy w nieopisanych cierpieniach giną w imię wyższych racji, spotykają się z przemówieniami tych, którzy syci, dobrze odziani, bezpieczni i pewni siebie jadą w wykwintnych limuzynach ulicami wesołych miast, by spotkać się z innymi, podobnymi sobie, wśród marmurów / złoceń wspaniałych budowli, i przedstawiać jedni drugim swoje wyższe – polityczne, finansowe – racje, okraszone wzniosłymi hasłami i popijane wyrafinowanymi koktajlami.

Podnoszę głowę z poduszki, zapalam nocną lampkę i czytam następną zwrotkę pieśni: „Noc daj spokojną, dzień pracowity i wiarę mocną, i miłość daj...” – No tak, myślę sobie, gaszę światło i znowu widzę: ruiny, same ruiny wsi i miasteczek, dymy pożarów nad Sarajewem – to Bośnia; dziecięcy szkielet obciągnięty skórą, głowa, której nie może utrzymać cieniutka szyja, olbrzymie oczy oblepione rojem much – Somalia; nieprzeliczona rzesza skąpanych w ropie morskich ptaków i innych Bożych stworzeń – to kolejna katastrofa i wyciek z rozbitego tankowca. I jeszcze wieści z Indii, Angoli, Kambodży... A między tymi obrazami zbliżenia z sal obrad– uśmiechy, uściski dłoni – /' relacje z przytaczanych tam argumentów na rzecz wyższych racji, w imię których musi dziać się na świecie to, co się dzieje. Przykro, że gdzieś tam strzelają, że tylu zabitych, głód, zimno, i te wszystkie dzieci, ale jeszcze trzeba uzgodnić, przybliżyć stanowiska, zastanowić się, wyjaśnić, obwarować... Tylko że, panowie, późno już, i piątek, odraczamy posiedzenie do poniedziałku...

Ani słowa o dniu tych, którzy dziś jeszcze – czekając na obiecany ryż, mąkę, olej, koce – umrą z wyczerpania, głodu i zimna, bo drogi są zaminowane, a ciężarówki z pomocą ostrzeliwane. Ani słowa o nocy tych, którzy dziś jeszcze, czekając na rozejm, umrą trafieni pociskiem. Na szczęście wiara i miłość są na tych salach obecne: mocna wiara w posiadaną władzę i miłość do wpływów i pieniędzy.

Nie mogę zasnąć. Być może dziś, gdy czytacie te słowa, nazwy krajów i miast są już inne – piszę te rozważania w styczniu. Ale cóż z tego? Przemoc i śmierć są te same. Przysuwam lampkę i czytam pierwszą zwrotkę starej pieśni: „Do Ciebie wznoszę modły me. Panie, za ukochany rodzinny dom: niech nad nim świeci słońca świtanie i niech z daleka mija go grom...” Być może tamci ludzie z Sarajewa też tak się modlili, ale grom wypuszczony z bratniej dłoni trafił prosto w ich dom, a nad ruinami od wielu tygodni zamiast słońca świeci im pożoga.

Niezbadane są wyroki Boże. Wiem. Ale Bóg dał też człowiekowi wolną wolę i rozum. I serce: „... usunę z ich ciała serce kamienne i dam im serce mięsiste” (Ez. 11:19); „...jesteście listem Chrystusowym [...] napisanym nie atramentem, ale Duchem Boga żywego, nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich” (II Kor. 3:3). Gdzie byli ci wszyscy obradujący, targujący się, wahający; ci, co mają czas i odraczają rozmowy, gdzie oni byli, gdy Bóg dawał ludziom „serca mięsiste”, gdy Duch Boga Żywego pisał „nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich”? I gdzie byli ci, którzy teraz nie chcą rozmawiać, tylko strzelają, strzelają, strzelają...

A gdzie myśmy byli? W noc sylwestrową we wszystkich miastach Europy pękały race, strzelały korki z butelek szampana, podczas gdy za miedzą, tuż obok nas... Ale to nie przeszkadzało nam w zabawie. Co stanie się z nami w czas rozliczeń? I nagle, na oświetlonej latarnią ścianie widzę cień Abrahama, jak stoi przed Panem i walczy z Nim o łaskę dla Sodomy i Gomory przez wzgląd dla tych kilku sprawiedliwych żyjących być może gdzieś wśród tego tłumu, który wzbudzi! gniew Boga. „Może znajdzie się tam pięćdziesięciu [...], trzydziestu [...], dziesięciu... „? I widzę obok cienia Patriarchy inny cień, cień kogoś dobrze mi znanego, kto należąc do Fundacji Equili-bre zorganizował część Konwoju Pokoju i pojechał razem z nim do Sarajewa. Z pewnością czytaliście o niebezpieczeństwach i trudach tej podróży. I spytacie może: „Dlaczego mówisz o tej jednej osobie z Konwoju? Przecież było ich o wiele więcej?” Taki Ale człowiek, którego cień widzę na ścianie, miałby pełne prawo sam korzystać z pomocy innych. Jest niepełnosprawny, po ciężkich operacjach i chodzi o kulach. Czy nie możemy mieć nadziei, że Bóg patrząc na niego powie: „Nie zniszczę, ze względu na tego jednego...”?

Wanda Mlicka