Drukuj

6 / 1995

MYŚLANE NOCĄ

Czy nie wiecie, że zawodnicy na stadionie wszyscy biegną, a tylko jeden zdobywa nagrodę? Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli.
I Kor. 9:24

Zadziwiające, do jakich bohaterskich wyczynów zdolny jest człowiek. Jak wielkie ryzyko gotów jest ponieść, jak beztrosko potrafi narażać swoje zdrowie i życie. Zauważyliście, że używam właśnie słowa „wyczyn”, a nie „czyn”? Bo nie chodzi mi o tych ludzi, którzy ryzykują swoim życiem i zdrowiem dla ratowania innych: o żołnierza, który pod kulami idzie po rannego kolegę, o strażaka, który wynosi z pożaru dziecko, o misjonarza, który niesie Słowo Boże ludożercom... Ani o Jankę Ochojską, która jedzie siedem tysięcy kilometrów, by do samego centrum wojny dowieźć umierającym mieszkańcom Czeczenii przesłanie: na świecie – oprócz gadających głów, złotych wiecznych piór, sal konferencyjnych, cygar, limuzyn, bankierów i oprawców – są jeszcze ludzie.

Cóż jednak powiecie o tych, którzy narażają się – dla siebie? Dla zaspokojenia własnej pychy, z głodu wywyższenia się ponad innych, ale nie zaletami umysłu, talentem, pracą. Ich wyczyny zaiste można nazwać „bohaterstwem”. No, bo spróbujcie na przykład zjeść na tempo ileś tuzinów pączków czy pokonać pod górę setki stopni albo w krótkim czasie wypić obłędną liczbę litrów piwa. Grozi to oczywiście śmiercią, ale za cenę jakiegoż trudu, boleści itd. Powstaje pytanie: dlaczego ludzie to robią? Czy ktoś im każe? Skąd! Oni sami chcą. Gotowi zrujnować sobie żołądek, serce czy jakiś inny organ raczej niezbędny dla normalnego funkcjonowania, żeby tylko znaleźć się w Księdze Guinessa. Albo pokazać, że są lepsi od Józia z sąsiedniej wsi. Żeby zdobyć sławę na skalę lokalną czy międzynarodową, żeby „uwiecznić się” w ludzkiej pamięci. Zaszokowała mnie informacja wyczytana w którejś gazecie, że wielu młodych ludzi uprawiających sport marzy o zdobyciu medalu na olimpiadzie nawet za cenę kalectwa przez resztę życia...

Tak sobie rozmyślając o tym pędzie do sławy i prestiżu za wszelką cenę, i o przedziwnych pomysłach zanotowanych w Księdze Guinessa, mimo woli pomyślałam o innej, znacznie od niej starszej Księdze, która powinna być znana każdemu chrześcijaninowi. O Księdze Żywota. Święty Jan w swoim Objawieniu widział również inne księgi: „I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota, została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach” (Obj. 20:12). Jest więc tych ksiąg więcej, ale jedna jest najważniejsza – to Księga Żywota. Bo czytamy: „jeżeli ktoś nie był zapisany w księdze żywota, został wrzucony do jeziora ognistego” (Obj. 20:15). No, to nie jest przyjemna perspektywa, bo „owo jezioro ogniste to jest druga śmierć”.

Wyobrażam sobie, że w niebie istnieje wydział pod nazwą Wielka Niebiańska Buchalteria, gdzie nad niezliczoną liczbą ksiąg siedzi nieprzeliczona rzesza aniołów. Roboty mają mnóstwo, bo nie tylko każdy uczynek, dobry czy zły, musi być zaksięgowany w odpowiedniej rubryce, ale również dokładne dane człowieka, który go popełnił. Tak, by Ten, który siedzi na Tronie, na pierwszy rzut oka wiedział, że ten, kto przed Nim teraz stoi i drży, a odpowiada za skopanie parszywego psa, sam był na ziemi całe życie traktowany jak parszywy pies, a ten drugi, trzeci i czwarty to ongiś: wykształcony polityk, wysoki rangą wojskowy, bogaty biznesman, których podpisy pod traktatami, rozkazami, zleceniami powodowały zniszczenie całych narodów, śmierć tysięcy młodziutkich żołnierzy, nędzę setek tysięcy rodzin... Wyobrażam też sobie, że przedostatnia (przed Księgą Żywota) księga będzie zawierała krótkie podsumowanie w rubrykach „ma” oraz „winien”, przy czym nie będzie to ujęte w żadnej ziemskiej walucie. Bo „ma” oznacza tam to, co dobre przed obliczem Boga, a „winien” to nie długi, ale winy. A tak na marginesie: jak myślicie, czy wśród tych ksiąg znajdzie się też Księga Guinessa?

A teraz znowu powstaje pytanie: dlaczego ludzie decydują się na tak wiele, by znaleźć się w Księdze Guinessa, a na tak mało, by imię ich zostało zapisane w Księdze Żywota? Mimo iż z dużą dozą prawdopodobieństwa można domniemywać, że Księga Guinessa nie ostoi się, gdy nadejdzie chwila, o której Jan tak pisze: „I widziałem wielki biały tron i Tego, który na nim siedzi, przed którego obliczem pierzchła ziemia i niebo, i miejsca dla nich nie było” (Obj. 20:11).

No cóż. Po pierwsze – jeżeli wyczyn, obliczony na przykład na pobicie jakiegoś rekordu, uda się, to znajduje natychmiastowy poklask. Ryzyko – i zaraz nagroda. Wszyscy wiedzą, podziwiają, gratulują. A czy ktokolwiek składa mi gratulacje, że nie kradnę, albo podziwia, że nie cudzołożę? Po drugie – kto zdaje sobie sprawę, jakiego cichego bohaterstwa trzeba niekiedy, by w imię przestrzegania Dziesięciorga Przykazań umieć odmówić, zrezygnować, sprzeciwić się? Dotyczy to zarówno przeciętnego człowieka, który wyrzeka się podłostek, plotek, pomówień itp., tak przydatnych w wyścigu do sukcesów, jak i polityka, biznesmana i generała, którzy odmówiliby złożenia podpisu pod dokumentami niezgodnymi z przykazaniami Bożymi. Wszyscy oni – każdy na swoją miarę – ponoszą nieefektowne ryzyko utraty stanowiska, znaczenia, władzy, nie zaistnienia w ludzkiej pamięci. A co w zamian?

„Zwycięzca zostanie przyobleczony w szaty białe i nie wymażę imienia jego z księgi żywota, i wyznam imię jego przed moim Ojcem...” (Obj. 3:5).

Tylko tyle.

Wanda Mlicka