Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1996

MYŚLANE NOCĄ

...te kamienie są dla synów izraelskich pamiątką na wieki.
Joz. 4:7

Może pamiętacie jeszcze starego Fabera, którego słowa przywoływałam w poprzednim tekście? Mówił on o tym, jak ważne dla człowieka są książki, dobre książki, skłaniające do przemyślenia wielu spraw, nad którymi nie zatrzymujemy się w wirze codziennych zajęć, a które stanowią jądro życia. Takie książki mają ponadto i tę właściwość, że człowiek wierzący otwiera Biblię, by skonfrontować to, co one mu mówią, z tym, co mówi Biblia. Ale Faber mówił też o znaczeniu rzeczy. Nie rozwinął jednak tego tematu szerzej i zaczęłam zastanawiać się, co też mógł mieć na myśli.

Jakie znaczenie mają dla nas rzeczy? Jednym chodzi o to, by było ich coraz więcej i żeby były nowe, modne, wzbudzające zazdrość bliźnich. Inni lubią rzeczy stare, to znaczy z dawna zadomowione, oswojone, mające swoją historię. Ja i mój Kot zaliczamy się do tej drugiej grupy. Oboje lubimy na przykład nasz wspólny, z lekka wysiedziany fotel z zawsze tą samą poduszką, ja lubię mój trochę już szczerbaty talerz, on swoją starą, nadtłuczoną miseczkę. I tak dalej. Niezmiernie cenię też sobie malutką solniczkę z bardzo grubego szkła, która z ogniowej kipieli w Powstaniu wyszła bez jednej rysy, tyle tylko, że w tajemniczy sposób zmieniła się z białej – w ciemnogranatową; i gliniany dzbanek na kwiaty sobie cenię, którego skorupy znalazłam w zgliszczach mojego domu – starannie sklejony stoi u nas do dziś, tyle tylko, że już nie można nalewać do niego wody, bo cieknie; i jeszcze parę innych rzeczy lubię, za które nikt nie dałby złamanego grosza, a które dla mnie mają właśnie znaczenie (muszę tu dodać, że to przywiązanie do starych rzeczy nie rozciąga się u mnie -na razie! – na stare gazety, słoiki, sznurki, szmaty i temu podobne...).

Szukając w Biblii miejsca, w którym byłaby mowa o znaczeniu rzeczy, natrafiłam w Księdze Jozuego na fragment, którego ostatnie słowa zamieściłam tu jako motto. Ale warto przeczytać o tych kamieniach trochę więcej, bo to, co powiedział Jozue do dwunastu mężów izraelskich (po jednym z każdego plemienia), było przekazane mu przez Pana: „I rzekł do nich: Przejdźcie przed Skrzynią Przymierza Pana, Boga waszego, na środek Jordanu i przynieście każdy na swoich barkach jeden kamień według liczby plemion izraelskich, aby to było pośród was, gdy wasze dzieci w przyszłości pytać będą: Co znaczą dla was te kamienie? Odpowiecie im, że wody Jordanu zostały rozdzielone przed Skrzynią Przymierza Pana, gdy przechodziła przez Jordan; zostały rozdzielone wody Jordanu i te kamienie są dla synów izraelskich pamiątką na wieki”.

Byty to najzwyklejsze rzeczne kamienie, pozbawione wartości materialnej, a jednak miały być pamiątką, pamiątką na wieki. Oczywiście nasze rzeczy, takie jak moja solniczka czy dzbanek na kwiaty, nie mają takiego wiecznego znaczenia ani nie są ważne dla całego ludu, do którego należę. Dla ludu – nie. Ale myślę, że są ważne nie tylko dla mnie. Moje dzieci i wnuki mogą patrząc na ten dzbanek ujrzeć cień swojej Babci i Prababci wkładającej do świeżo weń nalanej zimnej wody naręcz żółto płonących kaczeńców; a tę solniczkę mogą sobie wyobrazić, jak w latach swojej młodości, jeszcze biała i z kryształkami białej soli w środku, stała na wielkanocnym stole, przy którym zgromadziła się cała rodzina – cienie zmarłych, znanych im tylko z opowieści i cień żyjącej jeszcze Matki, gdy była małą dziewczynką. Ale czy to rzeczywiście takie ważne?

Tak, bo człowiekowi oprócz ulotnego słownego przekazu potrzebne są najczęściej jakieś konkretne przedmioty, których można dotknąć, zobaczyć materialny kształt pamiątki, a dzięki temu przybliżyć wyobrażenie tego, czego mają być pamiątką. To taka pożywka dla wyobraźni. I przedmioty, rzeczy, mają wtedy znaczenie, gdy pragnie się, by lud czy rodzina nie zapomniały o swoich korzeniach, by czerpały z nich soki na dalsze życie, czuły się mocno osadzone w przeszłości, z której wyrosły. I tu dochodzimy do wspomnianej również w poprzednim tekście notatki o nagrodzie w dziedzinie sztuki, nagrodzie Turnera w wysokości 20 tysięcy funtów dla faceta, który przekroił krowie zwłoki, dołożył do nich martwe cielę, wszystko to zanurzył w zielonkawej formalinie i umieścił w pojemnikach. Wybór laureata uzasadniono tym, że „stworzył niezwykłą serię obiektów, które przykuły uwagę odbiorców”. Dodać należy, że miał on rywalkę, która nakręciła film wideo pokazujący wnętrze intymnych otworów własnego ciała...

Cóż, to też są „rzeczy”, które będą pamiątką po naszych czasach i jako takie będą miały znaczenie dla tych, którzy przyjdą po nas, dla wnuków, prawnuków i tak dalej, i dalej w przyszłość. Co pomyślawszy, szepnęłam: Dzięki Ci, Boże, żeś postanowił, iż „dni człowieka są jak trawa: Tak kwitnie, jak kwiat polny. Gdy wiatr nań powieje, już go nie ma i już go nie ujrzy miejsce jego” (Ps. 103: 15.16). Bo zaiste nie chciałabym, by mnie widziało „miejsce moje”, gdy nadejdzie czas, że ci, o których myślę dziś z czułością (a których rodzice, a nawet dziadkowie, jeszcze się nie narodzili), zechcą sięgnąć do swoich korzeni i zobaczą parchatą zgniliznę.

Tak szepcząc sobie i frasując się przyszłością, usłyszałam za oknem pierwsze, zaspane jeszcze ćwierknięcie -rzeczywiście: świtało. No nie, pomyślałam, nie spać całą noc po to, by zbilansować ją „parchatą zgnilizną”? Cóż, u licha, przecież jeszcze trwam w teraźniejszości, jeszcze żyję, wszyscy żyjemy, my, tzn. ci, którzy nie otrzymali i nigdy nie otrzymają 20 tysięcy funtów nagrody za krowie zwłoki w formalinie. I może to jest szansą dla naszych, tak odległych jeszcze w czasie potomków, by nie byli skazani na otrzymanie od nas wyłącznie zgniłych pamiątek? Może uda nam się pozostawić po sobie rzeczy piękne, dobre, mocne, na których można się oprzeć...

„A tak, bracia moi, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu” (I Kor. 15:58).

Przeczytałam te słowa i wreszcie zasnęłam, mimo że wróble darły się coraz głośniej.

Wanda Mlicka