Drukuj

9 / 1997

MYŚLANE NOCĄ

Zwróćcie uwagę na moje ostrzeżenie!
Przyp. 1:23

Bardzo chciałabym napisać raz coś optymistycznego, wesołego, pełnego nadziei na przyszłość. Ale ilekroć już to sobie ładnie obmyślę i mam zamiar siąść do pisania – coś się zdarza. Coś okropnego, ohydnego, przerażającego. Czy muszę na to reagować? W moim odczuciu – tak. Oczywiście zdaję sobie jasno sprawę, że to, co napiszę, nie będzie miało najmniejszego wpływu na nikogo. A jednak będę wołała na alarm tak głośno, jak tylko umiem, bo uważam, że jest to obowiązkiem każdego z nas. Ci, którzy milczą, którzy chociażby tylko w gronie znajomych nie wyrażają z całą mocą swego sprzeciwu – dają tym samym ciche przyzwolenie: sprawcom zbrodni, ich otoczeniu, telewizji i organom sprawiedliwości. Nie, to nie omyłka. Powtarzam: organom sprawiedliwości. Nie zgadzam się bowiem z wypuszczaniem przestępców ,za dobre sprawowanie” po odbyciu przez nich jednej trzeciej czy połowy kary; nie zgadzam się z tak często występującym sformułowaniem: „mała szkodliwość społeczna czynu”; nie zgadzam się, żeby procesy odbywały się po upływie miesięcy lub nawet lat od popełnienia przestępstwa. To wszystko rozzuchwala i należy z tym zaczekać do opadnięcia fali przestępstw. Nie zgadzam się też na zatruwanie umysłów i psychiki dzieci i młodzieży przez telewizję. Nie zgadzam się i nic z tego nie wynika, bo znacząca większość społeczeństwa zgadza się, a raczej nic jej to nie obchodzi.

Nie wszyscy są oczywiście tak rozbrajająco szczerzy, jak dyrektor programowy Polsatu, Barbara Trzeciak-Pietkiewicz, która komentując raport o przemocy w telewizji (zamówiony przez redakcję „Życia” u dr Lucyny Kirwil z Uniwersytetu Warszawskiego) przyznała, że na antenie Polsatu istnieje „problem przemocy”, dodając: „oprócz tego, że jesteśmy matkami i ojcami, musimy też myśleć o interesie ekonomicznym Polsatu (...). Im więcej scen drastycznych, tym większa oglądalność. Telewizja komercyjna nie może o tym zapomnieć i pozwolić sobie na gesty przyzwoitości”. Jest to wyznanie wręcz porażające nagą prawdą o poczuciu moralności i odpowiedzialności za publiczne poczynania.

Dodatkowo dobiło mnie zderzenie dwóch informacji na ten sam temat: film „Ostry poker w małym Tokio”, pokazujący wyjątkowo brutalne sceny, oglądało około siedmiu milionów ludzi (w tym według OBOP-u setki tysięcy dzieci w wieku od czterech do piętnastu lat). A skargi na zbyt wczesną porę nadania skierowane zostały do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przez dwie (dwie) prywatne osoby. Podobno KRRiT będzie chciała ukarać finansowo nadawcę, ale jej rzecznik, p. A. Kowalska, nie sądzi, by takie kary były stosowane częściej, bo sama „świadomość istnienia takich mechanizmów powinna podziałać na nadawców”. Czysta komedia!

I czymże owocuje ta zbrodnicza beztroska naszego społeczeństwa ? W ostatnich dniach (a piszę to w czerwcu, kwitną jaśminy i lipy) przez kraj przeszedł dreszcz grozy. Myślę o reakcji na zamordowanie warszawskiego maturzysty Tomka Jaworskiego. Przy okazji przypomniano w prasie inne zbrodnie, popełnione w ostatnich czasach przez młodych ludzi lub dzieci, może z mniejszym okrucieństwem, ale z błahej przyczyny albo zgoła bez motywu. Chyba że jako motyw przyjmie się tłumaczenie: chciałem zobaczyć, jak to jest, gdy ktoś umiera naprawdę.

No, to rzeczywiście jest uzasadnienie, bo w telewizji pokazują wprawdzie, jak torturować, a potem zadźgać, zarżnąć, powiesić, i można się przyjrzeć efektom tych działań, ale wiadomo, że to wszystko na niby, a chciałoby się przekonać, jak to funkcjonuje w życiu.

Poważny motyw mieli natomiast dwaj dziewięcioletni chłopcy, którzy usiłowali powiesić swojego kolegę: nie oddał im na czas pożyczonych papierowych krążków, które zbiera się, by coś tam wygrać. Egzekucja się nie odbyła, bo ktoś nadszedł, ale wszystko do niej było wcześniej profesjonalnie przygotowane: knebel, pień jako podest pod szubienicę -gałąź drzewa, przez którą jeden z katów przerzucił sznur, podczas gdy drugi założył pętlę na szyję ofiary. Rodzice niedoszłych morderców ubłagali rodzinę niedoszłej ofiary, by nie zawiadamiała policji. Czy sami poszli ze swymi dziećmi do psychologa, czy też zrobi to dopiero Sąd Rodzinny, do którego w końcu trafiła ta sprawa? I w jakich domach chowały się te dzieci?

Mam pytanie do decydentów, w których gestii leży zapobieganie przestępczości nieletnich i którzy – śmiem mieć nadzieję – słyszeli o takich sprawach jak wspomniana powyżej: czy naprawdę sądzicie, że tak małe dzieci wpadłyby same na pomysł powieszenia kogoś, zmiażdżenia koledze głowy kawałkiem uzbrojonego betonu czy uduszenia w foliowej torbie... i tak dalej, i tak dalej – nawet gdyby wszystkie co do jednego były psychopatami? Czy nie sądzicie, że tego trzeba się gdzieś nauczyć? Zobaczyć wzór sposobów i działania? Czy nikomu nie przyszło do głowy, że tu trzeba natychmiast działać zamiast dyskutować, kłócić się i zastanawiać?

Do zbrodniczej beztroski tak władz, jak i większości społeczeństwa zaliczyć należy również, a może przede wszystkim, przyzwalający i pobłażliwy stosunek do problemu alkoholizmu wśród dzieci i młodzieży. Ostatnie badania Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych przyniosły zatrważające wyniki: trzy czwarte trzynastolatków piło już alkohol; co szósty uczeń siódmej klasy szkoły podstawowej zaczął pić, mając dziewięć lat; w szkole średniej wódkę pije 46 proc. uczniów klas trzecich; wakacje są postrzegane jako okazja do picia, bo jedzie się na przykład pod namiot i nie ma żadnej kontroli. Agencja przewiduje, że w ciągu dwóch miesięcy wakacyjnych liczba pijących nastolatków wzrośnie o około trzy miliony. Myślę, że Hitler byłby bardzo zadowolony, że we własnym zakresie i z własnej nieprzymuszonej woli realizujemy to, czego on nie zdążył zrobić: wprowadzamy w życie jego plan fizycznego wyniszczenia i umysłowej degeneracji narodu polskiego za pomocą alkoholu.

Wróćmy do Przypowieści. Mądrość, która prosi, by zwrócić uwagę na jej ostrzeżenie, i skarży się, że nikt nie chciał jej słuchać, mówi dalej tak: „Dlatego i ja śmiać się będę z waszej niedoli, szydzić będę z was, gdy was ogarnie strach (...), niedola i utrapienie. Wtedy wzywać mnie będą, lecz ich nie wysłucham, szukać mnie będą, lecz mnie nie znajdą, bo nienawidzili poznania i nie obrali bo jaźni Pana (...) niefrasobliwość głupców ich zgubi...” (Przyp. 1:26-19.32).

Ale może jeszcze nie jest za późno? Może wystarczy wytężyć słuch, może Mądrość nadal „woła głośno na ulicy, na placach podnosi swój głos, woła na rogu ulic pełnych wrzawy...” (Przyp. 1:20-21)? Niestety, nie wystarczy ją usłyszeć – trzeba zacząć działać.

Wanda Mlicka