Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 2000

MYŚLANE NOCĄ

Błogosław, duszo moja, Panu! Panie, Boże mój, jesteś bardzo wielki! Przywdziałeś chwałę i majestat, przyodziewasz się światłością jak szatą, niebiosa rozciągasz jak kobierzec. (...) O, jak liczne są dzieła twoje, Panie! Tyś wszystko mądrze uczynił...

Ps. 104:1.2.24

Tak widział Boga, tak mówił do Niego i o Nim Psalmista. I przez kilkanaście wieków słowa te powtarzali ludzie wierzący, a niewierzący przytaczali mnóstwo argumentów na nieistnienie Boga, z których żaden nie był argumentem ostatecznym, dowodzącym ponad wszelką wątpliwość, że Ten, którego istnienie negują, rzeczywiście nie istnieje. No i bardzo dobrze, bo jeżeli ludzie z kimś lub z czymś walczą , to muszą co najmniej podejrzewać, że ten ktoś lub coś jednak jest, bo inaczej wyszliby na durniów. I dlatego jeszcze bardzo dobrze, bo jeżeli nasza własna wiara, nasze własne przekonania są przedmiotem czyichś ataków, to broniąc się, zaczynamy być aktywni, temperatura wzrasta, ludzie przestają być letni: „W gorliwości nie ustawając, płomienni duchem, Panu służycie!” (Rzym. 12:11), i przypominają sobie słowa ze zboru w Laodycei: „Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich” (Obj. 3:15.16).

Gorliwość nie powinna jednak odbierać ludziom zdolności zastanawiania się nad tym, co czynią. Bo popatrzcie, na jaki pomysł wpadli Amerykanie: w całym ponoć kraju na billboardach ukazały się wielkie plakaty reklamujące Pana Boga. Wyczytałam to w „Życiu” prawie rok temu (8.02.1999) i wycięłam notatkę, która oczywiście wsiąkła gdzieś w powodzi zalewających mnie papierów, by wyłonić się nagle teraz, akurat, gdy myślałam, o czym by tu pomyśleć. Oto kilka haseł:
Pierwsze: ”»Spotkajmy się w moim domu w niedzielę przed meczem« – Bóg”; drugie: „»Lubię wesela. Zaproś mnie na swój ślub« – Bóg”; trzecie: „»Teoria Wielkiego Wybuchu? Chyba żartujesz...« – Bóg”; czwarte: „»Potrzebujesz doradcy małżeńskiego? Jestem gotów« – Bóg”; piąte: „»Czy czytałeś moją najwspanialszą książkę? Będzie egzamin« – Bóg”... I tak dalej w tym samym stylu.

Grupa anonimowych ludzi, którzy za pośrednictwem agencji reklamowej postanowili wypromować Boga, nie zauważyła widocznie, że Bóg z billboardów nie jest Bogiem. To facet. Facet, który zaprasza kolesiów, by wpadli do niego na chwilę, zanim wszyscy razem pójdą na mecz; facet, który widocznie lubi sobie pojeść i popić, więc wprasza się na wesele; facet, który oferuje małżeństwom swoje usługi jako doradca; facet, który chyba napisał wiele książek, z których jedną zachwala jako „najwspanialszą” i z tego bestselleru zapowiada egzamin...

Nie wiem, jak te hasła przyjęli za oceanem ludzie myślący i wierzący, jak również myślący i niewierzący. Ktoś z moich młodych przyjaciół uważa, że ważne jest, aby młodzieży i ludziom dalekim od religii w ogóle mówić o Bogu, żeby przyciągać ich do Kościoła, obojętne za pomocą jakich środków. Mogą to być chwytliwe hasła, może być rockowa muzyka z pobożnym tekstem. Ale ja się pytam – i chyba już kiedyś o tym pisałam – jakie skojarzenia będzie miał chłopak, który w sobotę wieczorem tulił swoją dziewczynę w takt tej samej muzyki, jakiej w niedzielę rano słucha w kościele? Ale w niedzielę tekst jest przecież religijny – powiadacie. Chyba żartujecie... Bo mnie się wydaje, że to tylko pogarsza sprawę.

Nasuwa się tu zasadnicze pytanie: kim ma być dla człowieka Bóg? Idolem, który traci popularność i zabiega o publiczność, mówiąc: „Zagram wam to, co lubicie, tylko przyjdźcie na mój występ!”? Psychoterapeutą, któremu kiepsko idą interesy, więc na billboardzie ogłasza swoją gotowość do usług? Czy zadufanym w sobie pisarzem, który uważa, że napisał wspaniałą książkę i egzaminuje czytelników, chciałby sprawdzić, czy aby wszyscy ją dokładnie przeczytali?

Co pewien czas społeczeństwa uznawane w swoim odcinku historii za cywilizowane – wpadają w dołek. Neguje się wtedy większość podstawowych wartości, upadają autorytety, nasila się przemoc, wielu ludzi traci zdolność odróżniania dobra od zła. Trudny to okres, zwłaszcza dla młodzieży. I zwłaszcza dziś, kiedy postęp techniczny sprzyja jak nigdy przedtem błyskawicznemu przenoszeniu się wszelkich epidemii z kontynentu na kontynent. Czy możemy temu zaradzić? Nie sądzę. Ale nie należy tracić nadziei. Bo ci, którzy mają sprawny układ odpornościowy – a myślę, że jest ich więcej niż zarażonych, chociaż media nie lubią dopuszczać ich do głosu – więc ci właśnie ludzie nadal ceniący sobie dobro, czystość, prawdę i piękno, będą trwali w większych i mniejszych grupkach, tworząc promieniujące światłem wysepki. Jest to sprawdzona metoda, bo właśnie również dzięki niej jesteśmy dziś chrześcijanami...

I myślę też, że ludziom w którymś momencie – być może już niedługo – zabraknie oddechu. Bo jak długo można żyć w próżni i na miałkim gruncie? Jak długo można bezkarnie żywić się jałową papką? To niezdrowe. Tak więc być może już nasze prawnuki wrócą do słów psalmisty, by z ulgą stwierdzić: „Panie, Boże mój, jesteś bardzo wielki! (...) Ugruntowałeś ziemię na stałych podstawach, by się nie zachwiała na wieki wieczne” (Ps. 104:1.5).

Wanda Mlicka