Drukuj

7 / 1994

MYŚLANE NOCĄ

...ozdobą starców jest ich siwy włos
Przyp. 20:29

W tym trzecim, i ostatnim, odcinku rozmyślań poświęconych rodzinie chcę rozważyć sprawę pomijaną często przez ludzi zajmujących się problemami rodziny i, niestety, prawie nie dostrzeganą przez Kościół. Czytając różne publikacje na ten temat, słuchając kazań, odnosi się wrażenie, jakby rodzinę tworzyli tylko rodzice i dzieci. Rzadko trafi się kilka słów o dziadkach, starych ciotkach czy wujkach. Z tym większą radością powitałam w „Życiu Warszawy” (26-27 marca 1994) rozmowę z panią profesor Marią Szyszkowską, która bierze udział w pracach ogólnopolskiego komitetu powołanego w związku z Międzynarodowym Rokiem Rodziny. Wywiad, przeprowadzony przez p. Danutę Wilhelmi-Machalicę, nosi tytuł: „Zjawisko upodlenia ludzi narasta, a jednym z jego przejawów jest brak szacunku i wdzięczności wobec osób starszych”. Radość moja zmącona została jednak już na początku tej lektury, bowiem Pani Profesor mówiąc o komitecie stwierdziła: „...słuchając ustaleń programowych, dyskusji o rodzinie, jestem coraz bardziej zaniepokojona. Mówiąc bowiem o rodzinie, rozpatruje się wyłącznie problemy dzieci i rodziców, zapominając o dziadkach”. A więc nawet grono ludzi z pewnością kompetentnych również nie zauważa ogromnej roli, jaką powinny odgrywać osoby starsze w życiu rodziny. Prof. Szyszkowska zwróciła też uwagę na panujący u nas kult dziecka, który jest „właściwie kultem wartości biologicznych, młodości biologicznej”.

Czy przypadkiem wyrazem takiego kultu nie jest też zjawisko obserwowane przeze mnie, od kiedy w „Życiu Warszawy” pojawił się, skądinąd miły, kącik, w którym można donieść wszem i wobec o wielkim wydarzeniu, jakim w życiu rodziny są narodziny dziecka. Otóż, oprócz danych o wadze, wzroście, dacie urodzenia i imieniu malucha, rodzice najczęściej powiadamiają również, czego życzą swojemu potomkowi. I właśnie treść tych życzeń jest bardzo zastanawiająca. Życzy się bowiem dziecku, by świat był dla niego pełen ciepła i dobroci, żeby było zawsze szczęśliwe, a życie jego składało się z samych pogodnych i radosnych dni. To ładne, mimo nierealności spełnienia. Ciekawe jednak, że nigdy dotąd nie spotkałam życzenia, by samo dziecko jakoś się przyczyniło do zmiany świata na pełen ciepła i dobroci, by samo umiało dawać szczęście innym, żeby było mądre, wrażliwe i kochające, a nie tylko kochane. Obawiam się, że życzenia, jakie czytam na łamach „Życia Warszawy”, są zapowiedzią programu wychowawczego, utrzymującego dziecko w przekonaniu, że świat jest dla niego, a ono wobec świata nie ma żadnych obowiązków. Być może trochę przesadzam, ale chyba niewiele, sądząc po tym, co się obserwuje i słyszy.

I tu powraca sprawa ludzi starych, ich roli i miejsca w rodzinie, a co za tym idzie – w społeczeństwie.

W „minionym okresie” dzielono ludzi na tych, co „produkują”, i tych w wieku „poprodukcyjnym”, czyli bezużytecznych. Wiele z tego myślenia pozostało do dziś. Na ulicy słowo „stary” ma wydźwięk negatywny, jest używane jako obelga, wyraz lekceważenia i pogardy. Czy można się dziwić, że „siwy włos”, uważany niegdyś za ozdobę, dziś jest skrywany pod czernidłem, maskującym kompromitujący fakt bycia starym?

A jak jest w domu? Czy dziadkowie zajmują najwyższe miejsce w hierarchii rodziny? Czy są przedmiotem szczególnego szacunku, miłości, troski? Czy rodzice starają się, by ich dzieci widziały w babci i dziadku ludzi, którym zarówno rodzice, jak i one same zawdzięczają życie i wiele z tego, czym się dziś mogą cieszyć? Czy dzieci są uczone, że w starcu należy widzieć przede wszystkim człowieka, który przebył długą drogę i oto zbliża się do jej końca?

Rola starych ludzi w rodzinie jest dziś często rolą wyłącznie służebną. Ale nie według słów Pawła: „służcie jedni drugim w miłości” (Gal. 5:13), tylko na zasadzie jednostronnego usługiwania w zamian za kąt w mieszkaniu i przysłowiową „miskę strawy”. Nikogo nie interesuje, czego chciałaby się dowiedzieć babcia, co myśli dziadek, bo z góry zostało założone, że babcia „i tak nic nie zrozumie”, a dziadek „tylko zrzędzi i nic mu się nie podoba”. Dzisiejszy świat jest rzeczywiście trudny do zrozumienia i zaakceptowania nie tylko zresztą dla ludzi starych. Ale czy rodzice, nie będący wszak zbuntowanymi nastolatkami, nie pomyśleli nigdy, że dziadkowie są ogniwem łączącym teraźniejszość z przeszłością i że reprezentują wartości nie do przecenienia w chrześcijańskiej rodzinie? Gdyby dzieci część czasu i uwagi, jakie pochłania telewizyjny superman, poświęciły rozmowom z dziadkami, to... No, właśnie, co by się stało? Może spod sklerotycznego pyłu, który w miarę upływu czasu pokrywa umysł człowieka żyjącego na prawach użytecznego grata, a nie partnera, wyłoniłyby się nie przeczuwane skarby mądrości, innego – nie komputerowego – spojrzenia na życie, dystansu i biblijnego osądu ludzkich poczynań. I może świat widziany oczami dziecka nabrałby wtedy innego wymiaru, w którym od przemocy i cwaniactwa ważniejsza jest miłość i przebaczenie.

Chciałam się dowiedzieć, co na temat stosunku do ludzi starych mówi nam Biblia. Bezpośrednich wskazówek co do dziadków nie znalazłam. Ale to chyba tylko dlatego, że w czasach biblijnych starców darzono takim szacunkiem i poważaniem, że zagadnienie to w większej skali w ogóle nie istniało.

W roku bieżącym. Międzynarodowym Roku Rodziny, Kościół szczególną uwagę poświęca jej problemom i ułomnościom. Czy blisko centrum tej uwagi nie powinien znaleźć się człowiek stary, jego miejsce i rola w chrześcijańskiej rodzinie? Jak wielkie znaczenie miała ta rola w oczach Psalmisty, skoro prosząc Boga o opiekę w starości, napisał: „Boże, uczyłeś mnie od młodości mojej, a ja aż dotąd oznajmiam cudowne sprawy Twoje. Toteż i do starości, gdy już siwy będę, nie opuszczaj mnie, Boże, aż opowiem o ramieniu Twoim temu pokoleniu, a wszystkim następnym o potędze Twojej!” (Ps. 71:17.18).

Wanda Mlicka