Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 /1994

MYŚLANE NOCĄ

Przeminęło żniwo, skończyło się lato...
Jer. 8:20

Powoli kończy się lato, choć żniwa tu i ówdzie jeszcze trwają. Gdy zajrzałam do Księgi Jeremiasza, właśnie to zacytowane jako motto zdanie zapadło mi w pamięć i nie mogłam przestać o nim myśleć. Zaraz też skojarzyło mi się ono po pierwsze z tym, co Bóg powiedział „w sercu swoim”: „Dopóki ziemia istnieć będzie, nie ustaną siew i żniwo, zimno i gorąco, lato i zima, dzień i noc” (I Mojż. 8:21.22). A po drugie – ze słowami Jezusa: „Już żniwiarz odbiera zapłatę i zbiera plon na żywot wieczny, aby siewca i żniwiarz wspólnie się radowali. W tym właśnie sprawdza się przysłowie: Inny sieje, a inny żnie” (Jn 4:36.37).

Każdy człowiek coś sieje i zbiera żniwo tego, co posiał. Ale, jak ten, kto uprawia rolę, zbiera co roku plon i wiedząc, co posiał, wie też, czego może się spodziewać (siejąc pszenicę nie będzie oczekiwać plonu z owsa) – tak każdy z nas coś inwestuje z konkretną myślą o swojej przewidywalnej przyszłości. Może to być, na przykład, zdobywanie wiedzy i kwalifikacji czy mądre ulokowanie oszczędności. W każdym razie coś, co według naszych przewidywań powinno przynieść zysk. Najmniej procentują zwykle dobre postanowienia zmiany niezdrowego trybu życia. Ale to może dlatego, że „zasiewamy” je zwykle w dzień Nowego Roku, czyli w porze niezbyt siewom sprzyjającej, toteż te plony przy końcu roku są zazwyczaj dość mizerne.

Wszystko to ogranicza się do spraw doczesnych, przewidzianych dla życia na tej planecie razem z porami roku i dnia, „dopóki ziemia istnieć będzie”. Kiedyś jednak przestanie istnieć. Biblia nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. I co wtedy? Skóra mi cierpnie na myśl, że wszystkie moje ziemskie plony, choćby i niewielkie, ale skrzętnie gromadzone w prywatnym spichlerzu, jaki posiada każdy z nas – w jednej chwili przepadną, a mój kącik w niebiańskim spichlerzu okaże się pusty...

Kaznodzieja Salomonowy, wielce przeze mnie ceniony dla nieco kostycznego poczucia humoru i pełnego pobłażliwej ironii spojrzenia na naturę ludzką, opisuje podobną sytuację, zaczynając od słów: „Widziałem bolesny wypadek pod słońcem...” (Kazn. 5:12). Oto pewien bogacz cale życie trudził się, by zgromadzić wielki majątek. Jednakże przez „zły traf” bogactwo nagle przepadło. Bogacz umarł i – pisze autor księgi – „jak wyszedł z łona swojej matki, tak znowu wraca nagi, jak przyszedł, i pomimo swego trudu nic z sobą nie zabiera. I to jest właśnie ten bolesny wypadek: Jak przyszedł, tak musi odejść” (Kazn. 5:14.15).

Ilu ludziom zdarzył się już ten „bolesny wypadek”? Policzyć nie sposób. I aż strach pomyśleć, jak łatwo może się przydarzyć i mnie, bo przecież nieważny jest tu walor gromadzonych plonów, tylko ich wspólna cecha: doczesność. Szkoda, że nie można zajrzeć, choćby na chwileczkę, przez szparę w deskach, do Bożego spichlerza tam w górze, gdzie zarządzający nim aniołowie składają te plony ludzkie, które przy końcu świata nie będą skazane na zagładę. Czy mam tam chociaż parę ziarenek? Jezus mówił o plonie zbieranym „na żywot wieczny”. I dodał: „...aby siewca i żniwiarz wspólnie się radowali” (Jn 4:36). Wspólnie. A więc sprawa wygląda tu chyba zupełnie inaczej niż w przypadku zbierania plonów na użytek ziemski, kiedy siewca i żniwiarz to ta sama osoba? Jezus potwierdza to, mówiąc dalej: „W tym właśnie sprawdza się przysłowie: Inny sieje, inny żnie”. Ale nie muszę się już nawet zastanawiać, kim jest ten „Inny”, który sieje, bo pamiętam słowa: „Ten, który sieje dobre nasienie, to Syn Człowieczy...” (Mat. 13:37).

Wszystko sprowadza się zatem do tego, na jaki grunt padnie nasienie Siewcy i czy właściciel roli będzie chciał i umiał je pielęgnować, by rosło, a potem dało plon. I w tym względzie nie mam co do siebie żadnej pewności. Może jestem gruntem jałowym, na którym przyjmie się tylko kąkol siany przez „nieprzyjaciela”? A może z wierzchu ziemia dobra, ale pod cienką warstewką jest skala? Nie wiadomo.

Umiejętności dbania o uprawę z pewnością mi brakuje. Pozostają więc tylko dobre chęci. Mało to czy dużo? Pocieszam się, że zawsze nieco więcej niż nic. Gorzej, że niejedna z tych „marności nad marnościami”, o których mówi Kaznodzieja Salomonowy, jest mi nader mila i że tak trudno przychodzi wy-pielenie chwastów zagłuszających dobre nasienie. Biblijny autor naturalnie wiedział, że człowiek ma i z tym, i w ogóle z samym sobą, kłopoty. Ale widać niezbyt się przejmował faktami, uważając za oczywiste, że jego zwięzłe końcowe pouczenie zawiera wszystko, co jest konieczne, by nie zostać zgubionym: „Bój się Boga i przestrzegaj Jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka” (Kazn. 12:13). Jakie to proste. I jakie trudne.

Kiedy tak to sobie przemyślałam teraz na nowo, inaczej spojrzę na żniwiarzy zwożących do stodół swoje plony. Czy obfite będą, czy mizerne, oni i tak znowu orać zaczną, jak co roku. Chciałabym nauczyć się od nich tej niezachwianej pewności, że nie ma innego sposobu, że trzeba robić swoje najlepiej, jak się da, a reszta zależy od tego, czy Bóg zechce zesłać dni słoneczne i dni deszczowe w odpowiednich ilościach i w dobrym czasie, stosownie do tego, co zamyślił na samym początku dla każdego człowieka. Jeżeli więc uda mi się spełniać tak sumiennie, jak tylko potrafię, „obowiązek każdego człowieka”, a od żniwiarzy przejmę niewzruszone przekonanie o konieczności starannego uprawiania w nadziei i pokorze pola, które zostało mi przydzielone na tej ziemi, to może z mniejszym lękiem będę słuchała podobieństwa o pszenicy i kąkolu, a zwłaszcza objaśnienia tego podobieństwa, gdzie Jezus mówi: „...a żniwo to koniec świata” (Mat. 13:39).

Wanda Miicka