Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 10-11 / 1983


Serce drży we mnie.
Opadł mnie lęk przed śmiercią,
Bojaźń i drżenie nachodzi mnie
I groza mnie ogarnia
.
                                       Ps. 55:5

Chyba na każdego przychodzi to w jakiejś godzinie życia - nagły skurcz przerażenia, raptowne uświadomienie sobie w kategoriach fizycznego odczucia, że śmierć jest czymś nieuniknionym, że dotyczy również mnie. Ani teoretyczna wiedza o śmierci, ani wiedza płynąca z doświadczeń i obserwacji nie są tu żadną pomocą. Wszystko, co wiemy i co możemy sobie wyobrazić, okazuje się nieprzydatne w konfrontacji tej myśli z sobą samym. Nawet wiara.


To boiciem, co poraża lękiem w takiej chwili, co powstaje z głębi trzewi i chwyta za gardło - zostało przez nas wyhodowane, rosło i dojrzewało nie razem z nami, ale przeciw nam za drzwiami, które w panice zatrzasnęliśmy jeszcze w dzieciństwie.

Człowiek rosnąc i dojrzewając, ucząc się żyć i doskonaląc tę wiedzę we wszystkich dziedzinach, w tej jednej zatrzymuje się najczęściej na wstępnym etapie. Pierwsze przerażenie, pierwszy bunt, pierwsza klęska poniesiona w zetknięciu z tym, czego nie sposób pojąć, zaakceptować, odwrócić, z tym, co, jak się okazuje, nas również spotkać musi, jest doświadczeniem tak straszliwym i nie dającym się ująć w słowa, że jedynym ratunkiem zdaje się zepchnięcie tej grozy gdzieś w głąb, do najciemniejszego zakątka pamięci. "Zakluk, zakluk" - mówiło się u nas w domu, zamykając nieistniejące drzwi.

Odtąd spotykamy się ze śmiercią na neutralnych terenach; jest, bo czytamy o niej w książkach; jest, bo odchodzi od nas ktoś bliski; jest, bo mówi o niej Biblia; jest, bo tak uczą podręczniki. Ale to nie jest nasza śmierć. Naszą dawno, razem z innymi strachami dzieciństwa zamknęliśmy w czarnej izbie. Rosnąc i dojrzewając nie uczymy się dojrzewania do śmierci, nie myślimy o tym, co dzieje się w nas za tymi drzwiami, których nie ma, a które mimo to wdaje się trzymać zamknięte. A tymczasem ona tam w ciemności dojrzewa, ta śmierć. Nasza własna. I w jakiejś chwili, gdy czujemy samą pełnię radości istnienia, ukazuje nam na mgnienie swoją twarz. Obezwładnieni lękiem nie jesteśmy w stanie ocenić, co widzimy, nie chcemy tego widzieć. Chwila mija, zostaje strach.

Wanda Mlicka

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl