Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 8-9 / 1985

Czasy, w jakich żyjemy, przyniosły wiele zmian w strukturze rodziny i jej funkcjach, spotyka się nawet pogląd o kryzysie rodziny jako takiej. Ponadto wiele rodzin przeżywa własny, indywidualny kryzys spowodowany różnymi przyczynami, co bez wątpienia odbija się na wychowaniu dzieci, ich rozwoju i kształtowaniu osobowości. Nierzadko zdarza się, że taki kryzys kończy się rozwodem. Małżeństwo zostaje formalnie rozwiązane, a opiekę nad dziećmi sąd z reguły powierza matce. Samotna matka, wychowująca dzieci w ogóle bez udziału ojca bądź z udziałem ograniczającym się do mniej lub bardziej regularnych wizyt, jest w naszej obecnej rzeczywistości zjawiskiem dość powszechnym. Coraz częściej mamy więc do czynienia ze szczególną postacią rodziny - rodziną niepełną. Powstaje ona, oczywiście, nie tylko w wyniku rozwodu. Tworzą ją również wdowy z dziećmi i matki, które nigdy nie były zamężne. Jednakże to głównie z winy rozwodów rodziny niepełne, należące kiedyś do rzadkości (może z wyjątkiem okresu powojennego: wielu mężów i ojców zginęło na wojnie), dziś stają się zjawiskiem coraz powszechniej spotykanym. Rodziny "porozwodowe" znajdują się przy tym w dość specyficznej sytuacji, którą dość dobrze określa termin "rodzina rozbita", lepiej niż "niepełna". Nie jest to bowiem sytuacja, w której ojca w ogóle brak (jak w wypadku wdowieństwa) - ojciec jest, tylko że osobno, najczęściej "na przychodne". Fakt ten stwarza dość skomplikowany układ: matka-dziecko-ojciec.

Niektóre matki próbują z tego układu w ogóle wyeliminować ojca. Zdarza się, oczywiście, że jest to konieczne, aby uwolnić się nie tylko formalnie, ale i praktycznie od dotychczasowego prześladowcy. Ale przecież nie jedynie w takich skrajnych wypadkach matki utrudniają ojcu kontakt z dzieckiem, stawiają mu różne, trudne lub czasem niemożliwe do spełnienia warunki, starają się ograniczyć jego wpływ na dziecko itd. Bywa, że rodzice - zwłaszcza w okresie pierwszych miesięcy, a czasem i lat, po ruzwodzie - prowadzą swoistą wojnę o dziecko, w gruncie rzeczy wcale nie w trosce o nie, lecz po to, by się na sobie odegrać za doznane krzywdy, upokorzenia, rozczarowanie. Z czasem stosunki zwykle się jakoś układają, ale bywa, że urazy zostają, że matka, chcąc wykreślić ze swojej świadomości byłego męża, pragnie także wykreślić ojca ze świadomości dziecka, próbuje wzbudzić do niego niechęć, jest zazdrosna o uczucia dziecka do ojca, gdyż uważa, że ono powinno kochać tylko ją, bo ojciec nie jest wart tej miłości. Ojcowie z kolei też nie pozostają dłużni i wojna trwa.

Układ matka-dziecko-ojciec w rodzinie rozbitej jest zawsze bardzo delikatnej natury. Dodatkowe niuanse może wprowadzić powtórny ożenek ojca i jego nowa rodzina. Następuje wtedy jakby osłabienie zainteresowania dzieckiem z pierwszego małżeństwa, ojciec daje mu z siebie jeszcze mniej niż przedtem. Zdarza się zresztą, że nowa żona usilnie pracuje - jawnie lub po partyzancku - nad osłabieniem więzi męża z jego poprzednią rodziną, z jego dzieckiem, które nie jest jej dzieckiem. W tym układzie wzrasta mały człowiek. Jego rodzice - i matka, która jest przy nim stale, i ojciec, który przychodzi z zewnątrz - często tracą ten fakt ze swego pola widzenia. A raczej dwa fakty: że jest to człowiek, chociaż mały, i że ten człowiek rozwija się i kształtuje pod ich wpływem, który wywierają świadomie lub nieświadomie.

Maria Adamska

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl