Drukuj

NR 8-9 / 1985

Rozpoczynam spisywanie tych refleksji pod świeżym wrażeniem uroczystości, która miała miejsce zaledwie przed paroma godzinami. Oto jeszcze jedno dziecko w naszym kraju zostało ochrzczone, jeszcze jedną latorośl wszczepiono w Krzew Winny. Rodzice i chrzestni złożyli przyrzeczenie, że dołożą wszelkich starań, aby wychować je zgodnie z zasadami wiary, której wyznanie złożyli publicznie w kościele, w obecności duchownego i zgromadzenia wiernych.

Przyszli tu dobrowolnie, bez przymusu, z własnego swobodnego wyboru. Jako chrześcijanie dali w ten sposób świadectwo swojej miłości do dziecka i Boga, swemu pragnieniu, aby w Nim i z Nim ono było szczęśliwe, błogosławione. Mają czyste intencje i dobrą wolę, by dotrzymać danego tu słowa. Czy wytrwają? Co przyniesie im jutro? Czy są świadomi, ile przed nimi pokus do przezwyciężenia i trudności do pokonania? Czy wraz ze swym dzieckiem wytrwale posuwać się będą wąską, niewygodną, uciążliwą drogą, czy też w którymś momencie zejdą na szeroki, wygodny gościniec, który jednak już tylu innych poprowadził zupełnie nie tam, gdzie na początku zamierzali dotrzeć.

Dom chrześcijański i Kościół. Wierząca rodzina pośród wierzącej społeczności zboru. Co wspólnie pragniemy osiągnąć? Jakie stawiamy sobie cele w stosunku do dziecka, istoty, która została nam dana od Boga i powierzona naszej wspólnej pieczy? Odpowiedź jest bardzo krótka, a zarazem bardzo obszerna: mamy kształtować osobę ludzką na wzór Chrystusowy - człowieka kochającego, odpowiedzialnego, wiernego: wobec Stwórcy, wobec bliźniego i wobec całego powierzonego człowiekowi stworzenia. Program maksimum. Czy istnieje w ogóle trudniejsze zadanie?

Postawiwszy pytanie o cel, musimy także zapytać o metodę: jak matmy to osiągnąć? Przez miłość, konsekwencję i przykład własny. Pominięcie lub wyhamowanie któregokolwiek z tych czynników może spowodować, że nie uda nam się osiągnąć zamierzonego celu.

Świadomie pominę rozważania teoretyczne na temat wychowania (o teorii, a właściwie teoriach, rodzice mogą się dowiedzieć z ogólnie dostępnych wydawnictw specjalistycznych), chcę bowiem, abyśmy skupili uwagę na praktyce, ściślej zaś na paru konkretnych przykładach, które mogą nam uświadomić, jak pewne problemy w chrześcijańskim wychowaniu naszych dzieci widziane są "od kuchni" kościelnej, tzn. przez osoby, które włożyły trochę starań w nauczanie biblijne dzieci i ich duchowe formowanie, miały okazję; z nimi często przebywać, coraz lepiej je poznawać i coraz bardziej kochać. Starały się też o utrzymywanie kontaktów z domami rodzinnymi uczniów. W wielu wypadkach kontakty nie wygasły po formalnym zakończeniu przez dziecko nauki w Kościele, dzięki czemu można było śledzić, jak w marę upływu lat owocują w praktyce określone postawy i zachowania rodziców. Część spostrzeżeń, które zostaną niżej przedstawione, ma charakter negatywny. Ufam jednak (i tylko dlatego zgodziłam się ten tekst napisać), że przyjęte zostaną nie jako próba osądzania, lecz - przeciwnie - jako wyraz naszej, tzn. wierzących nauczycieli i wierzących rodziców, wspólnej troski o powierzone nam dziecko.

Katarzyna Summer

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl