Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

ImageNR 12 / 2002

Jest ciemny wieczór i cisza, którą z oddali przerywa jedynie szczekanie psa. Spoglądam przez okno. Płatki śniegu wirują w powietrzu. Nastał ten szczególny, wyczekiwany CZAS. Czwarta świeca w adwentowym wieńcu już zapalona. Boże Narodzenie tuż, tuż. Myślę o Dzieciątku Jezus. Myślę tak, jak matka myśli o dziecku.

Niedawno w rodzinie przyjaciół urodził się chłopczyk.
A w kołysce są pieluszki,
małe rączki, miłe nóżki
(K. I. Gałczyński).

Wszyscy doznaliśmy uczucia niewysłowionej radości i wdzięczności. W domu malucha czysto, jasno, przytulnie; rodzice i dzieci chodzą na rzęsach� Jak inne warunki od tych, w których przyszedł na świat Zbawiciel! Co wówczas odczuwała Matka Boża? Lęk, przerażenie czy głębokie zaufanie? Czy naprzemiennie jedno i drugie? Narodziło się Dzieciątko - światłość świata. Często myślę o Maleńkim Jezusie jako o światłości. Przecież już wtedy nad polami Betlejem, głęboką nocą, zajaśniała światłość. Co za ekstremalne zjawiska: z jednej strony zrodzony w ubóstwie Syn Boży, z drugiej � światłość niebieska i towarzyszący temu chór aniołów! I jeszcze jedno: Jezus, syn Marii, który później powie: Ja jestem światłością świata; kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota (Jn 8: 12), rodzi się jako bezbronny noworodek i wnosi nową jakość do ludzkiej egzystencji. Jest wielką łaską Bożą zobaczyć w tym Maleństwie Zbawiciela. Światłość, która wraz z Nim towarzyszy naszej wędrówce przez życie, powinna być punktem odniesienia, tak jak dla podróżującego nocą � zapalona świeca w oknie.

Czas Adwentu i Świąt Bożego Narodzenia - to czas często zapalanych świec. Nadają one naszym domostwom szczególnego blasku i poczucia przytulności. Ale przecież nie o gesty i nie o symbole chodzi! Tak jak światło jest ratunkiem dla kogoś, kto błądzi w ciemności, tak Jezus Chrystus jest światłością niosącą nadzieję w świecie bez nadziei, pełnym samotności, bólu i nienawiści.

W domu rodzinnym odebrałam dobrą lekcję rozświetlania czyjejś samotności. Zwyczaj wypiekania świątecznych ciastek nabierał innego oblicza, gdyż przeznaczone były one dla chorych, samotnych i przyjaciół domu. Dzieliłyśmy się z siostrami domami, które należało odwiedzić. W jedno miejsce chodziłam szczególnie chętnie. Z paczuszką wypieków wędrowałam ulicą Sejmową do kamienicy, w oficynie której mieszkała stara kobieta. Zawsze padał śnieg. Lampa uliczna huśtała się na wietrze. Domy przypominały te z ilustracji Szancera. W jednym, jedynym pokoju, który stanowił całe mieszkanie staruszki, znajdowała się kuchnia i jadalnia, i sypialnia, ale najwięcej miejsca zajmował magiel - warsztat pracy. Specyficzny zapach wymaglowanej bielizny wsiąkał w każdą szparę. Gdy przekraczałam próg, mieszał się szybko z zapachem korzennych, piernikowych przypraw i miodu. Nie zapomnę rozświetlonych wdzięcznością oczu starej kobiety. Myślę, że i od niej wiele się nauczyłam. Dawałam promyk światła, odbierałam nowe światłości w postaci uśmiechu i wdzięcznego serca. Motorem takiego wychowania była narodzona w Betlejem światłość. Światłość, która świeci w ciemności, lecz ciemność jej nie przemogła (por. Jn 1: 5).


Ciągle na nowo przerabiam lekcje z dzieciństwa. Staram się kroczyć za Jezusem. Gdy spuszczam z Niego wzrok, podobnie jak apostoł Piotr na Jeziorze Genezaret, tonę. Życie wokoło jest mroczne i brutalne. Świat wydaje się być pogrążony w pogoni za sukcesem lub za kromką chleba. I dziś jasnym płomieniem odbija się od tego chaosu Światłość Świata � Zbawiciel. Kto temu światłu zawierzy, nie musi dłużej błąkać się bez pomocy i bez nadziei, w poczuciu opuszczenia i całkowitej ciemności. Jezus - Światłość Świata, daje orientację i wypełnia nadzieją. I za to niech będą mu dzięki, cześć i chwała na wieki wieków.
Amen.



Aleksandra Błahut-Kowalczyk