Jest ciemny wieczór i cisza, którą z oddali przerywa jedynie szczekanie psa. Spoglądam przez okno. Płatki śniegu wirują w powietrzu. Nastał ten szczególny, wyczekiwany CZAS. Czwarta świeca w adwentowym wieńcu już zapalona. Boże Narodzenie tuż, tuż. Myślę o Dzieciątku Jezus. Myślę tak, jak matka myśli o dziecku.
Niedawno w rodzinie przyjaciół urodził się chłopczyk.
A w kołysce są pieluszki,
małe rączki, miłe nóżki
(K. I. Gałczyński).
Wszyscy doznaliśmy uczucia niewysłowionej radości
i wdzięczności. W domu malucha czysto, jasno, przytulnie; rodzice
i dzieci chodzą na rzęsach� Jak inne warunki od tych, w których
przyszedł na świat Zbawiciel! Co wówczas odczuwała Matka Boża? Lęk,
przerażenie
czy głębokie zaufanie? Czy naprzemiennie jedno i drugie? Narodziło
się Dzieciątko - światłość świata. Często myślę o Maleńkim Jezusie
jako o światłości. Przecież już wtedy nad polami Betlejem, głęboką
nocą, zajaśniała
światłość. Co za ekstremalne zjawiska: z jednej strony zrodzony w
ubóstwie Syn Boży, z drugiej � światłość niebieska i towarzyszący
temu chór aniołów! I jeszcze jedno: Jezus, syn Marii, który później
powie: Ja
jestem światłością świata; kto idzie za Mną, nie będzie chodził w
ciemności, ale będzie miał światłość żywota (Jn 8: 12), rodzi się jako
bezbronny
noworodek i wnosi nową jakość do ludzkiej egzystencji. Jest wielką
łaską Bożą zobaczyć w tym Maleństwie Zbawiciela. Światłość, która wraz
z Nim
towarzyszy naszej wędrówce przez życie, powinna być punktem odniesienia,
tak jak dla podróżującego nocą � zapalona świeca w oknie.
Czas Adwentu i Świąt Bożego Narodzenia - to czas często zapalanych
świec. Nadają one naszym domostwom szczególnego blasku i poczucia
przytulności. Ale przecież nie o gesty i nie o symbole chodzi! Tak jak
światło jest
ratunkiem dla kogoś, kto błądzi w ciemności, tak Jezus Chrystus jest
światłością
niosącą nadzieję w świecie bez nadziei, pełnym samotności, bólu i
nienawiści.
W domu rodzinnym odebrałam dobrą lekcję rozświetlania czyjejś samotności.
Zwyczaj wypiekania świątecznych ciastek nabierał innego oblicza,
gdyż przeznaczone były one dla chorych, samotnych i przyjaciół domu.
Dzieliłyśmy
się z siostrami domami, które należało odwiedzić. W jedno miejsce
chodziłam szczególnie chętnie. Z paczuszką wypieków wędrowałam ulicą
Sejmową do
kamienicy, w oficynie której mieszkała stara kobieta. Zawsze padał
śnieg. Lampa uliczna huśtała się na wietrze. Domy przypominały te z ilustracji
Szancera. W jednym, jedynym pokoju, który stanowił całe mieszkanie
staruszki,
znajdowała się kuchnia i jadalnia, i sypialnia, ale najwięcej miejsca
zajmował magiel - warsztat pracy. Specyficzny zapach wymaglowanej
bielizny wsiąkał w każdą szparę. Gdy przekraczałam próg, mieszał
się szybko
z zapachem korzennych, piernikowych przypraw i miodu. Nie zapomnę
rozświetlonych wdzięcznością oczu starej kobiety. Myślę, że i od
niej wiele się nauczyłam.
Dawałam promyk światła, odbierałam nowe światłości w postaci uśmiechu
i wdzięcznego serca. Motorem takiego wychowania była narodzona w
Betlejem światłość. Światłość, która świeci w ciemności, lecz ciemność
jej nie
przemogła (por. Jn 1: 5).
Ciągle na nowo przerabiam
lekcje z dzieciństwa. Staram się kroczyć za Jezusem. Gdy spuszczam
z Niego wzrok, podobnie jak apostoł Piotr na Jeziorze Genezaret,
tonę.
Życie
wokoło jest mroczne i brutalne. Świat wydaje się być pogrążony w
pogoni za sukcesem lub za kromką chleba. I dziś jasnym płomieniem odbija
się
od tego chaosu Światłość Świata � Zbawiciel. Kto temu światłu
zawierzy, nie musi dłużej błąkać się bez pomocy i bez nadziei, w
poczuciu opuszczenia
i całkowitej ciemności. Jezus - Światłość Świata, daje orientację
i wypełnia nadzieją. I za to niech będą mu dzięki, cześć i chwała
na wieki
wieków.
Amen.