Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3-4 / 2008

Odwaga jest cnotą, śmiałość usposobieniem. Do odwagi okazja tylko czasem się zdarza, do śmiałości codziennie (Władysław Tatarkiewicz). Myśl polskiego filozofa, przedstawiciela Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, od jakiegoś czasu regularnie przychodzi mi na myśl i to w miejscu, w którym spędziłam pierwsze osiemnaście lat życia. Zdarza mi się na Starym Targu w Cieszynie patrzeć w górę, na okna dawnego mieszkania, i dumać nad tym, czego świadkiem stał się rząd kamienic okalający placyk w środku miasta. Odkąd dowiedziałam się o brawurowym wyczynie diakonisy Anny Szalbót (początek II wojny światowej), inaczej patrzę na to miejsce, tak dobrze znane mi z dzieciństwa.
     Urodzoną w Wiśle-Malince Annę życie doświadczyło wczesną utratą wpierw ojca, potem matki. Gdy dziewczyna dorosła i mogła już podjąć pracę, by zarobić na swe utrzymanie, w jej biografii pojawia się krótka uwaga: Anna Szalbót, po stracie bliskiego sercu człowieka, rozpoczyna naukę pielęgniarską w Zakładach Opiekuńczych w Dzięgielowie, by wybrać drogę służby diakonackiej. Cóż może uczynić złamane serce dziewczyny? Wiele! Nie skupia się na własnym cierpieniu lecz wychodzi do ludzi potrzebujących pomocy. Jest to odwaga, czy tylko śmiałość? Czy jedno i drugie?
     Młoda diakonisa odbywa praktykę w Szpitalu Krajowym w Cieszynie. Następnie pracuje na górnośląskiej wsi, gdzie prowadzi Stację Matki i Dziecka. Tam zakłada drużynę harcerek i jej przewodzi. Żyje skromnie, większość zarobionych pieniędzy przeznacza na cele publiczne. Wspiera szkoły i harcerstwo. Jako wykwalifikowana siostra pomaga medycznie cierpiącym i niezamożnym Wiślanom.
     Po wybuchu II wojny światowej trafia do ruchu oporu Batalionów Chłopskich. Otrzymuje pseudonim „Rachela”. W pobliżu obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu bierze udział w akcjach, których celem jest dostarczenie więźniom leków i żywności. Wśród zaufanych Cieszyniaków zbiera na to fundusze. Gestapo śledzi diakonisę. W Cieszynie, na Starym Targu, w mieszkaniu Stefanii i Władysława Glajcarów, siostra Rachela cudem unika aresztowania, uciekając z kamienicy w przebraniu staruszki. Jest to odwaga, czy tylko śmiałość?
     Zdekonspirowana przebywa w Cieszyńskiem, a następnie zostaje przerzucona do Warszawy, do dyspozycji Komendy Głównej BCh. Bywa delegowana do Krakowa, gdzie dostarcza kartki żywnościowe, korespondencję i lekarstwa dla więźniów oświęcimskiego obozu. Gdy w grudniu 1942 roku przywozi do Osieka, w pobliże Oświęcimia, dużą przesyłkę leków, wpada w zasadzkę i – pozorując ucieczkę – umożliwia ratunek dowódcy grupy konspiracyjnej. Jest to odwaga, czy tylko śmiałość?
     Siostra Rachela zostaje zastrzelona przez Gestapo. Jej ciało pochłania krematoryjny piec...

Ogarnęły mnie fale śmierci, a strumienie zagłady
zatrwożyły mnie.
Więzy otchłani otoczyły mnie, pochwyciły mnie sidła śmierci
(Ps 18, 5-6).
Bezbożny czyha na sprawiedliwego i szuka sposobu,
aby go zabić. (...)
Widziałem okrutnego bezbożnika, rozpierającego się
jak cedr Libanu.
Ale przeminął i nie ma go
(Ps 37, 32 i 35).
Sprawiedliwy nigdy nie będzie zapomniany (Ps 112, 6).

Aleksandra Błahut-Kowalczyk
[Teolog luterański]