Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1993

Cl, KTÓRZY ZGINĘLI...

„Tylko żona i córka by mnie śmierci wyrwały...”

Dziesiątki godzin spędziłam na rozmowach z panią Marzeną Łosiakowską mając przed oczami wyblakłą fotografię jej ojca ustawioną na serwantce. Spoglądał z niej łagodnie mężczyzna o jasnych włosach, w mundurze polskiego oficera. Pani Marzena chętnie, w bardzo ciepłych słowach, opowiadała o ojcu. Na początku 1991 roku jej wspomnienia utrwaliłam na taśmie magnetofonowej i część z nich teraz wykorzystuję, uzupełniając je informacjami zaczerpniętymi z Ośrodka Informacji Naukowej Centralnej Biblioteki Wojskowej.

Marzena była (niestety, zmarła tego roku w Święta Wielkanocy) jedyną córką Reginy z Luberskich, pochodzącej z rodziny ewangelicko-reformowanej z Jednoty Wileńskiej, i Kazimierza Szapocznikowa należącego do parafii warszawskiej. Jego dane wojskowe z pierwszych lat służby dla Rzeczypospolitej powojennej są następujące.

Rocznik Oficerski 1923
IX Szpital Okręgowy Brześć nad Bugiem
Szapocznikow K. mjr IX B. San.

jRocznik Oficerski 1924
Dentyści: Szapocznikow Kazimierz mjr
9 b. san. KW, nadetatowy

Rocznik Oficerski 1928
Szapocznikow Kazimierz, 9 Szpital Okręgowy,
ur. 15 kwietnia 1883, kadra oficerska służbyzawodowej.

Tyle źródła. A teraz opowieść córki.

„Ojciec był w 12 achtyrskim kawaleryjskim pułku barona Rauscha von Traufenberga. W wojsku rosyjskim dosłużył się stopnia kapitana. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej i po rewolucji w Rosji wrócił przez Rumunię do Polski – wyniszczony i chory. W 1920 walczył w IV Armii gen. Skierskiego”.

„...Generał był bardzo dumny z mego ojca za uratowanie ambulansu. Miało to miejsce w trakcie odwrotu. Ambulans ojca, składający się z kilku wagonów towarowych (w dwóch jechało kilka rodzin, w tym i nasza, w pozostałych znajdował się sprzęt sanitarny), dostał się pod obstrzał. Ale pociąg nie miał lokomotywy, żeby więc usunąć go spod obstrzału wroga, ojciec wydał rozkaz, aby wszyscy opuścili wagony i przepchali skład w bezpieczne miejsce. Pamiętam, że ja także chciałam pchać. Zginęło wtedy kilku żołnierzy, ale ambulans uratowano. Za ten czyn generał Skierski odznaczył ojca Krzyżem Walecznych.”

Gdy Marzena musiała rozpocząć regularną naukę, zamieszkała z matką w Warszawie przy ulicy Długiej. Ojciec zaś dojeżdżał do nich z często zmienianych garnizonów – z Lidy, Wilna, Mińska, Łodzi, Skierniewic. Chyba najdłużej przebywał w garnizonie w Brześciu nad Bugiem. W tych międzywojennych latach panna Szapocznikow kończyła gimnazjum i uczęszczała na lekcje religii w warszawskiej parafii, a przede wszystkim na zbiorowe lekcje w gimnazjum Jakubowskiej na pl. Trzech Krzyży, blisko którego była jej macierzysta szkoła. Jej katechetami byli ks. Władysław Semadeni i pani Katarzyna Tosio. Po maturze wyjechała na trzy lata do Paryża. Zamieszkała u ciotki ojca, lekarki, absolwentki Sorbony, dr Ludwiki Azemy.

Po powrocie do Warszawy została konfirmowana przez ks. Jerzego Jelena i pracowała dorywczo w bibliotece parafialnej, dzięki czemu miała bliski kontakt z innymi pracownikami parafii – sekretarzem Stanisławem Bretschem, jego zastępczynią panną Julcią Justówną, intendentem Stefanem Knaufem oraz sławnym woźnym Mościbrodzkim. Wszystkich ich darzyła wielką sympatią.

W domu jej matki na spotkaniach towarzyskich bywali nowo ordynowani duchowni: ks. Adam Piasecki i ks. Paweł Dilis (obaj następnie pracowali w Wilnie), a także ks. Jerzy Jeleń, zanim objął parafię w Łodzi. Bywał też niekiedy Stefan Skierski, syn superintendenta. Pani Marzena często towarzyszyła ks. Jelenowi w jego podróżach do Żyrardowa, gdzie mieściła się filialna placówka zboru warszawskiego, i podczas wizyt składanych w domu pisarza Pawła Hulki-Laskowskiego.

Czy major Szapocznikow miał jakieś hobby, czym zajmował się w długie garnizonowe wieczory? Opiekował się potrzebującymi i bardzo dużo czytał, głównie książki lekarskie. Dlatego szczególnie przykry był dla jego żony i córki widok bestialsko zniszczonej biblioteki w mieszkaniu na Długiej, gdy późną jesienią 1939 r. wróciły do Warszawy z wojennej tułaczki.

„Ojciec otrzymał przydział do szpitala wojennego nr 101 (czy też 102) na ulicy Górnośląskiej. Chciałyśmy z matką jechać w ślad za szpitalem opuszczającym Warszawę, ale nam się to nie udało. Zapamiętałam słowa ojca przy rozstaniu: » – Albo ja będę z wami, albo wy będziecie ze mną«. Nie umiałam ich rozszyfrować. Potem w okolicach Lublina ojciec został ranny i kontuzjowany. Walczył chyba w Armii generała Kleeberga. Do szpitala w Lublinie przywieziono go na podwodzie. Kiedy wreszcie położono go na łóżku, właśnie rozpoczynał się nalot. Opiekującą się nim siostrę wysłał do schronu mówiąc: »Pani nic mi nie pomoże. Tylko gdyby tu były żona i córka, to one by mnie śmierci wyrwały«. Po nalocie już nie żył. Był 14 lub 16 dzień września. Opowiedziała mi to po wielu latach owa siostra. Pochowano go we wspólnej mogile, ale gdzieś w 1940 r. matka załatwiła zgodę na przeniesienie jego zwłok do oddzielnego grobu na tym samym cmentarzu przy ulicy Unickiej w Lublinie.”

Nie był to jednak koniec ziemskiej drogi ppłk. Szapocznikowa. W 1958 r. pani Marzena, dzięki pomocy kolegów z pracy i generała Jankowskiego, szefa sztabu generała Kuropieski, załatwiła ekshumację na Cmentarz Wojskowy w Warszawie. Pułkownik Szapocznikow spoczął w alei A29, w rzędzie 4, w grobie oznaczonym numerem 24.

Zapis na magnetofonowej taśmie kończy się słowami:

„Proszę Boga o jedno, jeżeli miałabym kiedykolwiek jeszcze przyjść na ten świat w innym wcieleniu, to tylko u moich rodziców, u mojej matki i u mojego ojca”.

Gdy pani Marzena Szapocznikow-Łosiakowska umierała, poprosiła swoją krewną, aby włożyła jej do trumny fotografie obojga rodziców. To dlatego przy tym wspomnieniu brakuje zdjęcia.

W Bibliotece Synodu znajduje się natomiast reprodukowany obok dokument, ofiarowany nam przez Marzenę Łosiakowską.

Aleksandra Sękowska