Drukuj

9 / 1996

W niedzielę, 28 lipca, po południu przestało bić serce seniora duchownych naszego Kościoła i najstarszego polskiego duchownego, ks. Władysława Paschalisa-Ochedoskiego. Odszedł cicho, jak zawsze nie przysparzając nikomu kłopotu – to on sam przez całe życie służył Bogu i bliźnim, a swoje długie i barwne życie uważał za zwyczajne. „Rzekł mu Pan jego: dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzam; wejdź do radości Pana swego” (Mat. 25:21).

We wspomnieniach, opublikowanych w „Jednocie” 12/92 w stulecie urodzin, mówił: „Najszczęśliwszy czułem się jednak, i to najżywiej zachowuję w pamięci, gdy mogłem służyć Kościołowi. Do tego garnąłem się od wczesnej młodości. Kościół był dla mnie najważniejszy. Trzymałem się stale Ewangelii – Ewangelia jest jedyną Prawdą”. Przeżył tak ponad 103 lata, i „opadł z sił, i umarł w pięknej starości, sędziwy i syty dni...” (I Mojż. 25:8).

Urodził się 16 grudnia 1892 r. w Solczy k. Krakowa, dzieciństwo spędził na Śląsku, do Warszawy przeniósł się w 1905 r., kiedy jego ojciec, działacz PPS, musiał uciekać przed policją. Po śmierci ojca na froncie I wojny światowej, Władysław Paschalis rozpoczął pracę w Zarządzie Miejskim jako urzędnik, został bowiem jedynym opiekunem i żywicielem matki i siostry. W 1920 r. wstąpił do Wojska Polskiego jako ochotnik (Słucki Pułk Piechoty) w wojnie przeciw bolszewikom. Zdemobilizowany w 1922 r., powrócił do Warszawy, podjął pracę w Zarządzie Miejskim i ożenił się z Heleną Tepper, luteranką. Dwóch synów rodzice ochrzcili w Kościele ewangelicko-reformowanym.

W czasie II wojny światowej Władysław Paschalis, jako urzędnik magistratu odpowiedzialny za kontakty z gettem, kontrolował osoby prowadzące handel z gettem, pomagał Żydom, ułatwiał kontakty organizacjom podziemnym po obu stronach muru. Podjął się też opieki nad dwiema dziewczynkami żydowskimi, które szczęśliwie uchronił od śmierci i po wojnie przekazał ocalałej części rodziny w Czechosłowacji.

Był ranny w Powstaniu Warszawskim, w którym stracił syna Dobromiła, żołnierza AK. Wiosną 1945 r. wrócił do Warszawy i od razu stał się inicjatorem odbudowy stołecznego kościoła i społeczności zborowej. Wobec powojennego braku duchownych -początkowo sam, a następnie z polecenia ks. sup. Stefana Skierskiego, -rozpoczął swą, trwającą ponad 40 lat, posługę duszpasterską. Był też inicjatorem ścisłej ekumenicznej współpracy z ewangelikami z bratniego Kościoła augsburskiego (po wojnie wraz z ks. Zygmuntem Michelisem prowadził na zmianę wspólne dla ewangelików reformowanych i luteranów nabożeństwa w Warszawie, a następnie w Krakowie i na Wybrzeżu). Z czasem podjął także współpracę ekumeniczną z duchownymi z innych Kościołów, zwłaszcza z Kościoła rzymskokatolickiego. Ordynowany w 1948 r. na diakona przez ks. sup. Kazimierza Ostachiewicza, został opiekunem duszpasterskim zborów w Żyrardowie i Żychlinie, a następnie skierowano go do Zelowa, skąd musiał wyjechać po półtorarocznej pracy, nękany przez UB. Od 1950 r. pracował jako opiekun diaspory – do jego obowiązków należała obsługa duszpasterska Kucowa, Wrocławia, Strzelina, Pstrążnej, Krakowa z Wieliczką, Żyrardowa, Żychlina, Szczecina i Gdańska.

Skromny, promieniujący spokojem i życzliwością dla ludzi, uczynny, dobro innych stawiający zawsze przed własną wygodą czy korzyścią, był wzorem dla młodszych współwyznawców, a zwłaszcza dla nowych księży rozpoczynających w latach 50. pracę w Kościele. Brak formalnego wykształcenia teologicznego uzupełniał gorliwie już od wczesnej młodości jako uważny słuchacz kazań wybitnych kaznodziejów zarówno ewangelickich, jak i katolickich, trzymając się przy tym zawsze mocno doktryny kalwińskiej, dyskutując z księżmi i pogłębiając wiedzę za pośrednictwem lektur.

W piątek, 2 sierpnia, w warszawskim kościele i na cmentarzu przy ul. Żytniej żegnała ks. Paschalisa społeczność chrześcijańska. Obok członków stołecznego zboru w uroczystościach żałobnych udział wzięli księża i świeccy przedstawiciele parafii, w których sprawował opiekę duszpasterską: zborów reformowanych z Zelowa, Żychlina, Kucowa (Kleszczowa), Strzelina i Pstrążnej, a także duchowni, siostry zakonne i świeccy przyjaciele Księdza z Kościołów: rzymskokatolickiego (m.in. ks. bp Władysław Miziołek, ks. rektor Andrzej Gałka), ewangelicko-augsburskiego (ks. dr Włodzimierz Nast, ks. Jan Hause), metodystycznego (ks. Adam Kleszczyński), polskokatolickiego (ks. bp Tadeusz Majewski) i starokatolickiego mariawitów (ks. Stanisław Kaczorek).

Nabożeństwo żałobne odprawili księża reformowani: Mirosław Jelinek, Marek Izdebski, Roman Lipiński i Lech Tranda. Życie Zmarłego, jego cichą i pełną poświęcenia służbę Kościołowi wspominał ks. bp Zdzisław Tranda. Osoby zabierające głos (ks. bp Miziołek oraz przewodniczący warszawskiego oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej ks. Jan Hause) w kościele i na cmentarzu przypominały prawdziwie chrześcijańską, pokorną i wytrwałą służbę duszpasterską Księdza. Ilustracją tej postawy była wola Zmarłego, by nie przynosić na pogrzeb kwiatów. Temu jedynemu życzeniu sprzeniewierzyli się jego przyjaciele – trumna tonęła wprost w kwiatach.

Cała ta uroczystość, mimo iż odbywała się w smutnych okolicznościach rozstania, nie była jednak przesycona atmosferą smutku i przygnębienia. Pożegnaliśmy człowieka, który przeżył swe długie dni w zgodzie z Bogiem i ludźmi, czyniąc wokół siebie dobro, i choć nie będziemy go teraz mieli wśród nas, wiemy, że jego życie znajduje się w dobrych rękach, a w naszych sercach pozostanie po nim wdzięczna pamięć.

Krystyna Lindenberg