Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1996

POŻEGNANIE ŚP. KS. BOGDANA TRANDY

Ksiądz Bogdan – tak na co dzień mówili o Nim ci, którzy 28 września zebrali się w warszawskim kościele ewangelicko-reformowanym, by Go pożegnać. Wielu zapamiętało Go jako człowieka z Biblią w ręku – kaznodzieję, który uczył ich Słowa Bożego.

*

Ks. Bogdan Tranda urodził się 13 listopada 1929 r. w Poznaniu. W grudniu 1939 r., po wysiedleniu przez Niemców, znalazł się wraz z rodziną na Podhalu. W 1943 r. rozpoczął naukę na tajnych kompletach w gimnazjum w Radomiu, a po maturze w 1949 r. studia na Wydziale Teologii Ewangelickiej Uniwersytetu Warszawskiego, zakończone w 1953 r. uzyskaniem dyplomu.

27 września 1953 r. został ordynowany w Warszawie na duchownego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego i mianowany wikariuszem stołecznej parafii. 17 października odbył się tu Jego ślub z Wandą Kulską. W 1954 r. urodził się im pierwszy syn, Krzysztof, obecnie architekt, a dwa lata później drugi, Lech, dziś duchowny ewangelicko-reformowany.

W roku akademickim 1958/1959 Ksiądz Bogdan wyjechał do Genewy na studia uzupełniające, uwieńczone dyplomem Graduate School of Ecumenical Studies w Bossey k. Genewy. Po powrocie Konsystorz skierował Go do Gdańska, gdzie w latach 1959-1964 pracował jako duszpasterz ewangelików reformowanych z terenu Trójmiasta. Następnie wrócił na stałe do Warszawy, a w 1966 r. został wybrany na II proboszcza stołecznej parafii. Jednocześnie, jak inni księża, służył opieką duszpasterską współbraciom rozproszonym w diasporze (głównie w takich ośrodkach jak Poznań, Szczecin, Gdańsk, Kraków i Żyrardów).

Do końca uczestniczył w pracach Synodu swego Kościoła (brał jeszcze udział w tegorocznej sesji), wygłaszał referaty, przygotowywał tematykę debat programowych, był współautorem projektów ważnych dokumentów (np. Prawa wewnętrznego, regulaminów, stanowiska Kościoła w sprawie przerywania ciąży itp.). Reprezentował też, jeśli władze PRL udzieliły mu paszportu, polski Kościół ewangelicko-reformowany za granicą. Był m.in. delegatem na Zgromadzenie Europejskie Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych w Pojanie-Braszowie (Rumunia, 1980) i na Generalne Zgromadzenie w Seulu (Korea Płd., 1989).

W końcu lat 60., kiedy ekumenia z katolikami zaczynała dopiero przecierać sobie szlaki i była niemile widziana przez władze stosujące wobec Kościołów prastarą metodę divide et impera, Ksiądz Bogdan nawiązał kontakty ze środowiskiem krakowskiego „Znaku”, warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i „Więzi”, a później z opozycją demokratyczną. W latach 1980-1981 opowiadał się publicznie po stronie „Solidarności”, a w stanie wojennym włączył się w niesienie duchowej i materialnej pomocy prześladowanym. Odwiedzał internowanych, jako proboszcz wspierał pracę diakonii.

„Jednota” to osobna dziedzina Jego działalności. Od jej reaktywowania w 1957 r. był członkiem redakcji, a od 1969 do 1993 r. redaktorem naczelnym. Odszedł od nas na zawsze jednak dopiero teraz – w jubileuszowym, 70. roku od założenia pisma. Humanistyczne zainteresowania, lekkie pióro i pociąg do publicystyki odziedziczył zapewne po ojcu, dziennikarzu. Cenił dobrą polszczyznę, a jako duszpasterz i publicysta był otwarty na cudze racje i argumenty. Napisał kilkaset artykułów na tematy biblijne, z zakresu historii Kościoła i teologii ewangelickiej, etyki i teologii pastoralnej oraz wiele kazań, rozpraw i felietonów. Publikował przede wszystkim w „Jednocie”, a ponadto w „Znaku”, „Więzi”, „Tygodniku Powszechnym” oraz w różnych polskich i zagranicznych czasopismach ekumenicznych. Jego teksty ukazywały się w pracach zbiorowych wydawanych przez KUL i ATK. Tłumaczył na język polski poezję religijną i pieśni kościelne. Od wielu lat był związany z Polskim Radiem, wygłaszał m.in. rozważania w cyklu „Pięć minut nad Biblią”, często zapraszano go też do udziału w programach radiowych i telewizyjnych, poświęconych tematyce ekumenicznej i społeczno-religijnej. Przed kamerą i mikrofonem czuł się zresztą jak ryba w wodzie.

Był człowiekiem oddanym ekumenii, ale nie naiwnym entuzjastą, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z problemów, jakie ją nękają. Uważał, że postawy ekumeniczne należy kształtować już u dzieci i ludzi młodych, dlatego w latach 60. był inicjatorem powstania Komisji Młodzieży PRE i przez pewien czas nią kierował. Bardzo poważnie traktował też pracę w Podkomisji ds. Dialogu Ekumenicznego Episkopatu i PRE, której w ostatnich latach współprzewodniczył. Był także członkiem zespołu tłumaczy, którzy dokonali tzw. dynamicznego przekładu Nowego Testamentu, wydanego przez Towarzystwo Biblijne w Polsce w 1991 r.

Nie miał skłonności do unoszenia się świętym oburzeniem, a głupota i absurdy spotykane w polskim życiu kościelnym i publicznym częściej go śmieszyły, niż wzbudzały gniew. Co nie znaczy, że nie krytykował dotkliwie i bez ogródek – przede wszystkim tych, którzy z racji swych funkcji obarczeni byli większą odpowiedzialnością, zwłaszcza za wychowywanie innych. Dotyczyło to tak duchownych, zwłaszcza hierarchów kościelnych – i to nie tylko rzymskokatolickich – jak i świeckich. Nie podchodził z nabożeństwem do urzędu duchownego, bo nie uważał, że księża znajdują się poza krytyką i są odporni na błędy. Krytycznie oceniał wady środowiska ewangelickiego, co nie zawsze było mile przyjmowane. Pozostaną też w pamięci Jego twarde, zgoła niewersalskie wystąpienia w sytuacjach, gdy spotkania z założenia ekumeniczne okazywały się przeciwieństwem ekumenii – i to zarówno te w tonie PRE (np. podczas Walnych Zgromadzeń), jak i te z udziałem Kościoła większościowego. Z rzadka tylko dawał upust goryczy, że wartościowe inicjatywy funkcjonują niemal w próżni, jak np. lekceważona i spychana na margines działalność Podkomisji ds. Dialogu.

*

Śp. ks. Bogdana Trandę pożegnaliśmy w sobotę 28 września. Zmarł tydzień wcześniej, po ciężkiej i wyniszczającej chorobie. Odszedł do wieczności spokojnie i godnie, w swoim warszawskim domu i w otoczeniu najbliższych. Bóg wysłuchał modlitw Rodziny i Przyjaciół, oszczędzając Mu w tym ostatnim okresie cierpień.

W nabożeństwie żałobnym w stołecznym kościele ewangelicko-reformowanym, które prowadził ks. Michał Jabłoński z parafii w Pstrążnej przy współudziale kilku innych duchownych ewangelicko-reformowanych, wzięło udział kilkaset osób: członkowie zboru warszawskiego, delegacje innych zborów reformowanych, bratnich parafii ewangelickich i katolickich, przedstawiciele duchowieństwa Kościołów członkowskich Polskiej Rady Ekumenicznej oraz Kościoła adwentystycznego i zielonoświątkowego, zaprzyjaźnieni księża rzymskokatoliccy i pastorzy ewangeliccy, przyjaciele i znajomi z rozmaitych środowisk, z lat dawnych i niedawnych. Dla wielu osób, które przyszły Go pożegnać, zabrakło miejsc w ławach kościelnych; zapełniły się nawet galerie.

Kazanie – w którym przypomniano rolę, jaką Ksiądz Bogdan odgrywał w swojej społeczności kościelnej i świecie ekumenicznym – ks. Jerzy Stahl oparł na modlitwie Symeona z Łuk. 2:29-30: „Teraz puszczasz sługę swego, Panie, według słowa swego w pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie Twoje”. Następnie, oddzielone utworami muzycznymi w wykonaniu Chóru Kameralnego parafii warszawskiej i solistów, wygłaszano oficjalne pożegnania. W imieniu PRE i jej stołecznego oddziału Zmarłego żegnał ks. sup. Edward Puślecki, wiceprezes PRE i zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego. Podkreślił on, jak wielki uszczerbek przyniosło polskiemu ewangelicyzmowi odejście ks. Bogdana Trandy, i przypomniał Jego wkład w dialog teologiczny, uwieńczony wzajemnym uznaniem urzędów i sakramentów sprawowanych w obu Kościołach. Ks. bp Mieczysław Cieślar z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego wspominał Zmarłego przede wszystkim jako tłumacza Biblii. W imieniu Kościoła Rzymskokatolickiego i ks. prymasa Józefa Glempa serdecznie pożegnał Go ks. bp Władysław Miziołek. Z kolei ks. Mirosław Danyš z niemieckiego Krajowego Kościoła Lippe wspominał Jego niepokorność wobec władz PRL. Na koniec, w imieniu Kolegium Kościelnego zboru warszawskiego, któremu Ksiądz Bogdan służył jako duszpasterz przez niemal 40 lat, pożegnała Go prezes Alina Burmajster.

Ostatnia część uroczystości odbyła się na cmentarzu ewangelicko-reformowanym, dokąd żałobników przewiozły przygotowane zawczasu autokary. Nad grobem pożegnalne słowa wygłosili jeszcze: w imieniu kolegów gimnazjalnych ks. infułat Marian Cukrowski, od Towarzystwa Biblijnego – ks. bp Janusz Narzyński, duchowni stołecznych parafii: metodystycznej, obu luterańskich oraz zborów reformowanych, Jarosław Wanat z ukraińskiego Kościoła reformowanego i Marta Wernerowa, przewodnicząca warszawskiej grupy diakonijnej. Nie zabrakło też głosów przyjaciół z Kościoła rzymskokatolickiego: ks. prof. Michała Czajkowskiego, który wspominał Jego zdrowy, bo krytyczny, ekumenizm oraz kształtowanie innych w duchu ekumenii i umiłowania Biblii, ks. Kazimierza Kalinowskiego z parafii św. Zygmunta i o. Wacława Oszajcy SJ, redaktora naczelnego „Przeglądu Powszechnego”, przedstawiciela prasy katolickiej. W imieniu Podkomisji ds. Dialogu Episkopatu i PRE pożegnał Zmarłego jej współprzewodniczący, o. prof. Stanisław Celestyn Napiórkowski OFMConv.

*

Wiele jeszcze można by powiedzieć różnorodnej działalności Księdza Bogdana i Jego pracy dla całej Jednoty ewangelicko-reformowanej, która długo będzie się oswajać z tą stratą. Dzieje się jednak tak, że wspomnienia przywoływane z okazji pogrzebu często – mimowolnie i w najlepszej wierze – fałszują obraz zmarłego, zamieniając go w posąg pozbawiony zwykłych ludzkich cech, w ucieleśnienie szczytnych idei. Ważne jest więc, abyśmy nie zapomnieli, że Ksiądz Bogdan miał rodzinę, którą kochał, że lubił życie i ludzi, że miał poczucie humoru i żywo interesował się światem: jego dobre strony chętnie podchwytywał, a złe nazywał po imieniu w kazaniach i felietonach. Warto też pamiętać, że nielekki był żywot pastora i ekumenisty obarczonego mnóstwem obowiązków, a w dodatku żyjącego w ciekawych czasach.

Jak powiedział w kazaniu ks. Jerzy Stahl, z Jego śmiercią bezpowrotnie odeszła cząstka nas samych. Postaramy się jednak ocalić ją od zapomnienia. W styczniowym numerze „Jednoty”, który poświęcimy pamięci Księdza Bogdana, opublikujemy wspomnienia osób związanych z Nim pracą, służbą czy po prostu przyjaźnią. Niczym witraż, poskładany z wielu różnokształtnych, kolorowych szybek, te rozmaite i barwne – bo barwną był osobowością – wrażenia złożą się na Jego wizerunek. Ważny jest każdy szczegół z osobna, ale tylko wszystkie one razem – podświetlone serdeczną pamięcią – mogą pokazać pełniejszy, a zatem i prawdziwszy, obraz człowieka z Biblią w ręku.

Redakcja