Drukuj

1 / 1997

Ks. Bogdana Trandę poznałam bliżej, kiedy pełniłam funkcję prezesa Kolegium Kościelnego warszawskiej parafii. Nasza współpraca układała się dobrze, nasze rozmowy i dyskusje zawsze były rzeczowe, potrafiliśmy przekonywać się wzajemnie co do swoich racji i najczęściej dochodziliśmy do porozumienia. Ksiądz posiadał też cenną umiejętność sprowadzania dyskusji na właściwe tory i podsumowywania jej w jasny i zwięzły sposób, co okazywało się szczególnie przydatne podczas dużych zgromadzeń, jak Synody czy spotkania Kolegiów Kościelnych.

Zawsze chętnie służył ludziom radą i pomocą. Może nie odwiedzał parafian w domach tak często, jakby sobie tego życzyli niektórzy członkowie Kolegium, ale spowodowane to było jego bardzo licznymi zajęciami związanymi nie tylko z parafią, ale i z pracą w różnych gremiach ogólnokościelnych i pozakościelnych. Każda wizyta Księdza była jednak dla odwiedzanej osoby dużym i ważnym przeżyciem, a dla chorych i przebywających w szpitalu zawsze znajdował czas.

Uważam za ogromną zasługę Księdza – w przeszłości, kiedy ludzie nie potrafili jeszcze zapomnieć krzywd wojennych – umiejętność przekonywania, jednania i nawiązywania kontaktów z Niemcami. Dzięki tej jego umiejętności mamy tak przyjazne stosunki z parafią im. Zinzendorfa w Berlinie i innymi parafiami w Niemczech.

Ksiądz Bogdan cieszył się dużym autorytetem zarówno w naszym Kościele, jak i poza nim. Był zwolennikiem wprowadzania zmian w życiu i pracy Kościoła, uważał, że powinien on stale rozwijać się i reformować.

Jako parafianka zauważyłam, że nabożeństwa prowadzone przez ks. Bogdana Trandę przyciągały ludzi – przychodzili na nie licznie nie tylko członkowie warszawskiego zboru, ale także osoby z bratnich Kościołów oraz – co szczególnie ważne – osoby poszukujące Boga i wspólnoty wiernych, w której czuliby się dobrze.

Irma Koterowa
[Prezes Kolegium Kościelnego parafii warszawskiej w latach 1976-1988]