Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 1997

Właśnie w braterskim gronie spotykaliśmy się z Księdzem Bogdanem od szeregu lat. Raczej należałoby mówić o dwóch różnych, choć personalnie zazębiających się gronach: Komisji Mieszanej i Podkomisji ds. Dialogu Ekumenicznego. Gdy z perspektywy już dobrych kilkunastu tygodni patrzę na odejście spośród nas Kolegi, Brata i ekumenicznego Przyjaciela, nieodparcie nasuwa się na myśl stwierdzenie, że w tym właśnie 1996 roku zamknął się w wyraźny sposób znaczący etap polskiego ekumenizmu. I łączę to zarówno z przedwczesną z ludzkiego punktu widzenia śmiercią wybitnego ekumenisty, głęboko zaangażowanego w rzetelny proces pojednania w obrębie polskiego chrześcijaństwa, jak i z dość nagłym zakończeniem, a lepiej powiedzieć – przerwaniem prac obu braterskich gremiów.

Jest w tym coś symbolicznego, że po kilku miesiącach od reorganizacji struktur ekumenicznych odszedł z tego świata ich długoletni uczestnik, więcej, jeden z wyrazistych animatorów. To tak, jakby ta śmierć przypieczętowała zamknięcie okresu żarliwych dyskusji, prób pokonywania barier nie tylko wyznaniowych, lecz często i psychologicznych, a nawet, niestety, i biurokratycznych. Coś się skończyło. Jak głośne i szerokie będzie echo kilku czy kilkunastu lat wysiłku serca i umysłu? A jednego i drugiego nie skąpił Ksiądz Bogdan dziedzinie, bez której Kościół zatraca szerokość spojrzenia, zasklepia się niepokojąco w wąskich opłotkach.

Wprawdzie Komisja Mieszana Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej i Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu istniała znacznie dłużej, to nazwisko ks. Bogdana Trandy pojawia się w protokołach po raz pierwszy dopiero 14 listopada 1990 r. Zatem niecałych sześć lat dane nam było współpracować w jej obrębie, lecz sądzę, że okres ten należy do znaczących pod względem postępu prac, które z powodu zewnętrznych i wewnętrznych trudności wielu Kościołów należało prowadzić ze zdwojoną energią i tym większym zaangażowaniem. Właśnie dlatego, że istniały stare problemy i dodatkowo pojawiały się nowe trudności, należało do maksimum wykorzystywać miejsce i czas negocjacji – dwukrotne w ciągu roku robocze posiedzenia Komisji Mieszanej. To stanowisko wielokrotnie wyrażał w ostatnim sześcioleciu ks. Tranda.

W drugim gremium, Podkomisji Dialogu, spotykałem się z nim od 17 lat, czyli prawie od zaczątków oficjalnych dialogów międzykościelnych w Polsce. Wprawdzie Podkomisja rozpoczęła sondowanie problemów przewidywanego dialogu dwa lata wcześniej, ale dopiero rok 1979 przyniósł bardziej regularne spotkania, choć z przyczyn niezależnych od dialogujących osób zdarzały się dwukrotnie dłuższe, w pewnym sensie wymuszone przerwy. Początkowo dwa razy w roku, a w ostatnim dziesięcioleciu co kwartał zbieraliśmy się na wielogodzinne, mocne, lecz rzeczywiście braterskie dyskusje nad istotnymi dla współżycia Kościołów i przyszłości ekumenicznej sprawami. Było ich sporo, ale chyba najdłużej trwał dialog o chrzcie i małżeństwach o różnej przynależności wyznaniowej. Oba tematy nie tyle z jurydycznego, ile raczej z duszpasterskiego punktu widzenia próbowaliśmy rozsupłać. I zawsze w tym praktycznym, duszpasterskim podejściu celował Ksiądz Bogdan. Po pierwsze, należał do tych, którzy prawie nigdy nie opuszczali posiedzeń; nawet w czasie ostatniej, śmiertelnej choroby, choć nie fizycznie, to duchem i modlitwą był z nami. W ostatnim okresie przed każdym posiedzeniem kontaktował się ze mną, przekazując swe opinie o omawianych kwestiach, a po obradach pilnie telefonował, by dowiedzieć się o wynikach prowadzonego dialogu.

Po drugie, wnosił dużo świeżości, indywidualnego spojrzenia, kierował się wyostrzonym węchem i słuchem ekumenisty wytrawnego. Jego nieraz bardzo krytyczne uwagi, zawsze jednak bardzo dobrze udokumentowane, spotykały się zawsze z uważnym odbiorem współdialogujących. Oczekiwaliśmy z dużym zainteresowaniem jego krytycznych, lecz zawsze dobrze przemyślanych i wyważonym językiem przedstawianych refleksji. Jako jeden z nielicznych otwarcie głosił swe krytyczne opinie również wobec instytucji Polskiej Rady Ekumenicznej. Liczył na proces autorefleksji „wysokich czynników ekumenicznych” i niejednokrotnie się zawodził w swych oczekiwaniach.

Od 13 listopada 1990 r. współprzewodniczył naszej Podkomisji, wybrany jednomyślnie przez przedstawicieli Kościołów zrzeszonych w PRE. Od tego czasu nasza praca nabrała nowych rumieńców, a osobowość Brata Bogdana – jak często nazywaliśmy go – wywierała znaczący wpływ na styl dyskusji. Przewodniczył tej pracy w służbie jedności do końca istnienia w dotychczasowym kształcie naszego po bratersku dialogującego gremium. Obecni na posiedzeniu 9 maja 1996 r. wiedzą, jak głęboko przeżył sposób przekazania mu i nam wszystkim decyzji, że ta mająca liczne konkretne osiągnięcia grupa ma zakończyć swą dziewiętnastoletnią służbę. Tak się stało. Zadaję sobie jednak pytanie, w jakiej mierze ów dzień zaważył na stanie zdrowia człowieka, który zmarł cztery miesiące później?

Tydzień po wspomnianej dacie na swe ostatnie posiedzenie zebrała się w gościnnym Wyższym Seminarium Duchownym XX. Pallotynów w Ołtarzewie pod Warszawą Komisja Mieszana. I tam, zarówno przemawiając na sesji, jak i podczas spacerów po seminaryjnym ogrodzie, wyrażał zdanie, że „nie czuje się odwołany” czy zniechęcony do trwania w centrum dialogującego i modlącego się o pogłębioną jedność braterskiego grona. Wierzył, że dobry zasiew z Bożej woli przyniesie dobry plon, nawet jeśli gleba jest kamienista, a nieprzyjaciel sieje kąkol.

Obok bezpośrednich wystąpień na forum obu gremiów przekazywał im pisemne przyczynki, np. uwagi dotyczące małżeństw mieszanych w świetle praktyki Kościoła ewangelicko-reformowanego, rzetelny wstęp historyczny do dialogów o chrzcie w wydanej przez Podkomisję Dialogu specjalnej, wysokonakładowej broszurze czy „Kilka uwag o encyklice Ut unum sint”. Mam przed sobą uczciwie krytyczny maszynopis tego opracowania. I równie uczciwe zdanie końcowe w formie manuskryptu: „Należy tu wyrazić Papieżowi wdzięczność za wypowiedź, która posuwa naprzód stosunki między chrześcijanami. Widać ogromną różnicę między dniem dzisiejszym, a czasami nie tak bardzo dawnymi”.

Można się było nie w pełni zgadzać z tezami i ocenami ekumenicznymi Księdza Bogdana, ale nie sposób było przejść obok nich obojętnie, nie traktować ich poważnie. Tak też były wypowiadane. Zmarły traktował ekumenizm poważnie, uczciwie, bez jakiejkolwiek dozy koniunkturalizmu. Cenimy to dziś w ekumenicznym braterskim gronie, gdy zabrakło Bogdana wśród nas. Pamiętamy. Kontynuujemy.

W sobotnie południe pod koniec września 1996 r. w kościele przy alei Solidarności i na cmentarzu przy ulicy Żytniej wokół trumny Brata w ekumenicznej służbie zebrali się prawie wszyscy współpracownicy byłej Komisji Mieszanej i byłej Podkomisji Dialogu Ekumenicznego. Raz jeszcze w braterskim gronie.

Na rok i jeden dzień przed tym pożegnaniem napisał do nas: „Kochani, [...] wolałbym być z Wami, niż tam, dokąd jadę”. Jechał na trudne badania do szpitala.

Ks. Adam Kleszczyński
[Rektor Wyższego Seminarium Teologicznego Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego im. Jana Łaskiego w Konstancinie pod Warszawą]