Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

3 / 1997

13 VI 1939-16 II 1997

Ta śmierć przyszła znienacka... Dopiero co wspólnie przygotowywaliśmy styczniowy numer „Jednoty”, poświęcony pamięci ks. Bogdana Trandy, i do głowy nam nie przyszło, że również i ks. Jerzy Stahl, nasz Szef i Przyjaciel, od nas odejdzie. Choć nie raz otarł się o śmierć, nie skarżył się, a własne trudne przejścia uczyniły go tym bardziej otwartym na cudze problemy.

Cieszący się powszechną sympatią i zaufaniem duszpasterz wziął na siebie niewdzięczne obowiązki redaktora naczelnego w trudnym dla Kościoła okresie, kiedy trzeba było walczyć o materialny byt „Jednoty”. Uważał ją zawsze za „jedenastą i największą parafię Kościoła Ewangelicko-Reformowanego” i zdecydowany był za wszelką cenę – przede wszystkim za cenę własnych sił i zdrowia – prowadzić ją w kierunku wytyczonym przez swych znakomitych poprzedników: ks. bp. Jana Niewieczerzała, ks. Bogdana Trandę i red. Barbarę Stahl.

Zanim objął szefostwo „Jednoty”, służył Bogu i Kościołowi jako oddany opiekun pozbawionych stałej pieczy duszpasterskiej zborów reformowanych w Żychlinie, Kucowie i Zelowie. Ale największą jego zasługą było odbudowanie od podstaw parafii w Łodzi, zgromadzenie rozproszonych zborowników i stworzenie im prawdziwego domu, domu Bożego. Nim wyremontowano zaniedbany kościół, przez wiele lat życie zborowe tętniło na plebanii: nie tylko w salce parafialnej, gdzie odbywały się nabożeństwa, ale i w prywatnym mieszkaniu pastorostwa Stahlów, bo dom zborowy był stale otwarty dla wszystkich, którzy się doń garnęli. I jak zapuszczony przykościelny ogród własnymi rękami zamienili w ogród kwitnący, tak też pod ich pieczą rozwinął się i okrzepł łódzki zbór. O atmosferze w nim panującej świadczyło choćby to, że w stanie wojennym dwie trzecie pomocy kościelnej za zgodą parafian trafiało do internowanych i wyrzuconych z pracy osób spoza Kościoła oraz ich rodzin.

Wsparcie, jakiego Ksiądz Jerzy udzielał wówczas ludziom prześladowanym, nie ograniczało się do Łodzi. Z transportami darów, przekraczając wojskowe kordony, jeździł na Śląsk Cieszyński do gnębionych przez władze współbraci luteranów, za pośrednictwem których pomoc trafiała także do innych potrzebujących. Przyjacielowi, którego poznali w biedzie, zawsze byli wdzięczni. W XV rocznicę stanu wojennego „Solidarność” Podbeskidzia uhonorowała go pamiątkowym medalem, ale ponieważ był człowiekiem skromnym, wiedzieli o tym nieliczni.

Gdy Panu Kościoła, który przed ponad ćwierćwieczem powołał go do swej służby, upodobało się odwołać go do siebie tuż przed niedzielnym nabożeństwem, pozostał konspekt nie wygłoszonego kazania. Pierwszej niedzieli pasyjnej Ksiądz Jerzy zamierzał mówić o tym, że w naszym życiu, które jest nieustanną walką o to, czyjej woli pozwolimy zwyciężyć: własnej czy Bożej, musimy nauczyć się ufać Bogu, ufać we wszystkim...

Pogrążył nas w żałobie i osierocił. Modlimy się o łaskę pociechy dla jego najbliższych i ufamy, że Bóg da nam siły do kontynuowania tego, co Ksiądz Jerzy z powodzeniem dla „Jednoty” robił.