Drukuj

11 / 1998

CI, KTÓRZY ZGINĘLI...

Wspomnienie o Andrzeju i Marku Dłogoszowskich

Szesnastoletnia, patrzyłam na nich już nie oczyma dziecka, a jeszcze nie oczyma dojrzałej kobiety i w tej strefie pomiędzy jednym i drugim spojrzeniem ich obraz utrwalił się w mojej pamięci – fascynujący jeszcze dziś, po tylu latach, i po tylu latach głęboko wzruszający.

Dwaj bracia, Andrzej i Marek, prosto z harcerskich gier i zabaw rzuceni zostali w wir wojny i wkrótce – w pożogę Powstania Warszawskiego. To Andrzej, znany mi właśnie z harcerstwa, przyprowadził mnie w marcu 1943 r. do swego domu przy ul. Filtrowej 68 m.132.

A był to dom niezwykły. Matka chłopców, Hanna Długoszowska, siostrzenica Stefanii Sempołowskiej, przyjęła mnie i traktowała jak córkę. Równocześnie ona i obaj jej synowie robili wszystko, aby mnie, bezdomnej i osieroconej, niczym nie urazić, aby mi zaoszczędzić poczucia, że znajduję się na ich łasce.

Tak, był to dom niezwykły również dlatego, że służył nie tylko jako miejsce konspiracyjnych zebrań i chwilowe schronisko dla ludzi poszukiwanych przez gestapo. Mieścił się w nim także magazyn broni (w dwóch skrytkach podłogowych). Wokoło Andrzeja i Marka skupiła się grupa przyjaciół, którzy wprawiali się we władaniu różnego rodzaju bronią i do wybuchu Powstania brali udział w akcjach dywersyjnych. Ich grupa stanowiła trzon późniejszego batalionu AK „Zośka”. Chłopcy przechodzili pełne przeszkolenie wojskowe na poziomie podchorążówki. Byli członkami SAD-u (sabotaż i dywersja), brali udział w wielu akcjach: wysadzaniu pociągów, zdobywaniu broni, odbijaniu więźniów. Akcje te wymagały zabijania Niemców. I wówczas w naszych dyskusjach pojawiło się zagadnienie moralnego prawa do zadawania śmierci, problem posłuszeństwa, honoru, wierności ideałom, problem zdrady.

Żyłam więc wówczas równocześnie w atmosferze cieplarni stworzonej mi przez panią Hannę i chłopców, i na wulkanie, który mógł lada chwila wybuchnąć. Po aresztowaniach ludzi, którzy wiedzieli o magazynie broni u Długoszowskich, trzeba go było przenieść w inne miejsce. Chłopcy zrobili to sami, nie chcąc narażać mnie na dodatkowe niebezpieczeństwo, mimo że ja również przeszłam pełne szkolenie w obchodzeniu się z bronią.

Nie tylko w ten sposób byłam ochraniana przez Andrzeja i Marka. „Chronili” mnie także przed innymi chłopcami, jeśli któremuś wpadłam w oko. Wystarczyło, aby ich dwie masywne sylwetki pojawiły się w pobliżu, a zainteresowanie moją osobą natychmiast znikało. Czym byłam dla nich? Zapewne młodszą siostrą, którą należało otoczyć opieką. A czym oni byli dla mnie? Czy tylko starszymi braćmi? Kiedy 19-letni Marek brał ślub w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie z dziewczyną, u której ukrywał się przed aresztowaniem, mój ból, że go straciłam, płynął z czegoś więcej niż z czysto siostrzanego uczucia.

Wkrótce jednak miałam stracić bezpowrotnie ich obu. Ranni w akcjach przed Powstaniem, zdołali się z tych ran wyleczyć, choć Andrzejowi pozostała kula w głowie. Ale zginęli wkrótce po wybuchu Powstania – Marek w dziesięć dni po Andrzeju.

Pisząc to, widzę ich obu. Młodszy o rok Marek był wyższy, ale bardziej chłopięcy, o rysach nieco łagodniejszych, ale o oczach równie niebieskich jak oczy Andrzeja. Włosy miał ciemne, podczas gdy Andrzej był blondynem. W oczach Andrzeja była stanowczość, a w jego rysach i zachowaniu dojrzałość. Marek, ginąc, miał 20 lat, Andrzej – 21.

Jeśli napis na nagrobkach „Żyją w mojej pamięci” odzwierciedlał kiedykolwiek prawdę, mogę to teraz, po tak wielu latach, śmiało potwierdzić – bo istotnie żyją w mojej pamięci do dzisiaj oni obaj: Andrzej i Marek. Żyje także, nietknięta przez czas, pamięć o ich matce. Wspólnie ekshumowałyśmy w roku 1945 na Cmentarz Wojskowy zwłoki Andrzeja, o którym było wiadomo, gdzie leży. Z czasem odnaleziono też szczątki Marka w ruinach spalonego domu na Stawkach.

Pani Hanna ukrywała rozpacz. Jak wiele matek, wychowała swoich synów w miłości do Polski, dla której oddali życie. Polska Ludowa okazała się ponad jej siły. Szantażowana przez władze bezpieczeństwa, z którymi odmawiała współpracy, popełniła w 1951 roku samobójstwo. Miała wówczas 50 lat.

Kiedy to piszę, widzę jej szlachetną twarz, okoloną gęstymi, jasnymi włosami, i czuję na sobie spojrzenie jej błękitnych oczu. Widzę jej wysoką, silną postać poruszającą się energicznie po mieszkaniu, gdzie pod podłogą czaiła się śmierć.

Straciła najpierw, na długo przed wojną, męża, majora lotnictwa, który zginął w katastrofie lotniczej. Podczas wojny straciła obu synów. Któż miałby odwagę, aby ją osądzić, gdy sama postanowiła odejść!

Kiedyś Marek pokazał mi fotografię rzeźby przedstawiającej Matkę Grakchów i zapytał, czy widzę podobieństwo do jego matki.

Jakże prorocze okazały się, niestety, te słowa!

 

Andrzej Długoszowski

Urodził się 10 listopada 1922 r. w Warszawie. Ojcem jego był Jerzy Długoszowski, major służby stałej lotnictwa, stryjeczny brat gen. Wieniawy-Długoszowskiego, matką zaś Hanna z Zielińskich. W 1927 r. ojciec Andrzeja zginął w katastrofie lotniczej.

Andrzej został konfirmowany w kościele ewangelicko-reformowanym w 1939 r. W chwili wybuchu wojny był uczniem Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie i drużynowym 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej (tzw. Pomarańczarni). Od listopada do grudnia 1939 r. brał udział w pracach Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej (PLAN). Następnie, od początku 1940 r. do lipca tegoż roku, pracował w zespole łączników komórki więziennej Związku Walki Zbrojnej, a wiosną 1941 r. wstąpił wraz z częścią kolegów z 23. WDH do Szarych Szeregów. Należał do hufca „Mokotów Górny” w Okręgu „Południe” Chorągwi Warszawskiej, prawdopodobnie od początku w drużynie „Alka” (Macieja Aleksego Dawidowskiego), wraz z którą brał udział w akcjach małego sabotażu. Zdał maturę na tajnych kompletach Gimnazjum im. S. Batorego zapewne w 1941 r., a następnie zaczął uczęszczać do Szkoły Budowy Maszyn Wawelberga.

Wokół Andrzeja grupowali się jego przyjaciele i dobrzy znajomi. Należeli do nich: Wiesław Krajewski („Sem”, „Miki”), Jerzy Tabor („Pająk”), Alek Dawidowski („Alek”, „Glizda”), Maria Dawidowska (Maryla”), Joanna Berland („Jo”), Danuta Zdanowicz („Danka”), Stefan Mirowski („Bolek”, „Funio”). Grupa ta, o charakterze towarzyskim, nie konspiracyjnym, przybrała nazwę „Klan”.

Po utworzeniu w listopadzie 1942 r. w Chorągwi Warszawskiej pionu Grup Szturmowych (GS „Jerzy”) Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej Andrzej Długoszowski został wcielony do kierowanego przez Jana Bytnara („Rudego”) hufca „Południe” (SAD), do 1. drużyny (SAD-100), dowodzonej przez „Alka”. W okresie tym brał udział w akcjach rozbrajania Niemców. W lipcu 1942 r. ukończył jako prymus drugi turnus kursu Szkoły Podchorążych. Po śmierci Jana Bytnara „Rudego” (30 marca 1943) objął dowodzenie drużyną SAD-100, a po utworzeniu we wrześniu 1943 r. batalionu „Zośka” (z Grupy Szturmowej Warszawy) został zastępcą dowódcy 2. kompanii „Rudy”, którą dowodził Mirosław Cieplak „Giewont”.

20 maja 1943 r. brał udział w akcji odbicia więźniów w Celestynowie, w której był celowniczym rkm-u. W nocy z 20 na 21 sierpnia tegoż roku podczas uderzenia na strażnicę graniczną w Sieczychach dowodził ubezpieczeniem od strony wsi Porządzie. Zajmował się przygotowaniem broni do akcji „Wilanów” (26 września 1943), a w samej akcji był zastępcą dowódcy Mirosława Cieplaka „Giewonta”. Po tej akcji został awansowany do stopnia plutonowego.

W grudniu 1943 r. nastąpiła reorganizacja batalionu. Miejsce „Giewonta” zajął podchorąży Andrzej Romocki („Andrzej Morro”), dowódcą 2. plutonu „Alek” (w ramach tej reorganizacji pluton „Alek” zmienił numerację z pierwszego na drugi) został Eugeniusz Kocher („Kołczan”), a jego zastępcą – na miejsce poległego w akcji „Wilanów” Józefa Pleszczyńskiego („Ziutka”) – Andrzej Długoszowski. Na stanowisku tym został do wybuchu Powstania.

Po ukończeniu kursu podharcmistrzowskiego (tzw. „Szkoły za lasem”) mianowany został 15 sierpnia 1943 r. podharcmistrzem, przyjmując pseudonim instruktorski „Krokodyl Długi”.     

27 kwietnia 1944 r. uczestniczył w wykolejeniu i ostrzelaniu pociągu wojskowego Wołkowysk-Berlin, dowodząc grupą ataku. W tym samym roku został również awansowany do stopnia sierżanta podchorążego. 3 czerwca brał udział w kursie odbywającym się w Bazie Leśneej szkolenia partyzanckiego w Puszczy Białej, a 8 lipca został skierowany na kurs taktyczny dowódców plutonów, na którym szkolono dowódców obu kompanii.

W czasie Powstania Warszawskiego wraz z całym batalionem znalazł się na Woli, gdzie 3 sierpnia został ciężko ranny w głowę na ul. Grzybowskiej, niosąc menażki z jedzeniem dla swych kolegów na wysuniętych pozycjach strzeleckich. Przewieziony do szpitala Karola i Marii, zmarł tego samego dnia.

Andrzej Długoszowski odznaczony został dwukrotnie Krzyżem Walecznych, awansowany do stopnia porucznika. Używał pseudonimów: „Długi”, „Andrzej Długi”, „Andrzej Klanecki”, „Krokodyl Długi”.

 

Marek Długoszowski

Młodszy brat Andrzeja Długoszowskiego urodził się 29 kwietnia 1924 r. W Warszawie. Dane o nim są dosyć skąpe. Początkowo był w 5. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej, w 1943 r. przeszedł do drużyny brata, tj. do 23. WDH. Pod koniec 1943 r. został ranny w udo podczas ćwiczeń podchorążówki. Na początku 1944 r. ożenił się z Eugenią (Żenią) Roguską, u której ukrywał się, gdy była obawa, że jego mieszkanie jest „spalone”. Ślub odbył się w kościele ewangelicko-reformowanym, gdzie Marek był konfirmowany wraz z bratem w 1939 r.

W 1944 r. służył w batalionie „Zośka” w 2. kompanii „Rudy” w 3. drużynie pod dowództwem Wojciecha Morbitzera („Cis”). Powstanie rozpoczął na Woli w stopniu sierżanta podchorążego. Zginął od pocisku granatnika 13 sierpnia 1944 r. w rejonie Dworca Gdańskiego w okolicy remizy tramwajowej i ul. Stawki jako podporucznik 2. kompanii 1. plutonu „Sad”.

Odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Używał pseudonimów: „Baobab” i „Marek”.

Joanna Makólska-Kowalska

 

Skróty i kryptonimy:

Źródła:

  1. Anna Borkiewicz-Celińska: Batalion „Zośka”, PIW, Warszawa 1990
  2. Pamiętniki żołnierzy baonu „Zośka”, nasza Księgarnia, Warszawa 1986
  3. Danuta Kaczyńska, Gotfryd Pyka: Piotr Pomian. Szef Głównej Kwatery Szarych Szeregów, MAW, Warszawa 1984
  4. Tomasz Strzembosz: Bohaterowie „Kamieni na szaniec” w świetle dokumentów, PWN, Warszawa 1994
  5. Anna Zawadzka, Jan Rossman: Tadeusz Zawadzki „Zośka”, OW Interim, Warszawa 1991
  6. Relacja Joanny Berland, obecnie Makólskiej-Kowalskiej, która mieszkała z rodziną Długoszowskich od kwietnia 1943 r. do sierpnia 1944 r. – patrz pozycja 1.