Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 8-9 / 2002

Z ks. Marcinem Hoffmannem spotkałem się kilka razy w Pstrążnej w latach, kiedy dojeżdżając z Zelowa, obsługiwałem tę malutką parafię, położoną w uroczym zakątku ziemi kłodzkiej, u podnóża Błędnych Skał, w pobliżu Kudowy-Zdroju. Ks. M. Hoffmann przyjeżdżał tam chętnie, bo z Pstrążną był związany uczuciowo, a wiedział, że tamtejsi parafianie bardzo go cenili. Nieraz w rozmowie ze mną wspominali go z wielkim szacunkiem i, nie zawaham się użyć tego słowa, z miłością. Dużo dla nich zrobił w bardzo trudnych czasach, czasach rządów Hitlera. Można powiedzieć, że do dziś można dostrzec u starszych ludzi ślady jego głębokiej, religijnej pracy, ale także u młodego pokolenia, które od rodziców przejęło przywiązanie do wiary ojców w najlepszym tego słowa znaczeniu. Aż do śmierci ks. M. Hoffmanna niejedna osoba utrzymywała z nim kontakt korespondencyjny, co świadczy o bliskich związkach tych ludzi ze swoim dawnym duszpasterzem.

Ks. Marcin Hoffmann podczas odwiedzin w Pstrążnej chodził po wsi i okolicy, spacerował, odwiedzał parafian, prowadził z nimi długie rozmowy, przyglądał się, cieszył się ludźmi, a w niedzielę stawał na kazalnicy w kamiennym pstrążnieńskim kościele.

Szczególnie zapadł mi w pamięci Jego przyjazd do Pstrążnej w roku 1973, na uroczystość, związaną ze 125. rocznica otwarcia i poświęcenia kościoła w Pstrążnej. Można powiedzieć, że wspomnienie tych dni zdominowało wszystkie moje wspomnienia o kontaktach z ks. Marcinem. Pamiętam przerażenie dowódcy placówki WOP (dziś Straży Granicznej), gdy najpierw zobaczył samochód z Niemiec, a potem, w niedzielny poranek, autobusy z Czech, które przywiozły byłych parafian pstrążnieńskich, mieszkających obecnie w Czechach. Podszyty strachem, natychmiast wezwał pracowników Służby Bezpieczeństwa, którzy bardzo szybko przybyli do placówki WOP w Pstrążnej i zapragnęli spotkania ze mną i z ks. M. Hoffmannem.

Ks. bp Zdzisław Tranda


zobacz pełny tekst