Drukuj

NR 1/2014, ss. 9–12

ks. bp Jan Niewieczerzal (fot. Biblioteka Synodu Kosciola Ewangelicko-Reformowanego)23 kwietnia 1914 – 7 listopada 1981. Dwie daty, a między nimi życie ludzkie. Sześćdziesiąt siedem lat. Czy da się o nich tak po prostu opowiedzieć? Czy w ogóle można „opowiedzieć” drugiego człowieka, zamknąć go w słowach, nawet jeśli był dla nas kimś bliskim, jeśli się go kochało i przez długie lata z nim współpracowało?

Ale przecież mamy dzisiaj wspominać, a więc przywołać, kogoś, kogo od dawna wprawdzie między nami nie ma, lecz kto dla sporej grupy członków Kościoła ewangelicko-reformowanego w Polsce oraz innych środowisk kościelnych nadal pozostaje postacią ważną jako duchowy przewodnik, wychowawca, przyjaciel. Nie możemy go przywołać inaczej, jak tylko w kształt słowa przyoblekając przeszłość, aby pomiędzy nią a teraźniejszością przełożyć pomost naszej pamięci. Wszak „przeszłość – mówi poeta – to jest dziś, tylko cokolwiek dalej”.

Przywołajmy zatem tę przeszłość, a wraz z nią postać człowieka o imieniu Jan. Ksiądz Jan. Tak właśnie się do niego zwracaliśmy przez te wszystkie dawno minione, a przecież tak nieodległe lata, gdy był biskupem Kościoła, prezesem Polskiej Rady Ekumenicznej i wykładowcą Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.

Ksiądz Jan nie miał w sobie nic z dostojnika kościelnego. Do końca życia pozostał bezpośrednim, skromnym człowiekiem, obdarzonym zresztą wielkim urokiem osobistym i poczuciem humoru. Jego obcowanie z ludźmi nacechowane było ciepłem i serdecznością. Nie znaczy to wcale, że był postacią cukierkową. Przeciwnie – miał, jak to się mówi, charakter i zawsze gotów był z uporem bronić swoich racji i decyzji, jeśli w sumieniu uznał, że są słuszne. Mówił też w oczy prawdę. Także tę trudną do przyjęcia i niemiłą.

Bez wątpienia na takie ukształtowanie się jego osobowości silny wpływ wywarł dom rodzinny. Rodzina Niewieczerzałów wywodzi się bowiem ze środowiska religijnych uchodźców czeskich, którzy w XVIII w. szukali schronienia w Polsce przed prześladowaniami ze strony katolickich Habsburgów. Najpierw osiedlili się na Śląsku, z czasem zaś powędrowali także w inne okolice. Jedna z grup zakupiła w XIX w. ziemię w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego i osiadła na roli we wsi Kuców. Stąd pochodzili rodzice Księdza Jana. Pobożność, umiłowanie Kościoła i wiary przodków, wierność zasadom Ewangelii i przywiązanie do kraju, który przygarnął wygnańców i stał się ich drugą ojczyzną – to były cechy potomków braci czeskich żyjących do dziś w Polsce. W takim środowisku urodził się Ksiądz Jan jako szóste dziecko Elżbiety z Bureszów i Jana Niewieczerzała.

Jan senior, ojciec, był nauczycielem w szkołach parafialnych w Kucowie i Łodzi oraz kaznodzieją w tychże parafiach. Był człowiekiem mądrym, obdarzonym silną indywidualnością, wykształconym (choć wiedzę zdobywał jako samouk i ekstern), wzbudzającym powszechny respekt. Dokładał wszelkich starań, aby siedmiorgu swoim dzieciom zapewnić wyższe wykształcenie. Cel ten osiągnął. Troje z nich ukończyło studia pedagogiczne, dwóch synów – teologiczne, jedna córka została lekarzem, a najmłodszy syn był cenionym chemikiem, z tym że przez długie lata pełnił w Kościele funkcję kaznodziei i w 1971 r. został ordynowany na duchownego. Tak więc trzech braci Niewieczerzałów zostało księżmi. Ksiądz Jan zawsze podkreślał, że tylko dzięki miłości panującej w rodzinie i wzajemnie udzielanej sobie przez rodzeństwo pomocy cała siódemka ukończyła studia, bo skromne dochody rodziców na to by nie wystarczyły.

Wszystkie dzieci bardzo kochały matkę, osobę miłosierną, cichą i łagodną, wspierającą wszystkich potrzebujących. Ksiądz Jan wspominał, że kiedy żegnano ją, przedwcześnie zmarłą, w ostatni dzień jesieni 1936 r. na wiejskim cmentarzu w Kucowie, na pogrzebie nie zabrakło ani jednego z okolicznych żebraków.

Ksiądz Jan był już wtedy studentem teologii na Uniwersytecie Warszawskim, na który został przyjęty w 1934 r., po maturze zdanej w Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego w Pabianicach. Ksiądz superintendent Stefan Skierski, ówczesny zwierzchnik Kościoła, załatwił mu prywatne roczne stypendium na wydziale teologicznym w Kampen w Holandii, ale wszystkie te plany przekreśliła wojna.

Uciekając przed Niemcami z Łodzi do Warszawy we wrześniu 1939 r., Ksiądz Jan został schwytany i osadzony w obozie jenieckim w Niemczech, z którego wkrótce go wypuszczono, gdy się okazało, że jest cywilem. W czasie okupacji, unikając zatrzymania, ciągle zmieniał adresy i przemieszczał się między tzw. Krajem Warty a Generalną Gubernią. Utrzymywał się jako robotnik lub urzędnik, zatrudniany przez różnych znajomych w przedsiębiorstwach budowlanych i handlowych.

Swoją dozgonną towarzyszkę życia, córkę łódzkiego nauczyciela – Benitę Kaus – poślubił 5 listopada 1943 r. W czerwcu 1944 r. przyjechał na wezwanie Konsystorza do Warszawy i rozpoczął pracę w miejscowej parafii ewangelicko-reformowanej. Tu zastało go powstanie. Wraz z żoną przeszedł przez obóz w Pruszkowie, a potem przez przymusowe roboty w Niemczech. W lutym 1945 r. obojgu udało się uciec z Reichenbach i przedostać na północne Morawy, gdzie 24 maja urodziła się w Pisarzowie ich córka Ingeborga. Dziewięć lat później przyszedł na świat w Warszawie syn Mirosław.

Wkrótce po zakończeniu działań wojennych Ksiądz Jan pozostawił w Czechosłowacji rodzinę, sam zaś przyjechał do Polski. Sytuację zastał dramatyczną. W Warszawie, spośród kilkutysięcznego zboru, odnalazła się zaledwie garstka ludzi – wynędzniałych i bezdomnych. Budynki parafialne leżały w gruzach lub były spalone, kościół postrzelany i częściowo wypalony, los duchownych nieznany (dopiero później okazało się, że dwóch zginęło w niemieckich obozach koncentracyjnych, a trzeci – kapelan Wojska Polskiego – w Katyniu). Brakowało mieszkań, nie było pieniędzy. W Łodzi, gdzie ocalał kościół i plebania, Ksiądz Jan został ordynowany na duchownego 6 sierpnia 1945 r. – mimo że nie ukończył wyższych studiów, co w normalnych okolicznościach jest jednym z warunków dopuszczenia do ordynacji – i zaraz przystąpił do pracy w Warszawie. Z pomocą grupy parafian zabezpieczył resztki zbiorów wspaniałej niegdyś biblioteki synodalnej, składając je jako depozyt w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, a odnalezione XVII-wieczne tkaniny, hafty, naczynia liturgiczne i pieczęcie kościelne zdeponował w Muzeum Narodowym.

Musiał jednak wracać do żony i dziecka. Do Warszawy nie mógł ich sprowadzić, bo sam nie miał dachu nad głową, nocował kątem u zaprzyjaźnionych parafian, którzy nie utracili swoich przedwojennych mieszkań. Po latach tak oceniał w wywiadzie dla „Słowa Prawdy” swój krótki, trwający do listopada 1948 r., pobyt w Czechosłowacji oraz pierwszy powojenny okres pracy w Polsce: „Tego widocznie Bóg chciał, abym poznał życie i pracę powojenną Kościoła ewangelickiego w Czechosłowacji i po powrocie do Warszawy stanął do pracy przy odbudowie zniszczonego zboru warszawskiego i Kościoła reformowanego w Polsce. Ten też właśnie okres – dni, miesiące, lata – uporczywego zmagania się z trudami odbudowy duchowej i materialnej Kościoła pozostanie mi w pamięci jako czas pełni życia i błogosławieństwa”.

Czas darowany na pracę w Czechosłowacji Ksiądz Jan spożytkował także na kontynuowanie studiów na Wydziale Teologii im. Jana Husa w Pradze, które ukończył już na Uniwersytecie Warszawskim, uzyskując stopień magistra w czerwcu 1949 r. Tego samego roku parafia warszawska wybrała go na swego proboszcza.

To były bardzo trudne lata. To były bardzo piękne lata. Swoim zapałem, wiarą i ufnością Ksiądz Jan natchnął współwyznawców. Ludzie uwierzyli, że wolą Boga jest, aby Kościół ewangelicko-reformowany w Polsce odrodził się do nowego życia. I tak się stało mimo wszystkich przeciwności natury politycznej i ekonomicznej. Ksiądz Jan miał dar skupiania ludzi wokół swojej osoby i wokół spraw, które podejmował. A czynił naprawdę wiele, mimo wątłego zdrowia i trapiących go dolegliwości fizycznych. Nie było takiej dziedziny życia kościelnego, w której by nie uczestniczył.

Miał zaledwie trzydzieści dziewięć lat, gdy 14 czerwca 1953 r. Synod wybrał go na biskupa. Uroczystość wprowadzenia Księdza Jana na ten urząd odbyła się 15 listopada w kościele warszawskim. Po dziesięciu latach wybór powtórzono na drugą, a potem jeszcze na trzecią kadencję, której końca już nie doczekał...

Ksiądz Jan był pierwszym redaktorem JEDNOTY, którą reaktywował w 1957 r., czyli tak szybko, jak tylko się dało w nowej sytuacji politycznej, jaka powstała w wyniku tzw. odwilży październikowej. Zabiegał o fundusze, które pozwoliłyby na prowadzenie pracy kościelnej, inicjował różne akcje, przeprowadzał remonty, zajmował się administracją, organizował wystawy i sympozja, obchody ważniejszych rocznic kościelnych, a po 1956 r. często wyjeżdżał za granicę, aby nawiązywać kontakty z siostrzanymi Kościołami na Zachodzie, od których nasz Kościół, podobnie jak inne wspólnoty chrześcijańskie w Polsce, był w tamtych czasach szczelnie izolowany.

Ważne miejsce w działalności Księdza Jana zajmowała ekumenia. Ponieważ na ten temat pisze w tym numerze JEDNOTY inny autor (zobacz tutaj), ja tylko wspomnę, że począwszy od 1960 r. był wybierany na prezesa Polskiej Rady Ekumenicznej przez pięć kolejnych kadencji. Od 1970 r. wykładał w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej historię i teologię ekumeniczną.

Między innymi za działalność ekumeniczną i ireniczną oraz wybitne zasługi dla Kościoła w Polsce otrzymał w 1967 r. doktorat honoris causa Wydziału Teologicznego w Pradze.

Jednakże dla swoich współwyznawców Ksiądz Jan pozostał przede wszystkim duszpasterzem, sługą Słowa Bożego, głosicielem Ewangelii. Był duchownym, który miał czas dla ludzi. Drzwi jego gabinetu na warszawskiej plebanii stały otworem dla młodych i starych. Każdy parafianin mógł przyjść do gościnnego pastorskiego domu ze swoimi problemami i być wysłuchanym, pokrzepionym na duchu, a nierzadko i na ciele: bo gdy był głodny, to go nakarmiono, gdy spragniony – dano mu pić.

Gdy z oddalenia patrzę teraz na tamte lata, coraz wyraziściej dostrzegam, jak wiele sił i starań Ksiądz Jan poświęcał naszej społeczności. Ileż to wieczorów parafialnych sam przygotował i poprowadził, ileż wygłosił odczytów i prelekcji! Kiedyś czytał zborowi nawet fragmenty swojej powieści historycznej, bo trzeba wiedzieć, że pasjonował się historią, zwłaszcza zaś dziejami reformacji w Polsce. Na to też znajdował czas. I jeszcze na muzykę, którą kochał. Niekiedy wieczorami grywał na skrzypcach. I jeszcze na odwiedziny ludzi w domach. Oboje pastorostwo przychodzili na urodziny zasłużonych parafian, na „okrągłe” rocznice zaślubin czy z okazji innych rodzinnych uroczystości, a czasem Ksiądz Jan sam wpadał niespodziewanie, aby na chwilkę przysiąść i pogawędzić.

To prawda, że czas w rękach ludzi aktywnych, dużo pracujących, staje się w tajemniczy sposób rozciągliwy i pojemny. W przypadku Księdza Jana jeden element tej tajemnicy daje się jednak odsłonić. Obok niego, ale jakby na drugim planie, w cieniu, stała osoba, która starała się go odciążyć od zajmowania się sprawami przyziemnymi, na siebie biorąc troskę o dzień powszedni, o byt, o utrzymanie rodziny. To pani pastorowa Benita, towarzyszka życia Księdza Jana, matka jego dzieci, współpracownica na niwie kościelnej, obecna przy nim w chwilach najszczęśliwszych i najtrudniejszych, często samotna, borykająca się z różnymi problemami, którymi nie chciała zaprzątać mu głowy, by mógł się bez reszty poświęcić Bożemu powołaniu. Kiedy więc dzisiaj wspominamy jego, nie zapomnijmy i o niej – o anonimowej współautorce jego osiągnięć...

* * *

Słowo niebrzmiące czynem
to wieża bez dzwonu,
miłość w czyn niedojrzała
to wiosna bez słońca.

Jadwiga Łuszczewska

Ksiądz Jan był człowiekiem, który słowo wprowadzał w czyn. Więc jego życie przypominało serce dzwonu, co brzmi czysto i niesie dźwięk daleko z wysokiej wieży. Ksiądz Jan kochał Boga i ludzi, a jego miłość w czyn dojrzała. Dlatego dzisiaj, w 100. rocznicę jego urodzin, możemy cieszyć się słoneczną wiosną i wybiegać myślą ku spotkaniu, po którym nigdy już nie będzie rozstań, bólu i łez. Bo ten, który jest naszym Zbawcą, to nam właśnie obiecał.

* * * * *

Barbara Stahlowa – długoletnia redaktorka JEDNOTY

* * *

O ks. bp. Janie Niewieczerzale pisze również Karol Karski w artykule „Szczery ekumenista”

 

Galeria zdjęć ks. Jana Niewieczerzała (fot. Biblioteka Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP)

 

ks. bp Jan Niewieczerzal (fot. Biblioteka Synodu Kosciola Ewangelicko-Reformowanego)ks. bp Jan Niewieczerzal (fot. Biblioteka Synodu Kosciola Ewangelicko-Reformowanego)ks. bp Jan Niewieczerzal (fot. Biblioteka Synodu Kosciola Ewangelicko-Reformowanego)ks. bp Andrzej Wantula i ks. bp Jan Niewieczerzal (fot. Biblioteka Synodu Kosciola Ewangelicko-Reformowanego)