Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3/2016, ss. 18–19

wspomnienie wygłoszone 5 września 2016 r.
podczas nabożeństwa ekumenicznego w warszawskim kościele ewangelicko-reformowanym

 

Spotkanie srodowisk ekumenicznych w Janem Pawlem II w Warszawie w 1983 r. (fot. Archiwum)Zaliczałem go do ścisłej czołówki polskich kaznodziejów. Obcując z nim, miałem pewność, że stoi przede mną człowiek żarliwej, mądrej wiary, a nie urzędnik kościelny.

O tym, jaki jest wizerunek Kościoła w odbiorze społecznym i osobistym, decydują w dużej mierze jego przedstawiciele.

Miałem to szczęście, że na początku mojej pracy dziennikarskiej spotkałem na swej drodze ks. Bogdana Trandę, wówczas proboszcza stołecznej parafii ewangelicko-reformowanej i redaktora naczelnego JEDNOTY. Pod wpływem ks. Bogdana poczułem do Kościoła ewangelicko-reformowanego wielki szacunek, który przerodził się szybko w fascynację.

Dla mnie, początkującego dziennikarza, który przeżył „ekumeniczne nawrócenie”, ks. Bogdan Tranda okazał się niezrównanym przewodnikiem po ewangelicyzmie. Na pierwszy wywiad z nim szedłem „zielony”, choć pełen szczerych chęci. Przy autoryzacji wyszła moja ignorancja – nazwałem go kapłanem. Ks. Bogdan nie robił z tego problemu (a przecież mógłby mnie wykpić), potraktował poważnie i dał mi krótki wykład o urzędzie duchownym w protestantyzmie. W tym samym mniej więcej czasie miałem doświadczenie z księdzem rzymskokatolickim, który moje przejęzyczenie wykorzystał do zbudowania oskarżenia mnie o ignorancję przed moimi zwierzchnikami. Różnica klasy ogromna.

Z egzemplarzami autorskimi ze wspomnianym wywiadem szedłem do ks. Bogdana jak na ścięcie. W miejscu, gdzie powinna być jego głowa, widniała bowiem niezliczona ilość kropek. Z drżeniem serca podsunąłem mu gazetę. Ks. Bogdan otworzył i… zaczął się śmiać długo i serdecznie.

Po kilku latach znalazłem się w kilkuosobowym gronie organizatorów comiesięcznych nabożeństw ekumenicznych w stołecznym kościele ewangelicko-reformowanym. To nas do siebie zbliżyło. Zawsze można było na niego liczyć, nigdy nie odmawiał, gdy prosiliśmy go o kazanie, i – co ważne – nigdy nie ingerował w nasze propozycje czy ustalenia.

Zaliczałem go do ścisłej czołówki polskich kaznodziejów. Chodziło się „na Trandę”, a kazania ks. Bogdana w Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan były zawsze wydarzeniem. Mówił mądrze, ale nie w sposób przeintelektualizowany. Pamiętam jedno z kazań, chyba w kościele baptystów, kiedy mówiąc o sprawiedliwości Bożej podkreślił, że nie można liczyć na to, że „jakoś to będzie”, że na sądzie Bożym nie będzie pobłażania. Te jego słowa przypominam sobie dzisiaj w sytuacjach, kiedy czasem sobie „odpuszczam” i zaniedbuję się duchowo.

Co miesiąc – cóż to były za wspaniałe czasy, kiedy JEDNOTA ukazywała się w tym rytmie – czekałem na jego słowo na łamach tego znakomitego periodyku. Zaczynałem lekturę od jego komentarza w rubryce „Co wy na to”, chętnie czytałem inne teksty autorstwa ks. Bogdana (zaręczam, że niektóre pamiętam do dziś). Był bowiem ks. Tranda człowiekiem wybitnie utalentowanym, który wspaniale władał słowem w mowie i w piśmie. Zawsze miał coś ważnego do przekazania słuchaczom albo czytelnikom.

Była jeszcze inna istotna sprawa, która nas połączyła. Mianowicie kontestacja reżimowej władzy. Nawiązując kontakt z Kościołem ewangelicko-reformowanym szybko odkryłem, że ta maleńka wspólnota, niemająca za sobą „rządu dusz” jak Kościół rzymskokatolicki, jest niezwykle krytyczna i odważna wobec ówczesnej władzy komunistycznej.

Szczególnie widać to było w postawie braci Bogdana i Zdzisława Trandów. Ks. Bogdan nie bawił się w niedopowiedzenia i otwarcie mówił, co mu się w PRL nie podoba. Nic więc dziwnego, że był inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa, a dyrektor Urzędu ds. Wyznań w 1978 r. osobiście zablokował jego wybór na biskupa Kościoła ewangelicko-reformowanego.

W ramach akcji „Protestant”, prowadzonej przez MSW, a skierowanej przeciwko Kościołowi ewangelicko-reformowanemu, napisano: „Przeciwdziałać i przecinać kontakty ks. Bogdana Trandy z elementami opozycyjnymi PRL, ograniczać jego wpływ na środowisko kościelne i spowodować przeniesienie go na parafię poza Warszawę”.

Czym sobie ks. Bogdan zasłużył na taką „recenzję”? Popierał KOR, następnie włączył się w wiele inicjatyw „Solidarności”, potępił publicznie zamordowanie Grzegorza Przemyka. Modlił się o uwolnienie ks. Jerzego Popiełuszki po jego uprowadzeniu, uczestniczył w nocnym nabożeństwie po wyłowieniu zwłok kapelana „Solidarności” z nurtów Wisły, a potem w jego pogrzebie. Nigdy mu nie zapomnę tych przejawów solidarności z katolikami, a przecież wymagało to wówczas wielkiej odwagi.

W stanie wojennym grożono mu internowaniem. Poczytuję sobie za objaw dużego zaufania wobec mojej osoby, kiedy w 1982 r. na projekcji filmów o Kościołach Polskiej Rady Ekumenicznej w siedzibie TVP ks. Bogdan wskazał na pewnego „smutnego pana” i powiedział do mnie: – O, ten groził mi aresztowaniem.

Ks. Bogdan uczył mnie sztuki dialogu ponad podziałami wyznaniowymi. Ale partnerem dialogu był trudnym. Nie przytakiwał i nie kłaniał się w pas dygnitarzom kościelnym, ustawiał wysoko poprzeczkę swoim partnerom dialogu, często przewyższając ich zdroworozsądkowym podejściem i znajdując trudne do zbicia argumenty. Niekiedy bywał złośliwy. Pamiętam jego polemikę z pewnym biskupem rzymskokatolickim na temat katechezy w szkołach. Hierarcha powoływał się na Pismo Święte, a ks. Bogdan wytknął mu, że Biblia na ten temat nic nie mówi.

Dla mnie był „gorącym” chrześcijaninem. Obcując z nim, miałem pewność, że stoi przede mną człowiek żarliwej, mądrej wiary, a nie urzędnik kościelny.

* * * * *

Grzegorz Polak – dziennikarz katolicki, ekumenista, współorganizator nabożeństw ekumenicznych „na Lesznie”

 

O ks. Bogdanie Trandzie piszemy też tutaj:

 

Na zdjęciu powyżej: spotkanie środowisk ekumenicznych z papieżem Janem Pawłem II w siedzibie prymasa Polski przy ul. Miodowej w Warszawie w 1983 r., stoją od lewej: ks. Bogdan Tranda, ks. Jan Hause, ks. prof. Jan Bogusław Niemczyk, Jan Paweł II, abp Jeremiasz (fot. Archiwum)

 

Ks. Bogdan Tranda na zdjęciach:

  1. w swoim gdańskim mieszkaniu (fot. Archiwum Wandy Trandowej);
  2. czytając JEDNOTĘ (fot. Archiwum Wandy Trandowej);
  3. sesja „Tolerancja czy akceptacja” w sali Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Św. Trójcy przy ul. Kredytowej w Warszawie (1991), siedzą od lewej: Zbigniew Nosowski, ks. Bogdan Tranda, ks. Jan Walter, Konstanty Gebert, NN, Jan Turnau, Adam Michnik, ks. Bronisław Dembowski i Karol Karski (fot. Aldona Karska);
  4. konfirmacja 24 maja 1970 r., stoją od lewej: Krzysztof Tranda, Władysław Scholl, ks. sup. Jan Niewieczerzał, Agnieszka Kręglewska, Andrzej Neuman, ks. Bogdan Tranda, Anna Bender, Wiktor Chojnowski, Mirosław Niewieczerzał (fot. Biblioteka Synodu KER);
  5. prowadząc nabożeństwo podczas Synodu w Kucowie, który odbywał się w dniach 16–17 maja 1987 r., stoją od lewej: ks. Roman Lipiński, ks. Jerzy Stahl, ks. Marek Izdebski, ks. bp Zdzisław Tranda, ks. Mirosław Jelinek (fot. Biblioteka Synodu KER);
  6. spotkanie środowisk ekumenicznych z papieżem Janem Pawłem II w siedzibie prymasa Polski przy ul. Miodowej w Warszawie w 1983 r., stoją od lewej: ks. Bogdan Tranda, ks. Jan Hause, ks. prof. Jan Bogusław Niemczyk, Jan Paweł II, abp Jeremiasz (fot. Archiwum);
  7. portret (fot. Archiwum rodzinne).