Foto: Marcin Woźniak
NR 9-10 / 2005
Maja Jaszewska: Po raz szósty odbył się Zjazd Gnieźnieński - europejskie spotkanie duchownych Kościołów chrześcijańskich, a także polityków i przedstawicieli ruchów religijnych. Po raz pierwszy uczestniczyli w nim również żydzi i muzułmanie. Dyskutowali oni o problemach dialogu w jednoczącej się Europie. Czy tego rodzaju inicjatywy świadczą o tym, że Polska jest krajem tolerancyjnym dla innych wyznań?
Krzysztof Dorosz: Polska w większości jest katolicka i wyznania niekatolickie są w niej często niezauważane. Myślę jednak, że dzięki takim wydarzeniom jak Zjazd Gnieźnieński, poprzez rozszerzanie horyzontów ekumenicznych, mamy szansę na większą tolerancję. Nie będzie to jednak proces samoistny i automatyczny. Wymaga on wysiłku i zaangażowania. Ksiądz Lech Tranda oburzył się bardzo, kiedy z ust jednego z organizatorów Zjazdu usłyszał, że w Gnieźnie spotkają się Kościół katolicki i inne wspólnoty kościelne. Nie omieszkał publicznie tego wypomnieć.
W jakim stopniu takie przedsięwzięcia mogą się przełożyć na codzienne życie?
Nie jestem socjologiem, żeby snuć szczegółowe przypuszczenia, ale jestem optymistą i uważam, że nie pozostaną one bez echa. Na Zjeździe, poza wymienionymi przez panią osobami, byli też zwykli ludzie, którzy przyjechali, bo interesował ich temat Zjazdu. Zaproszeni po raz pierwszy żydzi i muzułmanie modlili się wspólnie z chrześcijanami. To było bardzo wzruszające, kiedy na rynku w Gnieźnie, w tej kolebce polskiego chrześcijaństwa, rozległy się modlitwy w języku arabskim i żydowskim.
W dobie postępującej sekularyzacji istotny jest problem, czy wartości laickie są sprzeczne z chrześcijańskimi. Czy na Zjeździe była mowa o dialogu z niewierzącymi?
Brałem udział w bardzo interesującym panelu poświęconym dialogowi wierzących z niewierzącymi i ich wzajemnym stosunkom. Nie zakończył się on żadną nową konkluzją, poza tym, że problem sekularyzacji jest ważny i należy na tym polu działać. Z kolei panel kończący Zjazd dotyczył przyszłości religii. Nie było na nim głosów kasandrycznych, że zmierzamy do całkowitej laicyzacji, choć taki był tenor. W jednej ze swoich wypowiedzi pozwoliłem sobie wprowadzić za Karlem Barthem rozróżnienie na wiarę i religię. Religia jest to pewien zespół obyczajów społecznych, pewnych wierzeń, uczuć, ale niekoniecznie ma to zawsze coś wspólnego z Panem Bogiem. Najważniejsza jest wiara, czyli intymna, osobowa relacja pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Po tej wypowiedzi podeszła do mnie pewna pani z mężem i podziękowała za wprowadzenie tego rozróżnienia, które jej zdaniem wśród pesymistycznych wypowiedzi wprowadziło element nadziei.