Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3-4 / 2007

ROZMOWA Z PAULEM SLADKUSEM ZAŁOŻYCIELEM WITRYNY INTERNETOWEJ
I TELEWIZJI INTERNETOWEJ GOOD NEWS BROADCAST W NOWYM JORKU

Małgorzata Zawadka: Co sprawiło że postanowiłeś zostać misjonarzem "Dobrych Nowin" w Ameryce?

Wiele się na to złożyło. Zawsze byłem pozytywnie nastawiony do życia, rodzice wychowywali mnie w szacunku do innych, a w szkole byłem aktywnym chłopcem, który rwał się do funkcji przewodniczącego klasy uważając, że to znakomita sprawa, choć brzmi to nieatrakcyjnie w dzisiejszym świecie, gdzie modnie jest mieć do wszystkiego stosunek lekceważący i cyniczny.

Zawsze lubiłem rozwiązywać problemy, zamiast je roztrząsać, znajdować wspólne z innymi wyjścia z trudnych sytuacji, zastanawiać się, jak można coś polepszyć. Poza tym jestem muzykiem z wykształcenia, a muzycy potrafią zachwycić się wszystkim, co istnieje, zaś sama muzyka stanowi medium absolutnie ponad narodowe, ponad językowe, jednoczące cały świat. Otrzymałem kiedyś od matki książkę chrześcijańskiego teologa na temat sztuki pozytywnego myślenia. Wywarła na mnie ogromny wpływ. Matka była bibliotekarką w ortodoksyjnej świątyni żydowskiej. Jako osoba bardzo tolerancyjna ceniła wielkich myślicieli niezależnie od wyznawanych przez nich religii.

Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z mediami?

Na studiach. Wybrałem wydział komunikacji, częściowo ze względu na muzykę, częściowo dlatego, że lubiłem kontakt z ludźmi. Studiowałem na uniwersytecie Jeshiva, gdzie wykładali duchowni poświęcający wiele uwagi wpływom mediów na ludzi. Wtedy właśnie pomyślałem, że ludzie powinni widzieć w mediach jak najwięcej pozytywnych, podtrzymujących na duchu rzeczy, że sensownie byłoby opowiadać im o takich sprawach i obracać się wśród osób, które te sensowne rzeczy tworzą. Skoro zaś telewizja była (i nadal jest) medium najsilniej działającym na ludzi, zdecydowałem się na show biznes, zakładając, że będę pracował tylko przy programach, które uczą czegoś dobrego, przesyłają pozytywną energię, wierzą w ludzkość, pokazują ludzi takimi, jacy są: dobrymi, mądrymi, pięknymi, silnymi. Na świecie jest mnóstwo dobroci i piękna i nie bierze się ono znikąd, tylko pochodzi od człowieka.

Jest też wiele zła, nieszczęść, niesprawiedliwości.

Wielu wydarzeń ludzie sobie nie wybierają. Ale zawsze można wybrać własną reakcję na to, co się dzieje, ocenę siebie i ocenę innych. W czasach mojej młodości modny był serial telewizyjny pod tytułem All In The Family (Wszystko zostaje w rodzinie). Jednym z głównych bohaterów był przedstawiciel amerykańskiej klasy średniej, Archie Bunker, kpiący nieustannie ze swojego zięcia, którego obrzucał najprzeróżniejszymi wyzwiskami typu: głupek, palant, czy meat head (mięsny łeb). Każdy, kto oglądał serial, szybko wyczuwał, że to właśnie ów Archie jest głupkiem, palantem i mięsnym łbem. Stał się symbolem bigoterii, człowieka, który nie akceptuje innych, a jego sposobem komunikacji jest krytyka i wyszydzanie. Wołał na swego zięcia również "Polaczku" (Polack), gdyż był on Polakiem. Czyli dochodziła do tego dyskryminacja narodowa. W ten sposób producenci starali się pokazać, do czego może doprowadzić głupota i zacofanie. Ten serial w dużym stopniu ukształtował moją wrażliwość i miał spory wpływ na większość oglądających go osób.

Na czym polegała jego przełomowość?

Telewizja pokazała bez owijania w bawełnę, w czasie największej oglądalności, co to znaczy dyskryminacja - ohydna, głupia, prostacka. Ludzie się nie bali, nie wstydzili o tym mówić. Myślałem sobie: w końcu ktoś pokazał, co to znaczy pastwić się nad kimś emocjonalnie i wyzywać, pokazał, skąd się to bierze. A bierze się z własnych kompleksów, głupoty i zacofania. To był dla mnie przykład czegoś, co chciałem sam robić, przykład telewizji mającej pozytywny wpływ na społeczeństwo. Zdecydowałem się więc na pracę w telewizji. Był rok 1972, przez pewien czas pracowałem nawet przy serialu Wszystko zostaje w rodzinie, potem byli Sony i Cher oraz Carol Burnett. Przepracowałem 14 lat, głównie jako producent w CBS i PBS (telewizja publiczna) i zawsze starałem się być przy programach pokazujących, jak wspaniały może być świat, albo przy programach edukacyjnych. Potem chciałem odpocząć od show biznesu i założyłem agencję, której celem był wielokulturowy marketing reklamowy. Skłoniłem Sprint (koncern telefoniczny) do sponsorowania dużego koncertu Czesława Niemena w Nowym Jorku, znajdywałem sponsorów dla "Parady Piłsudskiego", występów Jimi Sterna i innych wydarzeń dla Polaków i dla wielu innych grup etnicznych w Nowym Jorku.

Skąd wzięło się twoje zainteresowanie innymi narodowościami?

Po pierwsze jest to przestrzeń doskonała na marketing, wciąż niewykorzystana. Po drugie, choć urodziłem się w USA, pochodzę z rodziny o bogatych korzeniach. Jestem Żydem węgierskiego pochodzenia, moja matka była Węgierką, ale mam w sobie także krew polską i austriacką. Matka zwykle czytała trzy rodzaje gazet: amerykańskie, żydowską i węgierską. Po trzecie - zawsze czułem się obywatelem świata.

A kiedy zaczęła się przygoda z "Dobrymi Nowinami"?

Dziewięć lat temu, 4 lipca (Święto Niepodległości), nastąpiło oficjalne otwarcie naszej witryny internetowej "goodnewsbroadcast.com". Nazwałem ją "Good News" ("Dobre Nowiny"), gdyż chciałem się tu skoncentrować na tym w co wierzę: że świat jest dobry, że większość mieszkańców naszej planety to dobrzy ludzie pragnący troszczyć się o swe rodziny i przyjaciół, pragnący pozytywnie wykorzystać dany im tu na Ziemi czas. I o takich ludziach pragnę opowiadać. Zbuntowani chłopcy, którzy nie potrafią komunikować się ze światem inaczej niż poprzez bicie kogoś innego, albo strzelanie, nie są moim zdaniem osobami, na których powinny się koncentrować media, tylko policja i inne stworzone do tego instytucje. Robienie z nich bohaterów codziennych wiadomości wieczornych i pierwszych stron gazet nie służy dobrze społeczeństwu. Nie powinni mieć przywileju goszczenia w naszych domach i ani w myślach naszych dzieci. Ten przywilej należy się tym, którzy na to zasłużyli, a jest ich tysiące: lekarze, naukowcy, artyści, biznesmeni. Opowiadamy o nich na naszych stronach, w naszych wywiadach i programach. W ciągu 9 lat uzbieraliśmy ponad 4,5 tysiąca tych historii.

M. Zawadka, P. Sladkus

Dobre Nowiny - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl