Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2008

ROZMOWA Z KS. LECHEM TRANDĄ

Krzysztof Urban: Proszę opowiedzieć o początkach swojej pracy w Kucowie. Wówczas ksiądz nie był jeszcze pastorem?

Ks. Lech Tranda: Po raz pierwszy w Kucowie przebywałem przez dłuży czas w roku 1980 podczas wakacji. Konsystorz naszego kościoła wyznaczył mi – jako studentowi teologii – praktykę pod kierunkiem ks. Bogusława Niewieczerzała, ówczesnego administratora kucowskiej parafii. Tak się złożyło, że ks. Bogusław zmarł niedługo przed moją praktyką, więc byłem zdany na własne siły i doświadczenie członków Kolegium Kościelnego. Doświadczenie to przydało mi się w 1990 roku, kiedy po skończeniu studiów zamieszkałem, jako stażysta, w Bełchatowie u ks. Marka Izdebskiego i dojeżdżałem do Kucowa. Podczas mojego stażu ks. Marek wyjechał do Stanów Zjednoczonych i po raz drugi zostałem rzucony na głęboką wodę. Zacząłem regularnie pracować w parafiach bełchatowskiej i kleszczowskiej. Na stałe zamieszkałem w Kucowie w 1990 roku z dwójką dzieci i nadzorowałem budowę nowego kościoła w Kleszczowie oraz prowadziłem pracę duszpasterską. Projekt budowy już wtedy był przygotowany przez ówczesnego administratora parafii, ks. Marka Izdebskiego.

Czy wraca ksiądz pamięcią do jakichś szczególnych wydarzeń zaistniałych w trakcie pracy księdza w Kucowie?

Wydarzeń, które zapisały się w mojej pamięci jest bardzo wiele, ale wspomnę może o dwóch, mających charakter ekumeniczny. Kiedy zamieszkałem w Kucowie, rozpoczęła się właśnie w szkołach nauka religii. Dzięki przychylności dyrekcji szkoły udało się wprowadzić lekcje religii naszego wyznania. Na pierwszym zebraniu rady pedagogicznej ks. Henryk Jabłoński, wieloletni proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Kleszczowie, zaproponował, by rozpoczynać lekcje modlitwą Ojcze nasz, gdyż jest ona do przyjęcia dla wszystkich chrześcijan. Zgodziłem się z tym, ale zaproponowałem odmawianie pięknej modlitwy do Ducha Świętego, której nauczyłem się w szkole księży pijarów, do której uczęszczałem w Krakowie. Ksiądz proboszcz przystał na to. Przyjął również moją propozycję odprawienia wspólnego nabożeństwa w kościele katolickim. Wygłosiłem wtedy kazanie.
Innym ważnym wydarzeniem w parafii kleszczowskiej i kucowskiej było przekroczenie progu kościoła ewangelickiego w Kucowie przez katolickiego księdza. Zdarzyło się to w tym miejscu po raz pierwszy. Otóż ksiądz proboszcz został zaproszony na uroczystość zamknięcia kościoła w Kucowie i otwarcia nowego w Kleszczowie. Nie przybył osobiście, jednak wydelegował na tę uroczystość wikariusza.

A jak wyglądała uroczystość zamknięcia kościoła w Kucowie?

Zgromadził się tłum w kościele i wokół niego, po raz ostatni odezwał się wówczas dzwon kościelny – zabrzmiał jeszcze raz podczas pogrzebu kościelnego Alfreda Pospiszyła. Po nabożeństwie obecni na uroczystości szli piaszczystą, polną drogą około półtora kilometra. Marsz, czy raczej spacer, trwał około godziny. Nieśliśmy Pismo Święte, naczynia liturgiczne, śpiewaliśmy pieśni, aż doszliśmy do kościoła w Kleszczowie. Kościół został otwarty, poświęcony Słowem Bożym i modlitwą, odbyło się nabożeństwo i przemawiali goście. Jednym z mówców był ks. bp Zdzisław Tranda, który powiedział m.in.: Życie religijne zboru chrystusowego może wzrastać pod warunkiem, że jego kamieniem węgielnym stanie się Jezus Chrystus. Kamień węgielny – to pojęcie biblijne. Jest Chrystusową podstawą w nas. Twardą podstawą z kazania o dwóch domach, które zostały zbudowane na dwóch różnych fundamentach: jeden na piasku a drugi na skale. Dla mnie Chrystus znajduje odbicie w drugim człowieku. Ponieważ jest On zawsze z nami, więc jest On również w tym drugim człowieku, z którym trzeba pozostawać w dobrych relacjach. W życiu oczywiście wygląda to różnie, ale ważne jest nieustanne dążenie.

Właśnie – co ksiądz dostrzegł w tamtejszych ludziach, w kucowskich parafianach? Co było istotą, fundamentem tej więzi?

Kiedy przestałem pracować i mieszkać w Kleszczowie, nadal tam jeździłem i często odwiedzałem tamtejszych parafian, których do dzisiaj nazywam kucowianami. Czułem, że jadę do nich, by naładować swoje akumulatory. Ludzie ci posiadali dla mnie wielką głębię, jakby byli bliżej Boga. Może dlatego, że na co dzień uprawiali ziemię? Pamiętam, jak asystowałem przy narodzinach cielaka, brałem udział w żniwach, pamiętam rozmowy przy dojeniu krów. Odnosiłem wrażenie, że ci ludzie są wielkiego ducha. I duch ten się przejawiał nie tylko w pracy na roli. Kiedy śpiewali pieśni w kościele, robili to z wielkim dostojeństwem. Nie było w ich śpiewie pośpiechu, śpiewano głośno, pełną piersią. Prosiłem organistę, by nie zagłuszał tego śpiewu, lecz by dostosowywał się do rytmu i tempa ludzi. Ich śpiew płynął z głębi serca, a pieśni miały swą moc, poruszały serca. To była chyba ich prawda, którą chcieli głośno wypowiedzieć. Kiedy byłem już w Warszawie czułem, że brakuje mi tych ludzi, ich naturalnego, niewymuszonego sposobu uczestniczenia w nabożeństwach i w życiu codziennym. Inną specyficzną cechą kucowian było to, że niewielu z nich przystępowało do komunii. Parafianie uważali, że są niegodni. W kazaniach i w rozmowach z ludźmi starałem się ich przekonać, że komunia nie jest dla świętych, lecz dla grzeszników.

Społeczność kucowska jest niezwykła także w innym sensie. Wprawdzie nie ma odpowiednich statystyk, ale chyba z tej właśnie parafii „wyszło” najwięcej duchownych. Podobno aż pięciu?

Pierwszym był ks. Jan Niewieczerzał, zwany Starym kantorem, ojciec ks. Jarosława Niewieczerzała najstarszego, ks. Jana Niewieczerzała (późniejszego biskupa) i ks. Bogusława Niewieczerzała, inżyniera chemika. Poza tym bracia Jelinkowie, Mirosław i Tadeusz, którzy de facto nie mieszkali w Kucowie, ale ich rodzice (ojciec Jelinek, kucowianin i matka z domu Semerat z tzw. Krzaków – części Kleszczowa między Kleszczowem a Żłobnicą), mimo, że za pracą pojechali do Częstochowy, wozili swoich synów na lekcje religii do Kucowa, do księdza Bogusława Niewieczerzała.

Ks. L. Tranda, K. Urban

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl