Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 5-6 / 2010

ROZMOWA Z NOWYM PREZESEM KONSYSTORZA PAWŁEM WOLSKIM-BRODZIŃSKIM

Krzysztof Urban, Maja Jaszewska: Praca zawodowa zajmuje wiele czasu. Łączenie jej z pracą społeczną na rzecz Kościoła jest bardzo trudne. Łączenie stanowiska prezesa Konsystorza i dyrektora dużej fabryki będzie wymagać od Pana wielu wyrzeczeń. Jakie są Pana dotychczasowe doświadczenia na tym polu? W gremiach kościelnych bowiem już Pan pracował.

Paweł Wolski-Brodziński: Oczywiście doba ma tylko 24 godziny, a fakt ten odczuwam bardzo boleśnie. Mam w życiu parę priorytetów. Pierwszym jest rodzina i zapewnienie jej godziwego bytu przy zachowaniu rozsądku, tak aby nie bywać gościem w domu. Drugim jest rzetelna praca, bo ta jest wg mnie świadectwem mojej wiary w Boga.
    Pyta Pan czy będę miał czas na pracę społeczną. Jestem pewny, że tak. Obecnie pracuję blisko domu, a nie tak, jak do niedawna, w odległości 300 km. Zatem zaoszczędzone godziny mogę poświęcić służbie dla Kościoła. Poza tym uważam, że moim zadaniem jest wytyczanie krótkoterminowych celów, organizacja pracy i egzekwowanie wspólnych ustaleń. Ogromną rolę w realizacji zadań upatruję w sprawnym działaniu biura konsystorskiego.


    Jestem człowiekiem raczej konsekwentnym i drobiazgowo trzymam się wytyczonych ustaleń. Jestem pewien, że wśród etatowych pracowników Konsystorza znajdę zrozumienie i wolę rzetelniej pracy dla dobra naszej społeczności.
Znam te osoby i uważam je za bardzo zacne i kompetentne. Postaram się jasno i klarownie przedstawiać moje zdanie, tak aby sprawy szły szybko naprzód, a wszyscy mieli radość z ich rezultatów.
    Reasumując: nie uważam siebie za człowieka od wszystkiego i męża opatrzności, który wszystko sam przeprowadzi. Jako Prezes liczę na wsparcie WSZYSTKICH, którzy formalnie sprawują funkcje w wielu działających gremiach kościelnych.
    Co do moich doświadczeń pracy w Kościele. Najważniejsza jest rzetelna i skrupulatna praca nad drobnymi sprawami. Nie stawiam sobie górnolotnych wyzwań, bo one tylko dobrze brzmią na wiecach. Zrealizujmy dobrze parę drobnych spraw, a te trzy lata będzie można ocenić jako owocne.

Sytuacja, w której znalazł się Pan jest szczególna. Jest to chyba pierwszy przypadek w naszym Kościele, kiedy syn zostaje następcą ojca – ustępującego prezesa Konsystorza. Komentarze w takich sytuacjach są nieuniknione. Jakiej one będą natury, wiele zależy od Pana: czy będzie Pan kontynuatorem linii działania poprzedniego Konsystorza, czy też ma Pan zupełnie inną wizję prowadzenia i rozwoju Kościoła?

Nie wiem, co Pan ma na myśli, mówiąc o nieuniknionych komentarzach. Chyba nie chodzi o porównania do Kuby, Chin czy Korei Płn. Wydaje mi się to bardzo naturalne, że dzieci osób zaangażowanych w Kościele również z wiekiem zaczynają się w tę pracę wciągać. Poza tym, z całym szacunkiem, ale gdyby Pan szczegółowo prześledził mój kościelny życiorys, to zauważyłby Pan, że moją aktywnością w Kościele wyprzedziłem ojca. Zatem raczej paradoksalnie mamy sytuację odwrotną. Ale to jest moim zdaniem zupełnie nieistotne i zakrawa raczej na temat bulwarowy.
    Co do linii poprzedniego Konsystorza. Uważam, że zrobił on OGROMNĄ pracę dotyczącą rewindykacji i zabezpieczenia bytu finansowego Kościoła. Zapewnił mu uporządkowanie i kontrolę w tym zakresie, co pozwala patrzeć w przyszłość z nadzieją. Na pewno będę to kontynuował. Chcę również dokładnie zbadać kondycję naszej społeczności poprzez rozmowy z jej członkami. Zobaczyć, co ich najbardziej boli i czego tak naprawdę oczekują od Kościoła. W tym kontekście chcę zobaczyć, co oferuje im nasza społeczność.

Kandydując na funkcję prezesa Konsystorza miał Pan z pewnością wiele wątpliwości i dzielił się Pan nimi z rodziną. Jak żona zareagowała, gdy dowiedziała się, że jest Pan kandydatem?

Bóg obdarzył mnie rozważną i mądrą partnerką, która jest dla mnie wsparciem w każdej sytuacji. Zatem, choć podzielała moje rozterki i wątpliwości, to czuję obecnie jej pełną akceptację co do podjętego wyzwania.

Podczas posiedzenia Synodu w Żychlinie zadano Panu m.in. pytania: jaki jest Pana największy sukces, a co uznaje Pan za swoją porażkę? Część osób naszego Kościoła zna już te odpowiedzi. Proszę czytelnikom „Jednoty” odpowiedzieć na powyższe pytania.

Takie pytanie zostało zadane na Synodzie i tam też padła odpowiedź na nie. Była ona związana z bardzo osobistymi sprawami i nie widzę powodu, dla którego muszę teraz na to pytanie odpowiadać. Zostałem Prezesem, zatem członkowie Synodu byli odpowiedzią usatysfakcjonowani.

Jakie jest Pana zdaniem najtrudniejsze wyzwanie, które przed Panem stoi?

Porozmawiajmy o tym za pół roku. Widzę już pewne zapory ogniowe, ale ich wielkość poznam, gdy zacznę realizować wytyczone zadania.

P. Wolski-Brodziński / M. Jaszewska / K. Urban

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl