Drukuj

Nr 1-2 / 1989

Wywiad z ks. prof. Lukasem Vischerem*

Kieruje Ksiądz Ewangelickim Ośrodkiem Studiów Ekumenicznych w Szwajcarii. Jak Ksiądz ocenia obecne stosunki ekumeniczne?

– Sądzę, że ruch ekumeniczny można traktować jako fakt dokonany. W ciągu tego wieku doszło do znacznego wzajemnego zbliżenia Kościołów, a w konsekwencji do wzajemnego duchowego wzbogacenia się i do składania wspólnego świadectwa. Od czasu II Soboru Watykańskiego bierze w tym udział również Kościół rzymskokatolicki. Kościoły nie mogą już dobrowolnie trwać w izolacji, jak w epoce konfesjonalizmu, bo w dzisiejszym świecie są sobie wzajemnie potrzebne.
Jako przykład dokonanego już zbliżenia może posłużyć wielkie zgromadzenie ekumeniczne, które w czasie Zielonych Świąt odbędzie się w Bazylei. Po raz pierwszy przedstawiciele wszystkich Kościołów europejskich: ewangelickich, prawosławnych i katolickich zbiorą się po to, by razem skupić się nad wielkimi problemami naszych czasów. Będzie to wydarzenie, które trudno było sobie wyobrazić jeszcze kilka lat temu. Niepewność jutra sprawiła, że próbujemy wspólnie zabrać głos w sprawach ważnych dla całej ludzkości. Oczywiście, nie wiemy, czy przedstawicielom Kościołów uda się przemówić jednym głosem. Jak każdy początek, i to zgromadzenie kryje w sobie pewne ryzyko i wiele niewiadomych. Bardzo możliwe jednak, że rok 1989 stanie się punktem zwrotnym dla europejskiego ruchu ekumenicznego. Wspólnota między Kościołami odpowiada oczekiwaniom wielu chrześcijan, którzy już nie potrafią rozwijać swej wiary wyłącznie wewnątrz swego własnego Kościoła. Wymiana ekumeniczna, jaka się już dokonuje, nie może jednak przesłaniać faktu, że różnice wyznaniowe nadal są rzeczywistością. Przez pewien czas zdawało się, że stopniowo da się je zatrzeć, ale dzisiaj stwierdzamy, że są one o wiele głębsze, niż sobie wyobrażano. To prawda, pod wpływem naszych kontaktów wiele nieporozumień się wyjaśniło, ale równocześnie uwydatniło się wiele prawdziwych rozbieżności.
Godzina jedności jeszcze nie wybiła. Kościół rzymskokatolicki nieustannie z wielkim naciskiem nam o tym przypomina. Według jego koncepcji jedność Kościoła wymaga porozumienia, uwarunkowanego wyrzeczeniem się przez Kościoły Reformacji istotnych dla nich przekonań. Tak więc musimy nauczyć się współżyć mimo tych rozbieżności. Szwajcarski Synod ewangelicki znalazł formułę, która, moim zdaniem, może dobrze służyć jako hasło w obecnej sytuacji: „Żyć jedni dla drugich". Zwykłe współżycie już bowiem nie wystarcza, musi dojść do tego, że Kościoły będą żyły jedne dla drugich.

Jakie wnioski wynikają stąd dla Kościołów ewangelickich?

– Aby owocnie uczestniczyć w budowie ekumenicznej wspólnoty, Kościoły ewangelickie muszą być świadome swej tożsamości, muszą znać swoją tradycję. Jest to stwierdzenie ryzykowne, wiem. Rzecz jasna, nie chodzi o to, żeby wracać na pozycje przebrzmiałego konfesjonalizmu, ale jestem przekonany, że nie posuniemy się naprzód, dopóki nie uświadomimy sobie wyraźnie naszych korzeni. Tylko w nawiązaniu do tradycji będziemy w stanie u-dzielić odpowiedzi na dzisiejsze pytania.
W ostatnich dziesięcioleciach Kościoły reformowane niedostatecznie troszczyły się o wyartykułowanie swoich cech szczególnych. Czynnie uczestniczyły w ruchu ekumenicznym, ale za mało uwagi poświęcały swej własnej odnowie. Skutek tego zaniedbania jest niepokojący. Nie rozumieją one problemów współczesności w takim stopniu, aby mogły wspólnie określić to, w co wierzą.
Powinniśmy to poważnie potraktować. Nasz udział w ruchu ekumenicznym domaga się bardziej konsekwentnej pracy wewnętrznej. Z tego powodu przywiązuję wielkie znaczenie do Ogólnego Zgromadzenia Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych, które odbędzie się w sierpniu tego roku w Seulu. Kościoły reformowane będą tam miały sposobność lepszego przeanalizowania własnego stanowiska w wielu sprawach.

Czy można powiedzieć że Kościoły przeobraziły się pod wpływem ruchu ekumenicznego?

– Nastąpiła zasadnicza przemiana. Zbliżenie Kościołów doprowadziło do wzajemnego przenikania się tradycji wyznaniowych. Dzisiaj nie można być ewangelikiem nie będąc po trosze prawosławnym i katolikiem, nie można też być katolikiem, nie będąc po trosze ewangelikiem i prawosławnym.
Ta zmiana ma szczególne znaczenie dla ewangelików reformowanych. W przeszłości mieli oni bowiem skłonność do określania siebie przez odniesienie do katolicyzmu w formie zaprzeczenia. Lepiej wiedzieli, czym nie są, niż czym są. Te czasy już bezpowrotnie minęły. Aby stwierdzić, czym są, reformowani muszą czerpać z najgłębszego źródła wiary, z Ewangelii Jezusa Chrystusa.

Dla Jana Pawła II dialog z prawosławnymi wydaje się bardzo ważny. Czy można powiedzieć, że wycofuje się on z dialogu z Kościołami ewangelickimi na korzyść dialogu z Kościołami prawosławnymi?

– Kościół rzymskokatolicki zawsze uważał dialog z Kościołem prawosławnym za ważniejszy od innych. Ma on specyficzną koncepcję ruchu ekumenicznego. Uważa siebie za ośrodek, wokół którego krążą inne Kościoły. Kościół prawosławny jest mu najbliższy, ponieważ w zasadzie wyznaje tę samą koncepcję Kościoła. Inne Kościoły – anglikańskie, luterańskie, metodystyczne, reformowane itd. – są mu mniej bliskie. Logiczne jest zatem, że katolicy uważają dialog z prawosławnymi za pierwszoplanowy.
Kościoły reformowane proponują inną wizję ruchu ekumenicznego. Kładą one nacisk na potrzebę stworzenia wspólnoty tymczasowej. Mimo istniejących rozbieżności, chcą otwarcia się jednych ku drugim, chcą się razem modlić, żyć, składać świadectwo w ważnych sprawach i wspólnie się wypowiadać, zachowując jednocześnie swą własną, odrębną tradycję. Każdy niech wnosi do wspólnoty swe własne wartości. Kształt jedności wyłoni się ze współżycia. Obie koncepcje nie wykluczają się, ale rzecz jasna różnica w podejściu do ekumenii jest źródłem wielu napięć. Na przykład rzymskokatolicka koncepcja nie pozwala temu Kościołowi przyłączyć się do Światowej Rady Kościołów.

Coraz bardziej odczuwa się potrzebę jedności wśród chrześcijan. Wystarczy powiedzieć, że 30% ludności szwajcarskiej żyje w związkach małżeńskich wyznaniowo mieszanych. Jest to nowe zjawisko socjologiczne, mało brane pod uwagę przez Kościoły. Czy „teologiczny upór” każe im odcinać się od rzeczywistości?

– Rzeczywiście, po II Soborze Watykańskim liczba małżeństw mieszanych szybko wzrosła jako naturalny skutek nowych stosunków między Kościołami. Jeśli Kościoły są gotowe „żyć jedne dla drugich", dlaczego nie miałaby być możliwa podobna wspólnota w odniesieniu do małżeństwa?
Często słyszy się tezę, że małżeństwa międzywyznaniowe stanowią zapowiedź jedności, ku której Kościoły dopiero dążą. Myślę, że to prawda. Małżeństwa te są w pewnym sensie awangardą ruchu ekumenicznego. Wiele jest jednak trudności. Ponieważ jedność nie zrealizuje się już jutro, mieszane pary małżeńskie nie będą wciąż jeszcze czymś zwyczajnym i oczywistym. Co począć z tą sprzecznością? Krytykować „teologiczny upór" Kościołów? Nie sądzę. Winę za impas, w jakim się znaleźliśmy, ponosi nie tyle upór, co teologiczna ociężałość.
Kościoły muszą uświadomić sobie swoją odpowiedzialność wobec małżeństw mieszanych. Kiedy wstąpiły na drogę ekumenicznego zbliżenia, nie powinny się już wycofywać na dawne pozycje. Do pierwszoplanowych zadań należy współdziałanie w duszpasterstwie małżeństw mieszanych. Możliwe, że nową inicjatywę w tej kwestii podejmie Grupa Robocza Kościołów Szwajcarskich**. Niezależnie jednak od wspólnej inicjatywy każdy Kościół z osobna powinien postawić sobie pytanie, w jaki sposób mógłby przyczynić się do rozwiązania tego problemu. Na przykład, w jaki sposób moglibyśmy zwiększyć udział osób innych wyznań na nabożeństwie reformowanym? W jaki sposób dostosować nauczanie do potrzeb małżeństw mieszanych?

Ks. Emilio Castro powiedział niedawno, że nie zaistnieje wspólnota duchowa, dopóki nie zniknie nierówność rasowa i społeczna między ludźmi. Co Ksiądz o tym myśli?

– Całkowicie podzielam jego punkt widzenia. Żadna wspólnota nie istnieje w abstrakcji. Jedność zawsze dokonuje się między konkretnymi osobami i dlatego tak trudno ją osiągnąć.
Manas Buthelezi, luterański pastor z Południowej Afryki, powiedział kiedyś w związku z apartheidem: „Jeżeli nie mogę zasiąść z kimś do jednego stołu, to jaki sens ma spotkanie z nim przy jednym Stole Pańskim?” Komunia święta jest znakiem jedności Kościoła i jest rzeczą znamienną, że znak ten przyjął formę posiłku. Komunia święta nie jest uroczystą chwilą zawieszoną ponad naszą rzeczywistością, lecz źródłem, które ma zasilać wszystkie dziedziny naszego życia. Wspólnota duchowa i w ogóle wspólnota międzyludzka są nierozdzielne.

Czy można powiedzieć, że następnym etapem na drodze do jedności będzie dążenie do stworzenia „przyjaźni eucharystycznej”? Czy jest to, zdaniem Księdza, właściwe podejście do zagadnienia?

– Myślę, że ta propozycja mija się z samą istotą zagadnienia. Oczywiście, bez „eucharystycznej przyjaźni” między Kościołami nie można celebrować Wieczerzy Pańskiej. Ale wspólne celebrowanie nie ma sensu, jeśli Kościoły zdecydowanie chcą pozostać w rozdzieleniu. Niemniej jednak wydaje mi się. że gościnność eucharystycza nie powinna się pojawić dopiero na końcu naszej drogi ekumenicznej.

Kościoły reformowane są głęboko przekonane, że to sam Chrystus zaprasza nas do komunii z sobą i z innymi ludźmi. Stół należy do Niego, nie do Kościoła. Chrystus kieruje swój apel do Kościołów już wtedy, kiedy one tkwią jeszcze głęboko w podziale. Tak więc, jeśli wspólnie celebrujemy, sprawiamy, ze nasza rozbita wspólnota zostanie odbudowana. Wspólna Eucharystia nie jest owocem wspólnie przebytej długiej drogi, raczej przejawia się w niej wezwanie Jezusa, abyśmy wkroczyli na drogę jedności. Przyjaźń eucharystyczna jest warunkiem, który pozwala na wspólną celebrację, a jednocześnie jest skutkiem wspólnej celebracji.

Rozmawiała: Christine Gagnebin-Diacon
Tłum.: St. B.

[„La Vie Protestante”, nr 2 z 13 stycznia 1989, s. 8.]

______________

* Ks. Lukas Vischer jest ewangelikiem reformowanym i oprócz funkcji wymienionej w wywiadzie spra¬wuje urząd dyrektora Departamentu Teologicznego Światowego Aliansu Kościołów Reformowanych – red.

** Grupa Robocza jest odpowiednikiem Krajowej Rady Ekumenicznej. Należy do niej szwajcarski Kościół ewangelicko-reformowany, rzymskokatolicki, metodystyczny, baptystyczny i starokatolicki – red.