Drukuj

4 / 1992

BERITH – PRZYMIERZE

KINGA STRZELECKA. OSU – Wspominał Ojciec o dwóch warunkach, których spełnienie jest niezbędne, aby mógł powstać Kościół hebrajski. Do tej pory mówiliśmy tylko o jednym. Jaki jest drugi?

DANIEL RUFEISEN, OCD – Aby Kościół hebrajski trwał w jedności z innymi Kościołami. Samo jego uformowanie nie przyniosłoby bowiem tego uniwersalnego celu, jaki mam na myśli i w sercu. Wszedłem do Kościoła katolickiego właśnie dlatego, że uważam go za najbardziej uniwersalny ze wszystkich istniejących. Powiedziałem wprawdzie, że nie jest katolicki w tym sensie, w jakim chciał go widzieć apostoł Paweł, bo nie ma w nim dzisiaj elementu żydowskiego, ale jego uniwersalność interpretuje się inaczej. Nie chciałbym, żeby nasza hebrajska wspólnota była odcięta od innych Kościołów i spoglądała na nie z góry, by tylko je obserwowała albo ferowała o nich wyroki. Nie. Musi ona wejść do uniwersalnej społeczności, a to zależy także od właściwej postawy, i to obu stron: naszej i tamtej. Mówię tak tylko dla uproszczenia, bo przecież ja jestem także i po tamtej stronie.

Zacznijmy od naszej postawy. Są tutaj, w Izraelu, grupy, które w swoich poszukiwaniach idą w tym samym kierunku, co my, ale odcinają się od innych Kościołów, czego ja absolutnie nie chcę. Nie chcę Kościoła, który czułby się wyższy, lepszy, jedynie dobry. Nie! Myślę, że wszystkie Kościoły są apostolskie w tym sensie, że mają pochodzenie apostolskie. Uważam, że powinniśmy– na tyle, na ile się da – przywrócić formę apostolską jako czynnik jedności umożliwiający uniwersalizację Kościoła. Dzięki temu nowe narody, które wchodzą do Kościoła, miałyby prawo i możliwość wzorowania się na oryginale. Musimy więc być otwarci, uznać prawo Kościołów do własnej inkulturacji i ewolucji w określonym kierunku. Dlatego ja podczas tej rozmowy nie krytykowałem Soborów Powszechnych, lecz jedynie to, że Grekom się wydawało, jakoby ich kultura, zwyczaje, misteria i filozofia były tak doskonałe, że należało je uznać za uniwersalne i narzucić wszystkim pozostałym. Dotyczy to także ich rozumienia Pisma Świętego. Grek z natury szukał prawdy, ale chciał ją poznać na drodze intelektualnej, podczas gdy Żyd na drodze bezpośredniego przeżycia – „przylgnięcia" do Boga. Lada'at et Elohim – to właśnie oznacza przylgnięcie, poznanie mistyczne, niewyrażalne słowami. Grek chciał wiedzieć o Bogu, Żyd natomiast chciał poznać Go przez miłość i kontemplację, co mnie jako karmelicie bardziej zresztą odpowiada, ale niezależnie od tego tak rzeczywiście było. Przynajmniej wtedy – w początkach Kościoła. Może i u chasydów, zresztą przez krótki czas, bo dzisiejsi chasydzi to już nie tamci z XVIII w.

Musimy więc uznać prawo Kościołów do ewolucji we właściwym dla nich kierunku, one natomiast... No, właśnie... Trzeba prosić Pana Boga o przywrócenie im pluralizmu, czyli o uwolnienie od obsesji, że tylko ja i mój Kościół jesteśmy w posiadaniu pełnej prawdy. Musielibyśmy się otworzyć na przyjęcie drugiego Kościoła takim, jaki jest, ale także sami powinniśmy zostać przyjęci takimi, jakimi jesteśmy. W tym sensie powiedziałem w pewnym momencie naszej rozmowy, że jeżeli Kościoła powszechnego nie będzie stać na to, żeby przyjął na nowo Kościół typu żydowskiego, to znaczy, że stało się z nim coś tragicznego. Bo jeżeli Kościół do tego stopnia się zmienił, że nie jest w stanie uznać za siostrzaną społeczność, która była kiedyś jego macierzą, to on sam wymaga rewizji od wewnątrz. Czy Siostra wie, na czym polega jeszcze jedna tragedia? Posłużę się przykładem. Idąc w góry, zabieram ze sobą kompas, określam kierunek drogi i, jeśli nie widzę szczytu, patrzę na słońce i zegarek albo zerkam na kompas, by się upewnić, czy podążam we właściwym kierunku, który wyznaczyłem, gdy jeszcze widziałem szczyt. W IV w. zaczęto formułować prawdy wiary i przesunięto punkt ciężkości na to, co dzisiaj nazywamy dogmatami. Powstała wówczas potrzeba określenia gwaranta tych prawd. Uznano zań Ducha Świętego. Uznano, że On stoi za prawdami wiary i za decyzjami Kościoła – czy to powszechnego, czy nawet cząstkowego. W V w. wykluczyliśmy przecież trzy Kościoły, a prawdy wiary ustalano dalej. W XI w. Kościół podzielił się na dwie części, a my szliśmy dalej nie zmieniając kierunku i mówiąc: „Z nami jest Duch Święty". Z chwilą, kiedy się to dokonało, trzeba było utworzyć magisterium, czyli urząd nauczycielski Kościoła, i w tym momencie ustała potrzeba odwoływania się do własnych początków. Nie ma przecież potrzeby zerkać na kompas, skoro Duch Święty jest „z nami" i nas prowadzi. Jesteśmy zatem nieomylni. W XIX w. doszedł jeszcze dogmat o nieomylności papieża. Przedtem czegoś takiego nie było – ani u Żydów, ani w Nowym Testamencie. Pan Jezus zwrócił się wprawdzie do Piotra, żeby potwierdził swą wiarę, i jemu dał klucze Królestwa itd., ale trzeba dobrze zbadać, co mówiąc to miał na myśli według ówczesnych kategorii, nie zaś według naszych kategorii i potrzeb. Widzi Siostra, że zgodnie z obowiązującymi dzisiaj kategoriami wiary ja zszedłem na manowce. Ja już jestem heretyk. Mnie jednak wydaje się, że dopiero teraz staję się prawdziwym katolikiem, bo usiłuję przybliżyć Kościołowi jego jedność. Tę, o którą prosił Chrystus. Przecież jest rzeczą niemożliwą, żeby Chrystus przed śmiercią prosił Pana Boga o jedną jedyną rzecz, a Pan Bóg Mu jej nie udzielił. Może to nasza wina, że jedność nie zaistniała, bo zgubiliśmy do niej klucz. Dorobiliśmy sobie inny, który niczego nie otwiera. „Od momentu, kiedy Kościół oddzielił się od swojej macierzy, nie możemy dać sobie rady z całym szeregiem problemów" – powiedział Karol Maria Martini, który był naszym przełożonym w Jerozolimie. Każdy, kto tu przyjeżdża, zaczyna to rozumieć. To Martini nawiązał kontakty między jezuickim Instytutem Biblijnym a Uniwersytetem Hebrajskim w Jerozolimie, to on był rektorem Biblicum, a potem arcybiskupem Mediolanu.

Ciekawą jest rzeczą, że gdybym to wszystko mówił przebywając jeszcze w Polsce jako członek polskiego Kościoła, przed przyjazdem do Izraela, to potraktowano by to jako bezczelność i impertynencję (po hebrajsku chucpa). I tam mi tego nie wolno było powiedzieć. Natomiast tutaj jestem wolny, Jestem u siebie, w domu. Nie mówię więc tego jako ktoś z zewnątrz, lecz jako chrześcijanin i duszpasterz określonego Kościoła lokalnego.

K. S. – Na zakończenie jeszcze słowo o Berith, bo przecież książka ma być o Przymierzu...

D. R. – Co roku obchodzimy Paschę w Jerozolimie, w kościele Zaśnięcia NMP, który został zbudowany na miejscu dawnego Wieczernika. Otóż w 1985 r. nie mogliśmy pojechać do Jerozolimy, bo seder Pesach przypadał akurat w sobotę wieczorem. Mamy tu małżeństwa mieszane, nie można więc było wyciągać żony do Jerozolimy, a męża zostawiać samego na uczcie sederowej. Dlatego zostaliśmy w Hajfie i obchodziliśmy Paschę w niedzielny wieczór. Nie mogliśmy postąpić inaczej. I wtedy po raz pierwszy złożyliśmy odnowienie obietnic chrztu w formie odnowienia Przymierza. Zaczyna się ono znanym fragmentem z wyznania starożytnego Izraelity: „Mój ojciec był błądzącym Aramejczykiem, zaszedł do Egiptu, cierpiał, wołał do Ciebie, Tyś usłyszał jego wołanie i dałeś mu ziemię płynącą mlekiem i miodem. A teraz ja przynoszę Ci płody tej ziemi" (zob. V Mojż. 26:1-10). To jest wspaniałe egzystencjalne wyznanie wiary w Boga. Po tych słowach wyznajemy w modlitwie, że Bóg nie tylko dał nam tę ziemię i zawarł Przymierze, wysyłał proroków i wyposażył w obietnice, ale w końcu dał nam Tego, przez którego dokonało się ostatnie odnowienie Przymierza – Jezusa Chrystusa. I w Nim teraz przychodzimy, aby odnowił nasze Przymierze z sobą. Najpierw powtarzamy Szema Izrael, bo jest ono wspólne Żydom i chrześcijanom. Pan Jezus, zapytany o największe przykazanie, odpowiedział: „Słuchaj, Izraelu! Pan, Bóg nasz, jest Bogiem Jedynym". I dalej: „Będziesz miłował Pana, Boga twego, z całego serca swego... ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego, jak siebie samego" (por. Mk 12:29-31). Dalsze słowa naszej modlitwy brzmią następująco: „Twój Syn nam nakazał, żebyśmy się miłowali wzajemnie tak, jak On nas umiłował. Prosimy Cię, abyśmy dzięki Twojej łasce mogli pracować dla ustanowienia Królestwa Bożego na ziemi, dla jedności wszystkich ludzi w wierze i miłości, aż do chwili, kiedy Jezus przyjdzie po raz wtóry i wszystkich wskrzesi z martwych, Marana Tha. A kiedy to się stanie, kiedy Ty poddasz wszystko Jemu, wtedy On, Syn, podda Tobie samego siebie, i wszystko wraz z sobą, żeby Bóg był wszystkim we wszystkim. Amen". Takie jest to nasze odnowienie Przymierza.

W wielu kościołach śpiewa się Szema Izrael, ale tutaj żyjemy obciążeni kompleksami. Bo od Żyda ochrzczonego żądano wierności, żeby można było powiedzieć: „Warto było go ochrzcić, bo jest wierny temu, czegośmy go nauczyli". Ja taki byłem w Polsce i pozostawiłem tam po sobie chyba dobre imię. Ale w tej chwili wydaje mi się, że muszę dochować wierności Kościołowi powszechnemu w tym Kościele, który zasnął i trwa jakby w letargu. Nasza praca polega właśnie na tym, żeby go obudzić.

K. S. – Dziękuję, Ojcze. Życzę powodzenia. Szalom, szalom!

Rozmawiała Kinga Strzelecka, OSU