Drukuj

3 / 1993

ROZMOWA Z ALEKSANDRĄ SĘKOWSKĄ przewodniczącą konsystorskiej Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw

Pani Aleksandro, jest Pani osobą dobrze znaną w naszym środowisku chociażby dlatego, że przez wiele lat była Pani sekretarką warszawskiej parafii. Pani nazwisko – jako współautorki (wraz z mężem) książek popularnonaukowych – nieobce jest też ludziom, zwłaszcza młodym, interesującym się chemią. Ale ostatnie lata ukazały nam Panią jako osobę-instytucję. Jest Pani nie tylko strażniczką „narodowego pamiątek Kościoła”, ale i odkrywczynią pamiątek Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce.

W parafii warszawskiej – owszem, reszta to przesada.

Jakieś dziesięć lat temu została Pani przewodniczącą konsystorskiej Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw, ale efekty tej pełnej entuzjazmu i jednocześnie mrówczej pracy dały się poznać właściwie dopiero ostatnio. Najpierw była skromna wystawa w zakrystii warszawskiego kościoła, poświęcona historii stołecznej parafii w latach międzywojennych, potem „Katyńczycy” a następnie wystawa z okazji 10. rocznicy śmierci ks. bp. Jana Niewieczerzała i dwie zeszłoroczne: Obecni – 200-lecie cmentarzy ewangelickich na Woli (w Muzeum Woli) i Inni wśród swoich (w Pałacu Radziwiłłowskim). Czy po wojnie ktoś poza Panią dokumentował naszą historię?

Nie, choć przymierzałyśmy się do tego z redaktor Barbarą Stahlową w dawnej Komisji Informacji i Wydawnictw. Systematyczna praca zaczęła się rzeczywiście od chwili, gdy Konsystorz realizując uchwałę Synodu z 1983 r. powołał obecną Komisję.

Jak to się stało, że Pani się w niej znalazła?

Moja praca dokumentacyjna, jeszcze prywatna, rozpoczęła się o wiele wcześniej. Mogę powiedzieć, że zainteresowanie dziejami Kościoła „wyssałam z mlekiem matki”, bo tak się akurat składa, że w mojej rodzinie spotyka się kilka znanych ewangelickich rodów. Toteż bardzo wiele wiadomości wyniosłam po prostu z domu. Następnie, będąc przez prawie 20 lat sekretarką parafii, gromadziłam różne pamiątki i informacje zupełnie amatorsko, z hobbystycznego podejścia do historii.

Jakiego rodzaju zbiory Pani gromadzi?

Najłatwiej będzie mi na to pytanie odpowiedzieć „rozbierając” po kolei człony nazwy naszej Komisji. Jest to, przypomnę, Komisja Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw.

Zacznijmy więc od dokumentacji.

Pracą już zakończoną jest dokumentacja cmentarzy ewangelicko-reformowanych w Polsce, tych bardzo starych, zwanych niegdyś kalwińskimi. Takie cmentarze są czasem prawdziwymi „magazynami” zabytków. Począwszy od 1984 r., przez jakieś trzy lata, pan Wojciech Kriegseisen, historyk i wówczas etatowy pracownik Komisji, wraz z młodzieżą z naszego Kościoła objeżdżał nieczynne już cmentarze w różnych miejscowościach i wykonywał dokumentację fotograficzną (np. Łuczanowice k. Krakowa, Orzeszkowo k. Kwilcza, Szczepanowice k. Tarnowa, Piaski k. Lublina czy Wielkanoc k. Miechowa). Odbyły się też (w Sielcu) dwa letnie obozy kościelne pod opieką archeologów. Dzięki wykopaliskom odnaleziono kilka cennych epitafiów z XVII i XVIII w. Młodzież dokładnie zinwentaryzowała wszystkie pomniki, łącznie ze zdjęciem inskrypcji nagrobnych. Praca ta przyjęła z czasem formę pisaną, dr Kriegseisen opracował dokumentację historyczną.

Część wspomnianych nagrobków przeniesiono do Żychlina, gdzie mieści się nasza parafia o rodowodzie sięgającym czasów Reformacji i funkcjonująca do dziś. W 1985 r. zakończył się tam remont całego zabytkowego zespołu: kościoła, dzwonnicy, mauzoleum i cmentarza. Na sporym terenie przykościelnym znalazło się miejsce na lapidarium. Trafiły tu też pojedyncze pomniki z innych miejscowości (Kuców, Tabor, Wielkanoc, Skoki). Dr Tadeusz Rudkowski, najlepszy chyba w kraju specjalista w dziedzinie konserwacji cmentarzy, mówi, że żychlińskie lapidarium jest unikatem w skali europejskiej. Słusznie więc tamtejsza parafia w swoim folderze (w którego powstaniu maczaliśmy palce) zaprasza do obejrzenia tej atrakcji turystycznej na drodze z Poznania do Warszawy.

Cmentarze mamy więc już udokumentowane. Co ponadto?

Od początku działania Komisji staramy się uzmysłowić parafiom potrzebę dokumentowania wszystkiego – od nieruchomości począwszy. Od dawna prosiłam o wyjaśnienie sytuacji prawnej posesji i budynków, ale nie znajdowałam dużego zrozumienia. Dziś, gdy można już upomnieć się o swoje u dotychczasowych użytkowników, czy zacząć inaczej gospodarować posiadaną własnością, może ktoś sobie przypomni, że o to dbałam. Wtedy jednak nie dawało to specjalnych rezultatów.

Prosiłam także o ratowanie wszelkich ruchomości. Zwłaszcza w przypadku Zelowa i Kucowa, gdzie wiele rodzin opuszczało stare domostwa i przenosiło się do nowych mieszkań, apelowałam, by nie wyrzucano np. starego warsztatu tkackiego, ponieważ dawne przedmioty świadczą nie tylko o historii rodzin, ale i parafii oraz całego Kościoła. Proponowałam, by właśnie parafie przejęły nad nimi pieczę, ale i tutaj niewiele osiągnęłam.

Jesteśmy zawsze gotowi pomagać przy dokumentacji i np. w czasie przeprowadzki parafii kucowskiej do Kleszczowa dr Kriegseisen zadbał o właściwe potraktowanie tamtejszego archiwum. Udzielał podobnych porad również w Zelowie i Pstrążnej.

Wiem, że równie niestrudzenie upomina się Pani o fotograficzne dokumentowanie wszelkich wydarzeń z życia Kościoła.

Gromadzimy te świadectwa w archiwum fotograficznym. I ono ma początek w mojej pracy w parafii warszawskiej. Otrzymałam wtedy bardzo cenny zbiór dziewiętnastowiecznych fotografii duchownych i ich żon. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że była to część spuścizny po śp. ks. Jerzym Jelenie. Zdjęcia te były eksponowane na wystawie Inni wśród swoich.

Archiwum fotograficzne składa się z trzech działów tematycznych: ludzie, życie kościelne i architektura. Łącznie daje to dziś ponad tysiąc pozycji w księdze inwentaryzacyjnej, z tym że pod jednym numerem znajduje się często zbiór kilkudziesięciu zdjęć, jeśli jest to np. reportaż z jakiegoś wydarzenia kościelnego. Wydaje się, że nasze zbiory fotograficzne są dosyć duże, ale wykorzystanie starych zdjęć do publikacji jest czasem trudne...

Owszem, „Jednota” niejednokrotnie się o tym przekonała...

...Bo często są to zdjęcia amatorskie czy reprodukcje wtórne ze starych, zniszczonych odbitek i do druku się w ogóle nie nadają. Posiadają jednak wartość historyczno-dokumentalną i mogą być wykorzystywane w inny sposób. Dowodzą tego ostatnie publiczne wystawy.

I to jest najważniejsze.

Może nawet nie wystawy są najważniejsze. Podam tu inny przykład. Przechowujemy zdjęcie przedwojennego wnętrza wileńskiego kościoła ewangelicko-reformowanego. Jest to reprodukcja bardzo zniszczonej fotografii, którą ktoś przywiózł w momencie repatriacji w 1945 r. Dwa lata temu w naszej bibliotece zjawiło się dwoje Litwinów, architekt i historyk sztuki z Instytutu Konserwacji Zabytków w Wilnie. Szukali materiałów do rekonstrukcji wnętrza kościoła i właśnie ta reprodukcja okazała się nieocenioną podstawą do projektu jego odbudowy. To są nasze radości – chwile, które dają nowy impuls do szukania, zbierania, ocalania.

Do zasobów działu dokumentacji, poza inwentaryzacją cmentarzy i archiwum fotograficznym, wchodzą chyba także cenne pamiątki i dokumenty. Biblia brzeska, która jest i Księgą świętą, i księgą w sensie materialnym, i dokumentem epoki ze względu na język, znajduje się w dziale dokumentacji czy w bibliotece?

Ta, o której Pani myśli, należąca niegdyś do Biblioteki Synodu Jednoty Wileńskiej, jest własnością warszawskiej parafii. Komisji udało się natomiast nabyć niedawno po rozsądnej cenie inny egzemplarz Biblii brzeskiej, niestety uszkodzony, ale będziemy zabiegać o jego rekonstrukcję. Znajduje się on w Bibliotece Synodu. Tę nazwę biblioteki wybraliśmy ze względów sentymentalnych i tradycyjnych, choć w praktyce podlega ona Komisji, a nie Synodowi.

Jeśli zaś chodzi o dokumenty, to mamy ich bardzo mało.. Jak wiadomo, archiwum kościelne zostało prawie w 100 % zniszczone w czasie Powstania; mieściło się wtedy w tzw. starym kościele, tj. w budynku, gdzie obecnie jest Opera Kameralna. Zniszczeniu uległo też warszawskie archiwum cmentarne.

Przejdźmy teraz do Biblioteki Synodu.

Chętnie. Pieczę nad nią sprawuje kustosz Biblioteki Uniwersytetu Toruńskiego, pan Wiesław Mincer, mianowany przez Konsystorz członkiem Komisji. Pełnoetatowym pracownikiem biblioteki jest pan Krzysztof Bandoła-Skierski, który został przygotowany do pracy bibliotekarza.

Zbiory biblioteczne pochodzą z kilku źródeł. Wymienię tylko dwa. Największy zbiór to zespół biblioteczny byłego Wydziału Teologii Ewangelickiej Uniwersytetu Warszawskiego. Gdy w 1957 r. wydział ten został z uniwersytetu usunięty, książki złożono w naszym kościele. Mówię o tej sporej części księgozbioru, której nie zabrano do Chylić, gdzie w budynku luterańskiej „Tabity” została czasowo umieszczona nowo powstała Chrześcijańska Akademia Teologiczna. Książki leżały u nas przez blisko 30 lat i nikt się o nie, nie upominał. Kiedy więc reaktywowaliśmy Bibliotekę Synodu, zwróciłam się pisemnie do Biblioteki ChAT z pytaniem, czy nie roszczą sobie do nich praw. Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi, więc po jakimś czasie uznając, że spełniliśmy wymogi prawa i grzeczności, włączyliśmy ten zbiór do naszego zasobu.

Drugi co do wielkości dział to prywatny księgozbiór przyjaciela naszego Kościoła, ks. Ralfa Hamburgera, który w czasie stanu wojennego i w następnych latach zorganizował największą chyba pomoc charytatywną dla Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Przysłał on do Polski swoją bibliotekę z życzeniem, by połowę otrzymał Kościół metodystyczny, a połowę – nasz. Jest to biblioteka teologiczna w języku niemieckim i angielskim, dla nas szczególnie cenna, bo zawiera dzieła współczesnej zachodniej teologii reformowanej, których bardzo nam brakowało.

W ogóle Biblioteka Synodu jest w dużej mierze obcojęzyczna. Wynika to nie tylko z darowizn, ale i z faktu, że w języku polskim dzieł teologii reformowanej praktycznie nie ma, brak nawet tłumaczeń podstawowych prac Kalwina. Mamy oczywiście po polsku różne pozycje teologiczne, ale przeważają książki obcojęzyczne.

Gdzie mieści się biblioteka i jak można z niej korzystać?

W zakrystii przy al. Solidarności 74, czyli – jak lubimy mówić nawiązując do historii – na Lesznie. Nasz neogotycki kościół ma dwie symetryczne zakrystie, jedna służy duchownym, druga naszej Komisji. Mieszczą się tu zbiory i czytelnia. Księgozbiór podręczny ma katalog alfabetyczny, rzeczowy i topograficzny, wedle tego, jak książki zostały rozmieszczone na półkach. Jest tu już blisko tysiąc woluminów. Poza tym jesteśmy jedynym miejscem w Polsce, w którym można otrzymać zachodnie czasopisma ewangelicko-reformowane.

Wielką zaletą Biblioteki Synodu jest też to, że poza unikatowym księgozbiorem i serdeczną atmosferą (mimo nie dogrzanych pomieszczeń) czytelnik może skorzystać z profesjonalnych porad dr Wojciecha Kriegseisena, który pracuje obecnie w Instytucie Historii PAN, ale nadal nam towarzyszy i jako doradca naukowy bywa u nas zwykle dwa razy w tygodniu.

Dużo wiemy już o dziale dokumentacji, a co z informacją i wydawnictwami?

Staramy się zbierać wycinki na temat naszego Kościoła. Ze względu na wielość tytułów prasowych jest to coraz trudniejsze, agencje zajmujące się tym profesjonalnie są dla nas za drogie, więc śledzimy tylko najważniejsze gazety i czasopisma. Staramy się reagować na błędne lub nieprawdziwe publikacje, ale redakcje zamieszczają sprostowania rzadko i niechętnie.

Jak najstaranniej obsługujemy wszystkich, którzy chcą pisać o naszym Kościele: naukowców, studentów, dziennikarzy, filmowców. Niekiedy są tego owoce. Pan Andrzej Chiczewski, znany telewizyjny dokumentalista, zrealizował film pt. „Wielka historia na małym cmentarzu”. Konsultował z nami koncepcję i scenariusz. Kiedy ukaże się niniejszy numer „Jednoty”, będzie już po jego telewizyjnej emisji.

Nagle i niespodziewanie dla nas największym polem działania stały się wystawy. Zaczęło się od 50. rocznicy mordu w Katyniu. W maju 1990 r. Komisja zorganizowała uroczystość poświęconą pamięci zamordowanych tam oficerów, ewangelików reformowanych, w większości warszawiaków. Nie będę jej teraz omawiać, bo została szczegółowo zrelacjonowana w „Jednocie” (nr 8/90). Wspomnę tylko, że dzięki nawiązanym wówczas kontaktom z rodzinami i przyjaciółmi zgładzonych oficerów bardzo się powiększyły nasze zbiory archiwalne. Wystawa, prezentowana przez parę tygodni w zakrystii, została w ubiegłym roku podczas letnich obozów młodzieżowych zainstalowana w Pstrążnej, a od maja bieżącego roku jest czynna na chórze kościoła w Żychlinie, gdzie obejrzało ją sporo wycieczek. Obecnie prowadzone są rozmowy na temat czasowego umieszczenia jej w Muzeum Reformacji w Mikołajkach. Następna wystawa, w listopadzie 1991 roku, była poświęcona osobie ks. bp. Jana Niewieczerzała w 10. rocznicę jego śmierci.

Opisaliśmy ją w „Jednocie” 11/92. Ale na tym nie koniec.

Tak. Dochodzimy do dwóch wspomnianych na wstępie ekspozycji: Obecni 200 lat cmentarzy ewangelickich na Woli (nie ograniczała się ona bynajmniej do historii cmentarzy, lecz ukazywała najbardziej interesujące karty z dziejów warszawskich ewangelików obu historycznych wyznań) oraz do wystawy fotograficznej Inni wśród swoich. Ponieważ ta wystawa powstała jeszcze w momencie trwania ekspozycji Obecni, nie można już było dostarczyć najciekawszych zdjęć. Ale i tak przygotowałam 200 fotografii dokumentujących życie naszej społeczności, tym razem w całej Polsce. Przy okazji wystaw dodam, że opracowaliśmy drzewa genealogiczne znaczniejszych ewangelickich rodów reformowanych: Niewieczerzałów, Tosiów, Semadenich, Drége'ów i Skierskich.

I tak doszłyśmy chyba do wydawnictw. Co zostało opublikowane w ciągu tych dziesięciu prawie lat?

Jest to dziedzina, w której Komisja mniej zadowalająco wywiązuje się ze swoich zadań. Ostatnio wpływa na to również zła finansowa sytuacja Konsystorza. Coś jednak udało nam się zrobić. W 1986 r. wydano Porównanie wyznań, prezentujące następujące konfesje: rzymskokatolicką, prawosławną, ewangelicko-augsburską i ewangelicko-reformowaną. Poszczególni autorzy przedstawiają teologiczne, doktrynalne i organizacyjne zasady swoich Kościołów według zadanego schematu. To pozycja bardzo interesująca i potrzebna. W 1988 r. po latach przygotowań wydaliśmy Katechizm heidelberski. Jest to księga konfesyjna Kościoła i jej brak był silnie odczuwany.

Druga księga konfesyjna to Konfesja sandomierska.

Tak. Na podstawie tekstu z 1570 r. została przygotowana jej zmodernizowana wersja i ta pozycja ukaże się w dwóch postaciach: jako reprint oryginału i reprint z symultanicznym tekstem we współczesnej polszczyźnie. Jest jeszcze trzecia księga – Agenda gdańska z 1637 r., regulująca porządek czynności kościelnych. W bibliotece udostępniamy ją w odbitkach kserograficznych, wykonanych z najlepiej zachowanego oryginału.

Słyszałam jej fragmenty w czasie ordynacji naszych księży i podczas kładzenia kamienia węgielnego pod kościół w Kleszczowie. Było to bardzo piękne.

W maju tego roku wydaliśmy, jako pozycję towarzyszącą wystawie Obecni, reprint książeczki Edmunda Diehla Wiadomości historyczne o cmentarzu ewangielicko - reformowanym w Warszawie z 1893 r. Pilotowaliśmy również wydanie folderu o Kościele w języku angielskim i niemieckim, współpracowaliśmy z Państwowym Wydawnictwem Naukowym, z redakcją encyklopedii Reformacja polska. Dzieje, tradycja, kultura (z powodów finansowych jej wydanie zostało na razie odsunięte). Dotąd nie ujrzał światła dziennego nowy śpiewnik, choć jest nam potrzebny. Lepiej jednak zaczekać niż wydać następny słaby śpiewnik.

Idzie Pani jednak naprzód uparcie i z niegasnącym zapałem, prawda?

Lubię pracę planową, systematyczną, a ostatnio spada mi na biurko tyle nagłych spraw... Wtedy pracuję w napięciu. Ale z drugiej strony np. te wystawy to także wizytówki Komisji, zwłaszcza ta na Woli stanowi namacalny dowód naszego istnienia, naszej działalności, jest cenzurką z dobrymi stopniami – chyba można to tak ocenić. W każdym razie sprawiła mi wielką radość. Bo nie wszystkim udaje się oglądać owoce swojej długoletniej pracy, a mnie – tak.

I słusznie się to Pani należy. Dziękuję za rozmowę i życzę Pani, a za Pani pośrednictwem całej naszej społeczności, dalszych sukcesów w tej pracy.

Rozmawiała Krystyna Lindenberg