8 / 1994
Wspólny był teren naszej pracy, a to sprzyja zbliżeniu. Najpierw rozmowy na tematy literackie, potem bardziej ogólne – światopoglądowe. I tak okazało się, że moja redakcyjna koleżanka to ewangeliczka reformowana. Tu posypały się pytania: jak wygląda to środowisko, miejsce kultu religijnego, duszpasterze... Z czasem miałam uzyskać na nie odpowiedzi.
Raz i drugi poszłam z koleżanką do kościoła w al. Solidarności: kojąca prostota wnętrza, umiar słów płynących z kazalnicy. Następnie był cmentarz: pamiątki przeszłości wtopione w zieleń, piękna kapliczka, no i... dom administracji – od południa tonący w kwiatach, a od północy – mieszkanie pani C. B., równie niezwykłej, równie passée, jak otoczenie. Ileż tam spędziłam pięknych chwil, gawędząc o tym, co minęło, i o tym, co trwa! Na koniec „Betania", gdzie przebywałam wielokrotnie, za każdym razem poznając nowych interesujących ludzi. Tak rozszerzał się zakres doznań i poznań.
Całość wieńczą kontakty z duszpasterzami, które dały mi podbudowę teologiczną.
Wszystko to stało się przyczyną przemyśleń i decyzji ostatecznej. Przynależąc już psychicznie do tej społeczności, postanowiłam stać się jej członkiem także formalnie.
Joanna Kasprzakowa