Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

XIII ZGROMADZENIE OGÓLNE ŚWIATOWEJ FEDERACJI LUTERAŃSKIEJ

NR 4/2023, s. 18-21

Po kilku latach przygotowań od 13 do 19 września do Krakowa zjechał cały luterański świat. Kościół Ewangelicko-Augsburski był w tych dniach gospodarzem Zgromadzenia Ogólnego Światowej Federacji Luterańskiej (ŚFL) – największej globalnej organizacji luterańskiej zrzeszającej 150 Kościołów Luterańskich z 99 państw świata, do których należy ponad 77 milionów chrześcijan. W Krakowie te Kościoły reprezentowało ponad 350 delegatów, zaś wszystkich uczestników było około 1200.

Zgromadzenie zbiera się co 6–7 lat jako najwyższy organ statutowy Federacji. W materiałach przygotowawczych można było znaleźć następujący trzy zasadnicze wymiary zgromadzenia: „1. Świętowanie wspólnej wiary wspólnoty luterańskiej w różnych kontekstach i kulturach; 2. Wzajemne wzbogacanie się poprzez wspólną refleksję i rozeznanie; 3. Wspólne podejmowanie decyzji zgodnie z postanowieniami statutu ŚFL”. To wszystko faktycznie działo się w Krakowie, ale zanim w kolejnych numerach JEDNOTY zaproponuję podsumowanie dokumentów końcowych zgromadzenia i podjętych przez nie decyzji, chciałem podzielić się kilkoma impresjami, które mam nadzieję chociaż trochę przybliżą klimat tego globalnego spotkania luterańskiej rodziny, jakie miało miejsce pod Wawelem.

Energia na start

Zgromadzenie Ogólne rozpoczynało się w środę. W Krakowie byłem już w poniedziałek ze względu na wtorkowe posiedzenie Rady ŚFL kończącej swoją kadencję. Żałuję, że nie udało mi się być dzień wcześniej, żeby wziąć udział w historycznym, bo pierwszym, spotkaniu przygotowawczym dla mężczyzn. Dotychczas takie spotkania oferowano jedynie kobietom i młodzieży. I to właśnie z uczestniczkami i uczestnikami tych dwóch spotkań wiąże się moje pierwsze krakowskie wspomnienie.
Dotarłem do miasteczka akademickiego Akademii Górniczo-Hutniczej (AGH), gdzie zgromadzenie zajmowało trzy domy studenckie: Babilon, Olimp i Strumyk, akurat w momencie, kiedy do Krakowa przyjechały autobusy z kobietami, które spotykały się we Wrocławiu i młodzieżą z Wisły Malinki. Od razu okazja, by przywitać wielu znajomych i poczuć ogrom pozytywnej energii i pełnego optymizmu oczekiwania na to, co mamy przeżyć razem. Później kolejka do recepcji w Babilonie. Akademikowej, a więc ciasnej i dusznej, bo pogoda była zdecydowanie niewrześniowa. Na marginesie rok wcześniej o tej porze roku mieliśmy w Krakowie pogodę z listopada, więc zdecydowanie lepszy był tegoroczny upał, choć jak zastanowić się o tym chwilę to przypominał on o jednym z istotnych tematów zgromadzenia – katastrofie klimatycznej. Wracając do recepcji Babilonu – ten czas stania w długiej kolejce nie był w stanie popsuć nastrojów oczekiwania na coś wielkiego.
Wtorek w większości spędziłem w centrum kongresowym ICE, w którym odbywały się obrady zgromadzenia. Dość krótkie posiedzenie Rady dało okazję, by spotykać się z dawno nie widzianymi znajomymi i poczuć dreszcz ostatnich chwil przygotowań.

Wielki dzień

Nadeszła środa. Pierwszy punkt programu to nabożeństwo otwarcia. W centrum kongresowym tłumy delegatów i delegatek, innych uczestników zgromadzenia, a także wielu gości z Polski tłoczyło się przed wejściem. Jak tylko zostaliśmy odpowiednio zeskanowani rozpoczęło się poszukiwanie swoich miejsc na potężnej widowni głównej sali ICE – rzut oka na salę – prawie pełno, rzut oka na scenę – zespół muzyczny, dwa chóry, ołtarz, mównica – ambona i wielka misa – nawiązanie do chrzcielnicy i Chrztu. Rozpoczął chór złożony z przedstawicieli różnych parafii Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, a po jego dwóch pieśniach zabrzmiały takty „Warownym grodem”. Energia w liturgii, ogromna siła kazania wygłoszonego przez ks. Danielle Dokman z Surinamu, przed którą postawiono wyzwanie mówienia o historii mędrców ze Wschodu w środku września, wspólna komunia, a także polskie akcenty – wspomniany chór, powitanie chlebem i solą, tekst Ewangelii także po polsku. To wszystko tylko wzmacniało poczucie, że to będzie dobre zgromadzenie.

Nowa Reformacja

Drugiego dnia zgromadzenia najważniejszym punktem programu był główny referat. Po raz drugi w historii wygłosił go ekumeniczny gość, po raz pierwszy rzymski katolik – ks. prof. Tomáš Halík z Pragi. Jego wystąpienie było w dobrym tego słowa znaczeniu profesorskie – erudycyjne, głęboko zakorzenione w tradycji europejskiego chrześcijaństwa, a jednocześnie skupione na tu i teraz – nowych reformacjach w chrześcijaństwie, bo przecież Kościół powinien się nieustannie reformować. Prowadząca tę sesję ks. Astrid Kleist – ustępująca wiceprezydentka ŚFL regionu Europy Środkowo-Zachodniej – dziękując za wystąpienie stwierdziła, że wiedzieliśmy, że prof. Halík jest dobrym teologiem i dobrym katolikiem, ale że jest także w swoim myśleniu głęboko luterański tego dowiedzieliśmy się dopiero w Krakowie. Faktycznie tak było.
Jednak to, co dla ŚFL charakterystyczne nie wydarzyło się w wystąpieniu Halíka, ale pomiędzy jego propozycją, a odpowiedziami teologów luterańskich ze Stanów Zjednoczonych i Afryki. Tam właśnie działa się wspólnota myślenia, gdy w dialog wchodzą tak różne tradycje, konteksty, lokalne problemy i języki mówienia o nich. To jest siłą różnorodności Federacji, pozwalającą jej nawigować w tym coraz bardziej skomplikowanym świecie.

W obliczu absolutnego zła

Piątek był na zgromadzeniu dniem szczególnym. Po porannej modlitwie i sesji tematycznej „Jedno Ciało” całe zgromadzenie opuściło Kraków i kilkunastoma autobusami udało się do muzeum i miejsca pamięci Auschwitz-Birkenau. To był jeden z najbardziej newralgicznych momentów zgromadzenia. Przesądzała o tym nie tylko skomplikowana logistyka, ale przede wszystkim wyzwanie jakie czekało na nas u celu podróży. W czasie wielu dyskusji przygotowujących tę wizytę uświadomiliśmy sobie w Federacji jak kluczowe, a jednocześnie ryzykowne było to przedsięwzięcie. W Polsce żyjąc w cieniu Auschwitz jesteśmy z nim jakoś oswojeni, znamy podstawowe fakty, szczególnie w południowej Polsce wielu z nas było tam jeszcze w czasie nauki szkolnej. Ale przecież do Krakowa zjechali ludzie z 99 państw świata, tych dla których Auschwitz jest klarownym symbolem, ale i wyzwaniem, bo jest świadectwem absolutnej porażki ich przodków, którzy zorganizowali lub przyłożyli rękę do Shoah, ale także tych dla których jest czasami tylko mgliście kojarzoną nazwą i nic dotychczas nie przygotowało ich na wypełniającą tę nazwę treść. Dla jednych i dla drugich, a te grupy obejmowały dużą część delegatów, doświadczenie konfrontacji z Auschwitz mogło okazać się destrukcyjne, a tym samym negatywnie wpłynąć na dalszy przebieg zgromadzenia.
Przed wyjazdem ks. dr Ireneusz Lukas, wprowadzając do nie najłatwiejszej logistyki tego dnia, poprosił wszystkich by pamiętali, jak trudne doświadczenie jest przed nimi, prosząc by troszczyli się o siebie nawzajem. To proste wezwanie okazało się kluczowe. Szliśmy w mocno międzynarodowych grupach przez Auschwitz i tę uważność oraz troskę po prostu było widać. Ludzie patrzyli wokół siebie, czy ktoś z towarzyszy nie osiągnął właśnie swojej granicy i nie trzeba go wspomóc słowem zainteresowania, gestem, wspólnym milczeniem, byciem blisko i dla niego. Tak przeszliśmy Auschwitz i Birkenau. Tam pod pomnikiem mieliśmy moment na modlitewnego skupienie w czasie drogi przez trzy stacje. Na pierwszej można było przybić stempel ze słowami psalmisty „Jak długo jeszcze, Boże” w każdym z oficjalnych języków Federacji na białym płótnie. Na drugiej czekały suche kwiaty, które można było rozkruszyć. Na trzeciej z całą grupą intonowaliśmy jedyne słowa modlitewnego westchnienia, które w tym miejscu nie wydawały się bluźniercze – „Kyrie eleison”. Doświadczenie świadectwa przejmującego, absolutnego zła przyczyniło się do wzmocnienia wspólnoty…

Jabłka, miód i konfrontacja wyników przygotowań z rzeczywistością

Przeżycie Auschwitz-Birkenau miało swoje domknięcie w sobotę, kiedy przed zgromadzeniem wystąpił Marian Turski. Jego bycie z nami było tym bardziej symboliczne, że przypadło to akurat w żydowski Nowy Rok – Rosz ha-Szana. Więzień Auschwitz i Buchenwaldu wzywał, by nie bać się obcego, bowiem od tego strachu zaczynało się to, czego Auschwitz na wieki pozostanie symbolem. Marian Turski poprosił także zgromadzonych, by wraz z nim żydowskim zwyczajem sięgnęli po miód i jabłka, by życzyć sobie słodkiego i dobrego roku, także w świecie, który woła o nadzieję w obliczu konfliktów jak ten w Ukrainie. W tle zadziała się magia logistyczna i już przy lunchu na stołach zagościły jabłka i miód, by pomóc uczestnikom spełnić prośbę porannego gościa.
Sobota to był także dzień warsztatów, a dla mnie i innych członków grupy roboczej zebranej do przygotowania dokumentu o stosunkach luterańsko-żydowskich był to swoisty czas próby. Zaproponowaliśmy uczestnikom zgromadzenia warsztat wokół tego tekstu. Pierwsze wrażenie – zainteresował dużą grupkę i to z różnych kontynentów. Późniejsza dyskusja pokazała, że nie znaleźli się oni tam przypadkiem, a nasze propozycje są czymś potrzebnym. Równie życzliwie wypowiadały się poproszone do roli pierwszych czytelniczek polska rzymskokatolicka teolożka Zuzanna Radzik, specjalizująca się w kwestiach chrześcijańsko (i polsko)-żydowskich, oraz pracująca w Jerozolimie szwedzka teolożka Anna Hjelm. Dobrze zobaczyć, że ponad dwuletnia intensywna praca przyniosła coś sensownego i potrzebnego. Tutaj warto odnotować, że dokument będzie udostępniony w języku polskim.

Mądrość pokoleń i początek szalonej pracy

W niedzielę upomniały się o mnie obowiązki członka Komitetu ds. założeń programowych i ich formułowania. To jedna z komisji zgromadzenia odpowiedzialna za przygotowanie dwóch kategorii jego tekstów końcowych – rezolucji i oświadczeń. W pierwszej części zgromadzenia przygotowywaliśmy prace, spływały pierwsze inicjatywy delegatów, ale to w niedzielę rozpoczęła się poważna praca, przez co chcąc nie chcąc musiałem zostać w Krakowie i nie mogłem wziąć udziału w wizytach w parafiach razem z delegatami i delegatkami. A niedziela to był dopiero początek ogarniania problemu.
Zanim do pracy (i poszukiwania kawy, która w tajemniczy sposób nie pojawiła się w ICE w niedzielę) jednak nabożeństwo w przepełnionym kościele św. Marcina na Grodzkiej. Kaznodzieją był emerytowany biskup Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Ameryki Mark Hanson. Pierwsza reakcja – chęć posłuchania kogoś młodszego… Chęć ta jednak została skarcona, kiedy bp Mark dał przykład mądrości wynikającej z doświadczenia konfrontowania się z odchodzeniem bliskich i przygotowaniem bliskich na własne odejście. To nie było proste kazanie, ale było ono świetnym przykładem, że potrzebujemy się w swojej różnorodności doświadczeń. ŚFL upomina się o głos młodych, ale tak jak przy głównym referacie najważniejsze wydarzyło się pomiędzy wypowiedziami Halíka i tych, co reagowali, tak tutaj najważniejsze wydarza się w spotkaniu między pokoleniami.

Odważnie o nadziei

Komitetu ds. założeń programowych i ich formułowania pracował intensywnie cały poniedziałek. Udało się jednak wyrwać z niego, by posłuchać znakomitego referatu emerytowanej arcybiskup Uppsali ks. Antje Jackelen. Nie wahała się ona w swoich rozważaniach o nadziei skonfrontować z inną znaną Szwedką – Gretą Thurnberg, która ostrzegając przed katastrofą klimatyczną – o której przypominał nienormalny we wrześniu upał – wzywała: chcę, abyście panikowali. Abp Antje w odpowiedzi proponowała przemyślaną chrześcijańską nadzieję, która jako Boży dar przekracza naiwny optymizm. Nadzieję, która jest wyznacznikiem chrześcijaństwa i którą chrześcijaństwo powinno oferować światu wokół nas. To przesłanie nadziei myślę wielu zabierze z sobą z Krakowa. Szczególnie, że przesłanie ks. abp Jackelen wybrzmiało mocno w kontekście odpowiedzi na jej referat, którą przygotował ks. bp Pavlo Schwartz – biskup luterańskiego Kościoła w Ukrainie, który dzielił się doświadczeniem służby w okolicznościach wojny.

Dzień próby i zakończenia

Ostatni dzień zgromadzenia to dla Komitetu ds. założeń programowych i ich formułowania był sądny dzień. Delegaci i delegatki mieli wypowiedzieć się o naszych propozycjach rezolucji i oświadczeń. Wszystko na szczęście poszło sprawnie, a zbiorowa mądrość zgromadzonych pozwoliła uzupełnić wytyczne dla dalszej pracy Federacji w rezolucjach, a także wzmocnić wydźwięk oświadczeń. Omówienie ich treści, tak jak i treści zasadniczego dokumentu końcowego zgromadzenia – „Posłania” – zostawiam sobie do jednego z kolejnych okołozgromadzeniowych tekstów.
Reszta dnia to podziękowania, nabożeństwo końcowe z wprowadzeniem w urzędowanie nowej Rady ŚFL. Już od jakiegoś czasu ma ono niezwykle symboliczną formę. W czasie nabożeństwa o członków nowej Rady modlą się przedstawiciele młodzieży ŚFL.
Wreszcie na koniec dnia koncert w kościele św. Marcina na Grodzkiej – ukoronowanie programu towarzyszącego zgromadzeniu w krakowskiej parafii luterańskiej. Utwory muzyczne przeplatane lekturą tekstów wszystkich wcześniejszych dwunastu Zgromadzeń Ogólnych i krótkie podsumowanie na gorąco tego co działo się w Krakowie. Wychodziłem ze św. Marcina szczęśliwy i zmęczony, mając za sobą dobre zgromadzenie. Udało się nie tylko organizacyjnie, ale pod każdym innym względem – dla wspólnoty ŚFL to był dobry czas, który będzie miał realne znaczenie dla jej istnienia i działania w kolejnych latach. Jako, że wieczór był jeszcze młody, po powrocie do miasteczka studenckiego AGH nie pozostało nic innego niż w poprzednie wieczory – udać się do klubu studenckiego „Studio”, gdzie w miłych okolicznościach można było kontynuować bycie członkiem różnorodnej luterańskiej wspólnoty, która zawitała we wrześniu do królewskiego Krakowa.

Jerzy Sojka – doktor habilitowany teologii ewangelickiej, profesor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, kierownik Katedry Teologii Historycznej tej uczelni, członek Rady Światowej Federacji Luterańskiej