Drukuj

NR 7-8 / 2010

Rodzina Najmanów

Dzięki uprzejmości pp. Wilhelma Najmana i Blanki Najman-Kaczorkowej rozpoczynamy publikację na łamach naszego Pisma fragmentów pamiętników napisanych przez potomków braci czeskich w Polsce.
Teksty, które będziemy Państwu prezentować w kolejnych numerach „Jednoty” zostały opracowane na podstawie pamiętników rodziny Najmanów (Pawła – ur. 1863 w Zelowie, jego syna Wilhelma – ur. 1905 w Zelówku, Blanki – ur. 1933 w Dąbiu nad Nerem, wnuczki Pawła, oraz pra-pra-prawnuczki Pawła – Marty ur. 1991 we Wrocławiu.
Zelowiacy, o którcyh mowa, to potomkowie osadników z Taboru Wielkiego, Małego i Czermina, którzy w roku 1802 zakupili Zelów od polskiego ziemianina i zaczęli organizować tam swoje życie.

 

Najmanowie z Moraw należeli do tzw. radykalnych taborytów, żyjących według Pisma Świętego. Wchodzili w skład grupy przybyszów, którzy wywodzili się z braci czeskich, kontynuatorów średniowiecznego ruchu husyckiego. Przypomnijmy, że Jednota braci wielokrotnie doświadczała prześladowań religijnych w XVI, XVII i XVIII wieku, które powodowały kolejne fale emigracji. Osadnicy Zelowa, pochodzący z trzeciej emigracji, poprzednio zamieszkali na Śląsku (Strzelin), czy w Wielkopolsce (Kępno), zakładali nowe, prawie całkowicie czeskie wsie: Tabor Wielki, Tabor Mały, Czermin i inne.

20. XI. 1802 roku we wsi Czermin podpisano umowę regulującą warunki zakupu Zelowa. Ustalono też formę wynagrodzenia dla pośrednika, szlachcica wyznania kalwińskiego Aleksandra de Korwin Petrozelina, który poznał w podróżach po Europie właściciela wsi Zelów, ziemianina Józefa Świdzińskiego i opowiedział osadnikom czeskim o możliwości kupna tej ziemi. Nabywców reprezentowali następujący ojcowie rodzin: Martin Bureś, Jan Jelinek z Czermina, Matej Jelinek, Vaclaw Kulhanek, Jan Matys, Matej Matys, Jirik Naumon (Najman), Jan Polacek (Polaczek), sołtys z Czermina Jan Pospisil (Pospiszył), Vaclaw Pytlicek (Pytliczek), oraz Jan Slama (Słama). Jak piszą Sławomir Papuga i Andrzej Gramsz (Wspólnota nacji, wyznań i kultur – Zelów): Powyższa umowa, podpisana pomiędzy czeskimi osadnikami a Petrozelinem, w następnych tygodniach krążyła od jednej śląskiej miejscowości do drugiej, gdzie kolejne rodziny składały swe podpisy, uznając ważność w tym dokumencie porozumień.

W rezultacie 23 grudnia 1802 roku akt kupna został uwierzytelniony w sądzie w Łasku. W odpisie tego dokumentu, znajdującego się w archiwum parafialnym w Zelowie, czytamy: Ja, urodzony Śliwiński dobra swe wieś Zelów (...) ze wszystkimi przynależnościami gruntami, lasami, łąkami, budynkami tak dworskimi, jak i wiejskimi, przywilejami i prawami, jakie tylko do tej wsi były i są prawem dziedzictwa SPRZEDAJĘ (...) za sumę dobrowolnie umówioną: talarów pruskich 25 666 czyli złotych polskich 154 000... (pisownia oryginalna).

Nabyty majątek podzielono pomiędzy 54 rodziny kolonistów. Należy dodać, że zgodnie ze zwyczajem panującym w poprzednich osadach zakładanych przez czeskich kolonistów, również i w Zelowie wytyczono działkę dla pastora o powierzchni 11 morgów i 231 prętów, w tym na budowę plebanii 3 morgi i 268 prętów. Lasy, łąki i pastwiska były wspólną własnością całej społeczności. Utrzymywanie dróg było także w społecznych obowiązkach zelowian, bowiem komunikacja osadników z resztą świata była bardzo ważna, szczególnie z daleko usytuowaną pocztą. Dlatego światły i zamożny Józef Gąsiorowski – zacny mieszkaniec Zelowa – zabiegał skutecznie o miejscową pocztę i od 1873 roku Zelów miał swój urząd pocztowy. Z biegiem czasu zaczęły powstawać inne placówki użyteczności publicznej: Kasa Oszczędności w 1893 roku, apteka w 1897, młyn w 1906, Ochotnicza Straż Ogniowa w 1909 roku. Wkrótce, tym razem z inicjatywy Władysława Gąsiorowskiego, uruchomiono elektrownię!

W tym samym roku w oficjalnych opracowaniach historycznych parafii zelowskiej wymienia się przybycie nowego, upragnionego, „prawdziwego” kaznodziei, jakim był Bogumił Radechowski. Wreszcie spełniły się życzenia zelowskiego zboru, by mieć czeskojęzycznego pastora. Ten przybył prosto z Pragi i już w październiku 1909 roku rozpoczął działalność duszpasterską w Zelowie.

Mój dziadek – Paweł Najman (urodzony w 1863 roku w Zelowie) – pomagał księdzu Bogusławowi Radechowskiemu jako diakon. Wraz z diakonisą (której nazwiska nie pamiętamy) zajmowali się pomocą dla głodujących i opiekowali się chorymi w czasie epidemii czerwonki i szkarlatyny.

Opowieść Wilhelma Najmana

Urodziłem się 15 lutego 1905 roku w Zelówku, powiatu łaskiego, należącego wówczas do guberni piotrkowskiej. Już następnego dnia zostałem ochrzczony w domu przez księdza Garczyńskiego, który był wówczas urzędnikiem stanu cywilnego oraz pa­storem parafii ewangelicko-reformowanej w Zelowie. W Zelówku mieszkali wówczas sami Czesi, emigranci z Moraw, którzy po bitwie pod Białą Górą w roku 1620 musieli uciekać z Czech wskutek prześladowań religijnych w Czechach i na Morawach. Przodkowie moi osiedlili się najpierw w Taborze, a stamtąd przenieśli się do Zelówka i Zelowa w powiecie łaskim. Zelówek to wieś położona na północ od większego Zelowa. Miejscowości te były oddzielone potężnymi borami i lasami na przestrzeni około ośmiu kilometrów. W zapisach metrykalnych nie odróżniano Zelówka od Zelowa, a w księgach parafialnych zapisywano po rosyjsku – urodzony i ochrzczony w Zelowie – taką mam właśnie metrykę urodzenia. W krótkim czasie po moim urodzeniu rodzice moi sprzedali gospodarstwo rolne wraz z domem bratu ojca Karolowi, a sami wraz z siedmiorgiem dzieci przenieśli się do Zelowa, gdzie kupili dom od pani Faflakowej, której mąż zginął w wojnie rosyjsko-japońskiej. Dom ten stoi w Zelowie do dnia dzisiejszego przy graniczkach, w pobliżu kościoła ewangelicko-reformowanego.

Słabo urodzajne ziemie zmusiły Czechów do rozwijania produkcji tkacko-chałupniczej, która w późniejszych latach stała się ich głównym źródłem utrzymania. Mój ojciec, Paweł Najman, miał swój własny warsztat tkacki i całe życie zarabiał na liczną rodzinę swoim pięknym tkactwem. Pamiętam do tej pory tę izbę w Ich domu, w której stał dostojnie duży warsztat z osnowami biegających w tę i z powrotem szpul i powstającą koszulówkę [na męskie koszule], czy pościelówkę [na poszwy]. Powstawały tu także dekoracyjne plusze, wykonywane z bawełnianej osnowy i wełnianego wątku.

Było na kogo pracować. Moi rodzice, Amalia i Paweł Najmanowie, mieli dziewięcioro dzieci: Karol, Józef, Bogumił, Amalia, Paweł, Elżbieta, ja – Wilhelm, Bedrich i Mirek.

W roku 1920 rodzina Amalii i Pawła przeżyła szok rozpaczy po stracie syna Józefa, powołanego do wojska polskiego w 1919 roku Miał przyjechać na urlop w okresie Świąt Bożego Narodzenia – zginął na froncie z rąk bolszewików. Miast żywego syna i brata przyszło zawiadomienie: „Józef Najman zginął na polu chwały”. Pochowany na cmentarzu wojskowym w Równem na Wołyniu (...). Matka gorzko płakała. Cała rodzina pogrążona była w smutku przez długie miesiące.

Jak wyżej wspomniałem, zbór zelowski za czasów pastora Bohumila Radechowskiego szczególną troską otaczał szkolnictwo. Pastor sprowadził nawet z Czech nauczyciela Rudolfa Sveca do Zelowa, którego uczniem byłem i ja, i mój starszy o 2 lata brat Paweł. W szkole zelowskiej w tym czasie językiem wykładowym był język rosyjski. Uczono jednak także języka polskiego i czeskiego, aż do wybuchu I wojny światowej w 1914 roku. Po zajęciu Zelowa przez Niemców, wkrótce zorganizowano znowu szkolnictwo, gdzie językiem wykładowym był język niemiecki, z konieczności oczywiście.

Wilhelm Najman i Blanka Najman-Kaczorkowa

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

 

Czytaj też: