Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2021, s. 42–44

rece, zespol (fot. truthseeker08/pixabay)Sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia na granicy polsko-białoruskiej, budzi w naszym społeczeństwie wiele skrajnych emocji. Jedną z nich, którą sama odczuwam, jest poczucie zupełnej bezsilności i bezradności. W różnych częściach świata stale wybuchają wojny i zamieszki, ludzie cierpią prześladowania i zmuszani są do opuszczania swoich domów, doświadczają głodu, tracą dorobek życia i poczucie bezpieczeństwa. Słyszymy, oglądamy i czytamy o tym każdego dnia w mediach. Ale doświadczamy tego nieco inaczej: to wszystko dzieje się daleko od nas, na świecie, na innych kontynentach. A tymczasem grupy migrantów koczują w lasach tuż obok nas, na Podlasiu, w miejscach znanych wielu z nas z pięknych, beztroskich wakacyjnych wędrówek. To nieszczęście dzieje się blisko nas. Obok nas cierpią ludzie: dzieci, kobiety, mężczyźni, starsi i młodzi.

Sprawa jest skomplikowana. Migranci są zwabiani na Białoruś obietnicami lepszego życia w Europie, a po przylocie zawożeni na granicę białorusko-polską, nierzadko okradani z resztek pieniędzy, bici i pozostawiani sami sobie. Koczują w pasie przygranicznym, przeganiani to przez białoruskich pograniczników, którzy mają za zadanie wypchnąć ich do Polski, zmusić do ataku na polskich funkcjonariuszy, to przez polskich pograniczników i żołnierzy, którym z kolei wydano rozkaz niewpuszczania do kraju nielegalnych imigrantów. Aleksander Łukaszenka, wykorzystując tych ludzi jak narzędzia, próbuje destabilizować sytuację polityczną w Polsce i w Europie. Rząd Polski, chcąc temu zapobiec, broni wschodniej granicy Unii Europejskiej przed migrantami. Sprawa jest skomplikowana i polityczna. A w pasie przygranicznym cierpią ludzie.

Ogromny niepokój budzi narracja, z jaką mamy do czynienia w niektórych mediach w kontekście opisywanej sytuacji i losu migrantów. Nie chodzi tutaj jedynie o skandaliczne i niedopuszczalne wypowiedzi nacjonalistów nawołujące do strzelania do uchodźców. Chodzi o głosy w debacie publicznej, ale także w kształtowanych przez nią poglądach zwykłych ludzi, opisujące całą sytuację w sposób odczłowieczający tych ludzi. Przedstawia się ich jako „liczby prób nielegalnego przekroczenia granicy”, a nie osoby. I dopóki będą przedstawiani społeczeństwu jako „masa” zagrażająca naszemu bezpieczeństwu, wrogowie naszej ojczyzny, dopóty nastroje społeczne nie będą im przychylne. Narracja ta przywodzi mi na myśl tę z lat 30. XX w., kiedy w propagandzie nazistowskiej w sposób odczłowieczający przedstawiano Żydów. Wszyscy wiemy, co było dalej: jeśli grupa uznana zostanie za zagrażającą, przenoszącą choroby zakaźne (wówczas tyfus), łatwiej zmanipulować tłum i zmotywować do prześladowań.

W Magazynie „Gazety Wyborczej” z soboty, 13 listopada 2021 r. natknęłam się na wywiad z Maciejem Stuhrem. Aktor i jego żona udali się na granicę zawożąc koczującym tam migrantom pomoc rzeczową i stając się prawnymi pełnomocnikami grupy Syryjczyków, którzy – wielokrotnie przepychani przez granicę – starają się o azyl w Polsce. Wywiad zawiera wiele wstrząsających treści. Jedna z nich wydała mi się jednak szczególna. Otóż wielu mieszkańców przygranicznych miejscowości angażuje się w pomoc migrantom, a niektórzy z nich ukrywają to przed sąsiadami, bo ci myślą inaczej. Stuhr wspomina w wywiadzie o kobiecie, która w garażu gromadziła rzeczy potrzebne migrantom, a ktoś włamał się do tego garażu, wszystko zniszczył i zdemolował jej samochód. Wiem, że porównanie, które mi się nasunęło, być może jest zbyt daleko posunięte, ale nie mogę pozbyć się skojarzenia, że jeszcze długo po wojnie wielu ludzi ukrywało przed sąsiadami fakt pomagania Żydom…

Z pewnością tylko część spośród ludzi próbujących przetrwać w podlaskich lasach to uchodźcy i ich najbliżsi, których prześladowania, reżim i wojna zmusiły do opuszczenia własnego kraju. Część z nich to z pewnością migranci zarobkowi, którzy wyruszyli ze swoich ubogich krajów, z obozów dla uchodźców, gdzie żyją już wiele lat, aby urzeczywistnić swój sen o lepszym życiu w europejskim dobrobycie. Wielu z nich doskonale wiedziało, że decydują się na nielegalną podróż, że ryzykują deportacją, mimo to wyruszyli razem z rodzinami, z małymi dziećmi. Wielu z nich wcale nie miało zamiaru pozostawać w Polsce, celem ich podróży były zamożniejsze kraje Europy Zachodniej. Doskonale o tym wiemy. Ta wiedza jednak niewiele zmienia. Bo można w tej chwili zapytać: i co z tego? Ci ludzie już tam są. Mamy listopad, a na Podlasiu noce są już bardzo zimne. Na pewno istnieją sposoby zmuszenia Łukaszenki do...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

* * * * *

Joanna Kluczyńska – doktor nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, starszy wykładowca w Katedrze Prawa Oświatowego i Polityki Społecznej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie

 

fot. truthseeker08/pixabay