Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

ImageRozrzucone zdjęcia na podłodze...

Klęcząca nad nimi grupa osób spontanicznie reaguje na czarnobiałe i kolorowe obrazy zatrzymane w kadrze. Okazuje się, że w nieładzie i braku chronologii też jest metoda, znacznie silniej wyzywająca przepływ wspomnień, niż moje uporządkowane i oznaczone datami albumy. Wywołane z różnych przestrzeni osoby budują różnobarwną mozaikę życia w pigułce. Bez skutku szukamy zdjęć powojennej Warszawy z czasów jej odgruzowywania. Rozrzucone na dywanie fotografie wyglądają jak ruiny miasta. Ich widok rozmiękcza mnie do tego stopnia, że "odklejają się" wspomnienia, warstwa po warstwie. Zadaję sobie pytanie: dlaczego krąg twarzy, w który dziwnym zbiegiem okoliczności układają się zdjęcia, przywołuje TEN AKURAT biblijny obraz zapisany u Ewangelisty Jana (J 5,1-9)?
Rozpaczliwy krzyk chorego sprzed 2 tysięcy lat: NIE MAM CZŁOWIEKA, brzmi do dziś w wielomilionowym tłumie osamotnienia, w tłumie bezduszności. Ten głos usłyszałam TERAZ - widząc twarze w większości należące już do innego świata.
Wówczas rzecz miała miejsce w Jerozolimie, przy tzw. Owczej Bramie, w pobliżu sadzawki Betezda, co oznacza "dom łaski i miłosierdzia". Wycieńczony cierpieniem tłum czekał na poruszenie wody. Ten, kto pierwszy po owym poruszeniu wstępował do niej, odzyskiwał zdrowie. Chorujący od wielu lat mężczyzna nie znalazł nikogo, kto pomógłby mu wejść do sadzawki... Centrum tego zwiastowania nie stanowi ani cud uzdrowienia zanotowany przez Jana, ani fakt, że Jezus czyni to w sabat, czym naraża się na restrykcje władz religijnych. Jądrem Ewangelii jest miłość do człowieka wyrażona czynem. Dziś świat, na kształt zaludnionej Betezdy, pełen jest cierpiących ludzi, którzy bezskutecznie oczekują na gest miłości drugiego człowieka. Jaki jest mój świat? Czy też tak głodny miłości? Twarze z fotografii prowokują mnie do głębokiej refleksji. Czy wystarczająco okazywałam i okazuję miłość? Czy potrafię zaprząc Bożą perspektywę do spojrzenia na granice mojej miłości?
Sadzawka Betezda z pięcioma portykami, gdzie Pan Jezus uzdrowił chorego, została odkryta przez archeologów na dużej głębokości, poniżej poziomu dzisiejszej Jerozolimy. Ile warstw w pokładach własnych uczuć należy odkryć, by uruchomić reakcję współodczuwania i praktycznej - a nie teoretycznej - miłości do bliźniego i miłości najtrudniejszej, bo okazywanej najbliższemu na co dzień?
Klęcząc nad fotografiami, jak nad sadzawką Betezda, czynię rachunek sumienia. W ruinach, które niesie każde życie, Bóg pozwala zakwitnąć różom (A. Pfeifer) - słyszę w odpowiedzi niedawno przeczytane zdanie. Ruiny i róże wyraźnie widzę w rozrzuconych niedbale zdjęciach. Pozostaje tylko zadać pytanie: co pozostawię po sobie?
Aleksandra Błahut-Kowalczyk
[Teolog luterański]